Autorka: Olga Kowalska/ Wielki Buk

To moje pierwsze spotkanie z bestsellerową autorką „Kredziarza”, która nie tylko mnie pozytywnie zaskoczyła, ale sprawiła również, że jeszcze długo o jej płonących dziewczętach będę pamiętać. Catriona Ward swoją powieścią wbiła w fotel połowę świata internetowych recenzentów, ale czy ja również dałam się omamić? Natomiast Anna Lewicka serwuje opowieść, której brakowało mi na rynku literackiej grozy.

„Płonące dziewczyny”, C.J. Tudor. Thriller kryminalny

Przyznam, że poczułam się, jakbym wyszła gdzieś spod kamienia – do tej pory nie czytałam ani jednej powieści C.J. Tudor! To wcale nie tak, że nie miałam okazji, ale pod świadomie unikałam potencjalnego zawodu. Jak się okazało, całkiem niepotrzebnie! C.J. Tudor znakomicie bawi się fabułą. Meandruje między kryminałem, dreszczowcem a grozą, nawiązując do znanych tytułów gatunku i co rusz puszczając oko do czytelnika. Takie zagrywki pisarskie bardzo sobie cenię i już dzisiaj wiem, że po inne powieści Tudor sięgnę z przyjemnością. Powróćmy jednak do „Płonących dziewczyn”.

 

Płonące dziewczyny

 

Tajemnice Chapel Croft

Brytyjską wioskę Chapel Croft dręczy nieprzyjemna historia. Raz na jakiś czas ktoś tu znika, jak gdyby rozpływając się w powietrzu. To tutaj też objawiają się wybranym „płonące dziewczyny”, duchy dwóch nastolatek, które zostały spalone na stosie w XVI wieku pośród innych męczenników w wiosce. Ich widma dostrzega duchowna Jack Brooks, która przyjeżdża do Chapel Croft, by objąć miejsce pastorki w miejscowej parafii po swoim poprzednika. Wkrótce okazuje się, że śmierć wcześniejszego pastora nie była przypadkowa. Seria niepokojących zdarzeń tylko utwierdza ją w przekonaniu, że w Chapel Croft nic nie dzieje się tak, jak powinno.

Z dala od klisz

Thrillerów o małych zamkniętych społecznościach, które dręczą duszne tajemnice, a klaustrofobiczna atmosfera przypomina wrzący rondel, który zaraz wykipi, są tysiąceJak to więc możliwe, że ten motyw w „Płonących dziewczynach” wciąż wydaje się świeży i nietknięty aurą powielającej się nudy? C.J. Tudor bawi się poczuciem narastającej grozy,. Łączy wątki związane z wykluczeniem i odosobnieniem, spomiędzy kart sączy cichą przemoc, która wnika do krwiobiegu bohaterów. Wisienką na torcie jest element niedopowiedzianego, niepojętego, który przemieszcza się między kolejnymi rozdziałami.

Akcja rozgrywa się między kilkoma zaledwie postaciami. Całość jest więc niesamowicie kameralna. Jednak C.J. Tudor nie ogranicza się, podbija napięcie, buduje atmosferę bolesnego osaczenia, wystawiając czytelnika na niejeden zaskakujący zwrot akcji, który przyspieszy bicie serca. To prawdziwa przyjemność sięgnąć po dreszczowiec, który sprawi moc frajdy wyjadaczowi gatunku.

„Ostatni dom na zapomnianej ulicy”, Catriona Ward. Thriler psychologiczny

Wokół tego tytułu atmosfera wrze od pierwszych przedpremierowych recenzji. Rozprawiają o nim czytelnicy na forach, zachwycają się nim blogerzy, szeroko komentują tę powieść wszyscy, którzy natknęli się na tę pozycję.  I nic w tym dziwnego. Catriona Ward postawiła na przewrotny twist. Umiejętnie wykorzystany przez nią koncept, co prawda w ostatnim czasie nadużywany w popkulturze, faktycznie zbija z tropu niejednego czytelnika.

 

Ostatni dom na zapomnianej ulicy

 

Za zabitymi oknami

Autorka wprowadza nas w życie Teda. Wydaje się, że bohater wiedzie niespieszną ezystencję zagubionego, nieco zdziecinniałego dorosłego mężczyzny, który większość czasu spędza samotnie w domu pod lasem, za oknami szczelnie zabitymi gwoździami i dyktą. Jednak coś się nie zgadza. Okazuje się bowiem, że życie Teda kryje wiele niedopowiedzeń i sekretów – bohatera osacza przeszłość, przed którą nie ma ucieczki. Przed laty Ted był oskarżonym w głośnej sprawie zaginięcia kilkuletniej dziewczynki. Teraz ta historia znów ożywa. Ktoś interesuje się dziwnym mężczyzną spod lasu, ale czy jest gotowy odkryć to, co ten naprawdę skrywa w swoim domu?

Otchłań ludzkiej duszy

Przyznam, że z początku miałam spory problem z powieścią Catriony Ward. Powód? „Ostatni dom na zapomnianej ulicy” opiera się na znanej kliszy. Jeśli więc czytelnik przewidzi ten wcale nie tak niespodziewany twist już w pierwszych rozdziałach, to czy będzie jeszcze czuł w ogóle satysfakcję z lektury? Na szczęście Ward przewidziała i przygotowała się na tę okoliczność. Wplotła swój thriller psychologiczną rozgrywki, na dokładkę dorzucając niemal kryminalną zagadkę. Ward stworzyła opowieść o otchłani ludzkiej duszy, fascynującą, bolesną, miejscami dziwaczną. Na pewno „Ostatni dom na zapomnianej ulicy” kryje w sobie coś nieogarniętego, jakiś magnetyzm czarnej dziury połączony z siłąuderzenia filmów M. Night Shyamalana.

„Pełnik”, Anna Lewicka. Thriller gotycki

Takich opowieści brakowało mi w polskiej grozie od lat! Książka z kobiecym pazurem, psychologicznym zacięciem oraz gotycką otoczką, której nie sposób się oprzeć. W prozie Anny Lewickiej odnajdą się miłośnicy Anne Rice czy klasycznych opowieści o kobietach pochłanianych przez wielki dom pełen tajemnic. Taki jak osamotniona rezydencja, położona gdzieś w leśnych zakamarkach Kotliny Kłodzkiej.

 

Pełnik, Anna Lewicka

 

Witajcie w Pełniku

Pełnik. Niewielkie miasteczko w sercu Kotliny Kłodzkiej, gdzie wszyscy znają się z dziada pradziada, a czas jakby się zatrzymał. To tu po latach wraca Emilia, która po śmierci ukochanej ciotki rzuciła karierę prawniczki i postanowiła odnowić podupadającą rodzinną rezydencję. Snuje ambitne plany – oczyma wyobraźni widzi hotel spa z kompleksem basenów. Jej powrót burzy spokój Pełnika. Kobieta wzbudza zainteresowanie miejscowych, bo wydaje im się obca. W domu zaś na nową właścicielkę posiadłości czyhają uśpione demony.

Rodzinne dziedzictwo

Co się stanie, gdy dom okaże się nie azylem, a pułapką, która kusi i przyciąga naiwne ofiary? Kotlina Kłodzka z Pełnikiem działa jak potworne sidła, w których można utknąć i nigdy już nie wyrwać. Tutaj każde drzewo sunie za nami wzrokiem, każdy cień żyje własnym życiem, a nad wszystkim czuwa coś, czego nie sposób objąć rozumem.

Anna Lewicka zbudowała ociekającą grozą, klaustrofobiczną atmosferę, a w niej zawiesiła smakowitą rodzinną zagadkę. Ku czytelniczej satysfakcji na koniec zaserwowała też tak potrzebne odpowiedzi. Jednak pełny sens swojej opowieści pozostawiła do interpretacji samym odbiorcom, co intrygująco wyjaśniła w posłowiu swojej powieści. Ukryte w książce niedopowiedzenia można odgadywać, a żadna z odpowiedzi nie będzie jedyną prawdziwą. Myślę, że bez względu na to, jak odczytacie tę powieść, lektura sprawi wam moc mrocznej frajdy.

To której mrocznej lektury podejmiecie się w najbliższym czasie? Dajcie znać w komentarzach.

Więcej recenzji znajdziecie w pasji Czytam.