Autorka: Olga Kowalska/Wielkibuk.com

Dlaczego warto poznać losy bohaterów „Gdzie poniesie wiatr”, „Utraceni” oraz „Pudełko w kształcie serca”? Polecamy lektury powieści Kristin Hannah, Marcela Mossa oraz Joego Hilla w pierwszym tekście z cyklu Książki na wieczór poleca Wielki Buk. Przed wami trzy krótkie recenzje.

„Gdzie poniesie wiatr”, Kristin Hannah. Powieść obyczajowo-historyczna

„Ta ziemia, jeśli się w nią wsłuchać, opowiada historię. Historię naszej rodziny”.

Spośród współczesnych popularnych autorek literatury obyczajowo-historycznej jest jedna, której kolejnych powieści wyczekuję, siedząc jak na szpilkach. To książki amerykańskiej pisarki Kristin Hannah, które nieprzypadkowo podbiły serca czytelników i czytelniczek na całym świecie. Jeśli moje obliczenia matematyczne mnie nie mylą, to do tej pory Kristin Hannah wydała dwadzieścia cztery powieści, przetłumaczone na czterdzieści trzy języki. Imponujący wynik, który nie zaskoczy nikogo, kto z jej twórczością miał już do tej pory do czynienia.

 

gdzie poniesie wiatr hannah kristin

 

Na rozdrożach wielkich i małych historii

Można się oszukiwać, że historia Stanów Zjednoczonych to historia jak z amerykańskiego snu: wielkiej mamony, broadwayowskich piórek i apartamentów pośród chmur. Ta prawdziwa historia bowiem napisana jest potem i krwią, głodem i cierpieniem, rozpaczą i największym poświęceniem. „Gdzie poniesie wiatr” to właśnie taka opowieść, sięgająca czasu, który odbił się echem na całym pokoleniu Amerykanów, naznaczając tak dorosłych, jak ich dzieci. Wielki Kryzys – okres tzw. „Dust Bowl” – katastrofy ekologicznej i strasznego głodu, który dotknął mieszkańców Wielkich Równin, mieszając z pyłem życie tysięcy rodzin, w tym Elsy Martinelli i jej najbliższych.

Kristin Hannah wrzuca nas w świat ciężkiej pracy na farmie w Teksasie, która daje plony tylko wtedy, gdy młodsi i starsi poświęcą jej całą swoją uwagę. Do czasu, gdy wszystko się kończy. Z historyczną dokładnością i pieczołowitością autorka odmalowuje przed oczami niewyobrażalny kryzys, który uderza znienacka, wystawiając na próbę więzi rodzinne, małżeńskie, rodzicielskie. Autorka znana z bliskiego przyglądania się relacjom międzyludzkim znów wzięła pod lupę te najbardziej znaczące i przełomowe momenty życia. Opisuje rozdroża każdej kobiety, takie jak dorastanie i dojrzewanie, macierzyństwo na różnych jego etapach,  przekwitanie czy zmaganie się z przemijaniem. Warto zauważyć, że tak jak w poprzednich powieściach, tak i z bohaterkami „Gdzie poniesie wiatr” możemy się utożsamiać, odnajdując wspólną płaszczyznę, bez względu na odległość i epokę, jakie nas dzielą.

Co przynosi dzisiaj, co przyniosło jutro

Uniwersalność „Gdzie poniesie wiatr” okazuje się nieprzypadkowa. Okres pisania powieści – jak ujawnia autorka w posłowiu – przypadł na czas pandemii i współczesnych wyzwań, z jakimi musimy zmagać się na co dzień. Niemoc względem nieprzewidzianej globalnej katastrofy, kryzys gospodarczy, próżne obietnice rządowe, wreszcie – bliskość śmierci, okazały się doskonałą pożywką dla opowieści historycznej, która dzisiaj jest nam bliższa i bardziej zrozumiała niż kiedykolwiek wcześniej.

Kto jest już zaznajomiony z twórczością Kristin Hannah, kto już sięgał w przeszłości po „Słowika”, „Wielką samotność” czy inne bestsellerowe powieści autorki, ten domyśla się, że „Gdzie poniesie wiatr” szykuje moc niezapomnianych wzruszeń. To powieść niezwykle aktualna, na wskroś nam współczesna, pełna rozpaczy i tej znajomej nam niewiedzy, bo kto wie, co przyniesie jutro?

„Utraceni”, Marcel Moss. Thriller sensacyjny

„Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Był człowiek, nie ma człowieka”.

Pochłonąwszy setki thrillerów twórców polskiej i światowej literatury gatunkowej, zdaję sobie doskonale sprawę, że nie każdy z nich ma umiejętność budowania takich opowieści, które przyciągną rzesze nie tylko starszych, ale i młodszych czytelników. Dla twórców kryminałów czy przejmujących dreszczowców to ogromne wyzwanie. A jednak – ukrywający się pod pseudonimem Marcel Moss oswoił tę sztukę, a grono wiernych, różnorodnych miłośników jego twórczości rośnie z każdą kolejną książką, czemu wcale się nie dziwię.

 

Utraceni, Marcel Moss

 

Mroczna otchłań ludzkiej duszy

„Utraceni” – thriller sensacyjny, który rozpoczyna nowy cykl zatytułowany „Echo” – to siódma już powieść tego relatywnie młodego autora, którego kariera pisarska wystartowała z impetem zaledwie przed dwoma laty. Thriller za thrillerem, dreszczowiec za dreszczowcem, Moss serwuje na wskroś współczesne historie, które wywołują silne emocje i zapewniają czytelnikowi podróż prosto w ciemną otchłań ludzkiej duszy.

Nie inaczej jest w przypadku „Utraconych”, których punktem zaczepienia są zaginięcia i Agencja Poszukiwań Osób Zaginionych , nomen omen „ECHO”, w której pracuje duet naznaczony osobistą utratą bliskich. Ich cel jest prosty: mają odnaleźć syna kontrowersyjnego działacza politycznego, po którym urwał się wszelki ślad. Być może, idąc jego tropem, uda im się również rozwiązać własne nierozwikłane dotąd sprawy?

Dla czytelników o mocnych nerwach

Moss potrafi obserwować i wyciągać esencję z otaczającej go rzeczywistości – tak realnej, jak wirtualnej. Umiejętnie wplata elementy polityczno-społeczne, dorzuca głośne wydarzenia ulicy takie jak Strajk Kobiet, obracając je na korzyść fikcyjnej fabuły, ukorzeniając tym samym swoje książki w tym, co tak znajome, co widzimy na co dzień. Nikogo jednak nie ocenia, nie wydaje werdyktu i nie daje jednoznacznych odpowiedzi. Za to niezmiennie, od samego początku przeraża, bo nie boi się poruszać tematów trudnych i iść pod prąd. Jego twórczość naznaczona jest pesymistycznym wydźwiękiem i tak jak w poprzednich książkach, tak i w „Utraconych” meandruje między przeszłością swoich bohaterów, a tym, co tu i teraz, budzi dawne demony, by odnaleźć odpowiedzi na najbardziej dręczące pytania.

Książki Mossa przyciągają uwagę swoją stylową lekkością i aktualnością, jednak ze względu na bezpośredniość w ukazywaniu zła polecam je wyłącznie czytelnikom o mocnych nerwach. Takim, którzy nie boją się zanurzyć się w najgłębszym możliwym mroku. Bezwzględna przemoc, świat podrzędnej przestępczości, narkomańskie, jakże skrajne doświadczenia, które sprowadzają człowieka na samo dno – „Utraceni” znów idą o krok dalej, zmieniają perspektywy, obiecując jednak migoczące światło w tunelu. Nadzieję, która być może rozbłyśnie jaśniej i wybrzmi echem w kolejnym tomie tej serii.

„Pudełko w kształcie serca” Joe Hill. Horror

„Duchy zawsze w końcu doganiały swą ofiarę i nie da się zamknąć przed nimi drzwi, bo potrafią przez nie przejść.”

Spoglądając na opis, pewnie wielu z Was zakrzyknie: historia o duchach – nic bardziej banalnego! A ja odpowiem Wam, że daleko jest debiutanckiej powieści Joe Hilla do banału. Być może dlatego, że jako syn najpopularniejszego twórcy literatury grozy, nieprzypadkowo nazywanego Królem, czyli Stephena Kinga, Hill od najmłodszych lat był z horrorem zaznajomiony i miał po kim odziedziczyć talent do snucia niezwykłych opowieści. „Pudełko w kształcie serca” straszy i przyciąga uwagę, wyznaczając też ścieżkę, którą z czasem Hill podążył w swoich kolejnych książkach. Wydanie, które trafia do rąk czytelnika, to wznowienie w nowym tłumaczeniu Pauliny Breiter-Ziemkiewicz.

 

Pudełko w kształcie serca, Joe Hill

 

Wina, odkupienie i duchy

Przed czytelnikiem historia winy i odkupienia w najlepszym możliwym wykonaniu. Podstarzały muzyk rockowy Jude Coyne lata popularności i sławy ma już dawno za sobą. Teraz odcina kupony od przeszłości, sypia z młodymi kobietami i jak na dawną gwiazdę przystało – pielęgnuje dziwne hobby. Bohater kolekcjonuje bowiem... nawiedzone przedmioty związane z okultyzmem i ze śmiercią.

Kiedy przychodzi do niego propozycja zakupienia prawdziwego ducha, Coyle nie waha się ani chwili, nie zdając sobie sprawy, że w jego ręce trafi mściwa istota gotowa na wszystko, by go zniszczyć. Tak oto bohater „Pudełka w kształcie serca” stanie do walki o własne, zagubione „ja”…

Odzyskać samego siebie

Jude spróbuje pogodzić się ze swoją przeszłością i odpokutować za błędy młodości. Wyruszy w drogę, by na wzór bohaterów tradycyjnych amerykańskich powieści drogi szukać odpowiedzi na najbardziej dręczące go pytania. Powrót do lat młodzieńczych skonfrontuje go ze starymi traumami, pozwoli zrozumieć ich genezę, a także odpuścić dawne winy. Jego życie zyska nowy kierunek i osiągnie pełniejszy wymiar. Zmotywowany przez istotę spoza czasu i przestrzeni, muzyk przemierzy bezdroża przeszłości i dzięki tej wyprawie odzyska samego siebie. Znów będzie gotowy na poświęcenie i być może przypomni sobie, co znaczy miłość.

Banalne, powtórzycie znów. Motywy te bowiem w grozie (szczególnie tej w wydaniu Stephena Kinga) obecne są od dekad. Ba! Są stare jak świat. A jednak Hillowi udało się stworzyć opowieść oryginalną i świeżą, uwspółcześnioną na swój własny, charakterystyczny sposób. Dojrzewającą i już dojrzałą zapowiedź, tego, co nadejdzie i co już nadeszło. Opowieść, która trafi do wyobraźni nawet tych, których do grozy trudno na co dzień przekonać. W końcu dobra opowieść o duchach zjeży włos nawet największym niedowiarkom.

To jak, którą książkę zaczniecie czytać dziś wieczór? Więcej czytelniczych inspiracji znajdziecie w pasji Czytam.