Gdy ukazała się „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” Doroty Masłowskiej, recenzenci zachwycali się tym, że po raz pierwszy od dawna komuś udało się stworzyć powieść korzystając z języka, którym „naprawdę mówimy”. Czytelnikom i czytelniczkom spodobało się to mniej - niektórzy zapewne poczuli się wręcz wyśmiani przez Masłowską. Cóż, wciąż nie wszyscy jesteśmy świadomi tego, że mówimy prozą. Prozą - dodajmy od razu - dość okropną.

Od czasu śródblokowych ballad Masłowskiej - „Wojny…” i „Pawia królowej” minęło już sporo czasu. Nie wiem czy zmieniły się bloki - sądząc po swoich doświadczeniach, wciąż można trafić na bohaterów i bohaterki Masłowskiej – ale na pewno zmieniłi się to, jak ich mieszkańcy komunikują się ze światem. I jak go przetwarzają. Pisarze i pisarki jednak niechętnie sięgają po artefakty współczesności, bo są one trudne literacko. Napisanie dobrego dialogu, to zupełnie inna umiejętność, niż napisanie dobrej rozmowy na komunikatorze. No i czy powieść czytamy po to, by czytać samych siebie? Zdecydowanie nie. Może jeszcze pisarze i pisarki tworzący dla młodszych czytelników i czytelniczek chętnie stosują tego rodzaju zabiegi, by książka wydawała się bliska ich doświadczeniu, ale oni też często odkrywają ograniczenia tych form komunikacji i ich nieprzydatność dla fikcji.

Zatem czy da się napisać powieść - jak to napisała Clair Wills w „The New York Review” - bildungsonline? I czy da się ją czytać? Lockwood podjęła się ryzyka odpowiedzi na te pytania. Rezultat jest dziwny – tak jak dziwne są nasze czasy.

„Powieść na XXI wiek”

Warto po niego sięgnąć – istnieje cień szansy, że za jakieś dwie, czy trzy dekady, jacyś przyszli my będą ją określać „Ulissesem” XXI wieku i snobować się na jej przeczytanie bądź wieczne nieprzeczytanie. A wy już będziecie w temacie.

„Nikt o tym nie mówi” to powieść próbująca odzwierciedlić to, w jaki sposób przetwarzamy dzisiaj świat. Książka mówi do nas w przyspieszonym strumieniu świadomości, przypominającym fejsbukową ścianę z gorączkową selekcją informacji, w której bierzemy codziennie udział. Lockwood” tworzy coś na miarę „powieści na XXI wiek”, jednocześnie pokazując jak trudne od strony literackiej jest opowiedzenie tego naszego współczesnego świata, którego opis - być może - przekracza już możliwości języka.

Książka składa się z krótkich akapitów, które czasami wydają się fragmentami wyrwanymi z większej całości, czasem opowiadają krótkie historyjki, a niekiedy zdają się układać w logiczne ciągi. Anonimowa bohaterka powieści Lockwood otwiera portal i „umysł ochoczo wyszedł jej naprzeciw”. W środku portalu było zarówno „śnieżnie i tropikalnie”. Wystarczył  „płatek zamieci wszystkiego”, by wsiąkła w świat portalu. Portalu, który - jak wszystkie media społecznościowe - wodzi nas sugerując, że odkrywamy niezmierzone krainy, a przecież wszystko jest nam podsuwane pod oczy za pomocą algorytmów, przed którymi nie jesteśmy w stanie uciec. I tak, powodzenie tej recenzji też przecież zależy od algorytmu. Autorka była wcześniej całkiem obiecującą poetką, co widać po niektórych fragmentach tej powieści.
 

Nikt o tym nie mówi recenzja książki
 

Zbiorowe przekonania

Lockwood ironicznie opisuje relacje swojej bohaterki z wirtualną przestrzenią. Podkreśla fakt uczestnictwa w zbiorowych przekonaniach, które nie wynikają z naszych przemyśleń, a grupowych fantazji. Kapitalizm? „To było bardzo ważne, żeby go nienawidzić”, pisze Lockwood i przypomina nam, że najlepiej się go nienawidzi robiąc rolki w centrach handlowych.

Polityka? W sieci każdy jest mądrzejszy, a wszyscy inni - głupsi. I byłaby może książka Lockwood nieznośnie pretensjonalnym spisem naszych internetowych grzechów, gdyby nie fakt, że zza tego chaosu wyłania się fabuła i opowieść o nikim innym, jak o pisarce, która dzięki jednemu twittowi stała się sławna i zaczęła być internetową ekspertką. Już sam tytuł przecież nawiązuje do popularnego internetowego sformułowania, w którym osoba pisząca, że „o tym się nie mówi” tak naprawdę powiela coś, co wielokrotnie już wybrzmiało.

10 rzeczy, które na pewno robisz źle? Nie tak dawno media w internecie odkryły nowy sposób przyciągania czytelników i czytelniczek. Nie podsuwając nam, co możemy poprawić w naszym życiu (Jak prać białe pranie? - radzi ekspertka), ale sugerując nam, że wszystko o nas wiedzą, a my mamy potrzebę przejrzenia się w tym medialnym lustrze. Mamy. Bohaterka Lockwood też myje nogi pod „strumieniem bieżącej wody”, bo „usłyszała niedawno, że niektórzy tego nie robią”.

Ten styl pisania - jakkolwiek hipnotyczny - nie dałby radę na dłuższą metę, dlatego Lockwood podzieliła swoja powieść na dwie części. W drugiej opowiada o ciąży siostry i chorobie jej dziecka, a bohaterka przechodzi metamorfozę - zamiast skupiać się na świecie mediów, choć wciąż go dostrzega, mówi o sobie. Jednak z jednej skrajności przechodzi do drugiej. Jej styl pisania wciąż jest fragmentaryczny, dzięki czemu akcja przyspiesza, chroniąc nas przed znużeniem, a jednocześnie pokazując jak współcześnie może wyglądać montaż tekstu literackiego.

Wydaje się, że Lockwood napisała powieść manipulatywną, sugerującą, że istnieją tylko dwie rzeczywistości - albo jesteśmy zanurzeni w mediach społecznościowych, albo od nich uciekamy. Ale wtedy czeka nas obcowanie z kimś, kogo zupełnie nie znamy, czyli nami samymi, co też jest trudne do zniesienia. Na szczęście rzeczywistości i sposobów ich przeżywania jest wiele, nie dajcie się zwieść tej powieści. Nie dajcie się zwieść, ale ją przeczytajcie, bo jest tu coś, co rzeczywiście robi wrażenie, a mianowicie brak moralizatorstwa. Powieści o naszym życiu w sieci często nie wydostają się poza ramy tandetnych sformułowań w rodzaju „samotność w sieci”, „zagubienie w sieci”, „bezpieczeństwo sieci”. Lockwood stawia raczej przed nami pytanie: „co dziś wygląda jak prawdziwe życie”? I niekoniecznie sięgnie po najprostszą możliwych odpowiedzi.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.