„Kronika w kamieniu” Ismaila Kadarego to opowieść o tym, że nie można żyć tylko tu i teraz, a wyobraźnia i fantazja potrzebne są tak dzieciom, jak i dorosłym. Mimo opisywania wielkiego dramatu, u Kadarego znajdujemy lekkość opowieści w duchu realizmu magicznego, zapowiedź postmodernistycznych gier z fikcją, ale też bardzo aktualne docenienie opowiadania historii z innych perspektyw.

To było dziwne miasto

- To nie jest miasto. To szaleństwo - stwierdza jeden z narratorów tej niezwykłej powieści o mieście w czasie wojny. Mieście, które choć możemy dokładnie zlokalizować, staje się dzięki sile talentu autora, metaforą wszystkich innych miast przeżywających wojenną katastrofę.

„To było dziwne miasto”, pisze Ismail Kadare, najbardziej znany albański pisarz, w pierwszym zdaniu tej wspaniałej powieści. Jego dziwność brała się z położenia na zboczu góry, rozlewania się na nim tak jakby było prehistoryczną istotą, która skamieniała w próbie wdrapania się na szczyt.

„Było to miasto strome, być może najbardziej strome na świecie”, w którym „na poziomie dachu jednego domu znajdowały się fundamenty drugiego”. Pod pancerzami dachów „trwało i odradzało się delikatne jądro życia”. Ale nie łatwo było je dostrzec. „Bycie dzieckiem w tym mieście było rzeczą trudną”, wspomina Kadare.

„Kronika w kamieniu” w świetnym przekładzie byłego ambasadora Polski w Albanii, Marka Jeziorskiego, łączy w sobie trzy rodzaje opowieści. Pierwsza to zapisane kursywą wspomnienia samego autora, który naprowadza czytelników na autobiograficzne wątki tej historii. Druga - fragmenty miejskiej kroniki, urywki z których można wyczytać kogo zabito, kto zmarł śmiercią naturalną i co wydarzyło się w tym niezwykłym mieście. I wreszcie trzeci - fikcyjna opowieść o wojnie widziana oczami kilkuletniego chłopca, który świat widzialny uzupełnia fantazją, płynnie przechodząc od dojmującej, trudnej codzienności do surrealistycznych obrazów przypominających czytelnikom realizm magiczny znany choćby z powieści Garcii Marqueza, a u nas - Olgi Tokarczuk.

Opowieść o wojnie widzianej oczami dziecka nie jest niczym nowym w literaturze, ale rzadko zdarza się, by ktoś tak doskonale oddawał perspektywę kogoś, kto świat widzi dużo większym, niż on w rzeczywistości jest. I rzeczom zwykłym przypisuje niezwykłe historie. Świat narratora „Kroniki…” to świat w rozpadzie. Ale nie przypominają o tym działania wojenne, przemarsze wojsk czy huk samolotów, ale sama natura. W pierwszej scenie powieści narrator podąża - w wyobraźni - za kroplami deszczu, które:

„staczają się po pochyłych kamiennych dachówkach, nabierając tempa, aby jak najszybciej spaść na ziemię”.

Krople nie wiedzą jednak, że czeka na nie pułapka - gdy już mają zbliżyć się do ziemi, by wyparować i wnieść się w powietrze,

„niespodzianie odnajdywały się w ciasnej rynnie razem z miriadami towarzyszek”.

Zbiornik na wodę, który znajdował się pod rodzinnym domem narratora powieści Kadarego nie był już wytworem jego wyobraźni. Ani to, że kropel było w nim już zdecydowanie za dużo. Potrzeba było go opróżnić. Żeby to zrobić nie wystarczy jedna rodzina, potrzeba pomocy sąsiadów. Hałaśliwie usuwający się przy opróżniania pojemnika ludzie, przypominają czytelnikom, że życie w miejscowości zawsze było życiem w społeczności, która - choć wiele złego o sobie wiedziała, dbała o siebie.

Gdy woda ze zbiornika została przy pomocy wiader i ludzkiej siły wyniesiona, w oddali, nad miasteczkiem, pojawiła się tęcza. Przymierze „górą, rzeką, mostem, potokami, szosą, wiatrem i miastem”? Być może, ale nawet nasz młody narrator wie, że jest to przymierze raczej tymczasowe.
 

Kronika w kamieniu recenzja książki
 

Dramatyczno-ironiczna opowieść o wojnie

Ismail Kadare to pisarz dzisiaj prawie nieobecny w polskich księgarniach. A szkoda, bo pisarz to wielki. I pisarz lubiący otwierać swoje książki od sceny padającego deszczu, zwiastującego większe katastrofy. Jego najsłynniejsza powieść, wydany w 1963 roku „Generał martwej armii” zaczyna się od sceny wjazdu do Albanii generała, którego nie zaskakuje fakt, że jego Albania wita go „monotonnym” deszczem zmieszanym z topniejącym śniegiem. Generał ma jeden cel - zabrać do ojczyzny szczątki poległych rodaków. Jest Włochem, są lata 60. XX wieku, a w Albanii trwają ekshumacje zbiorowych mogił. „Generał…” to jedna z najważniejszych w historii europejskiej literatury powieści o wojnie - o męstwie, tragedii, ale też próbach rozliczania zbrodni. „Kronika w kamieniu” została napisana osiem lat później i dopiero w tym roku przełożona na język polski. Szkoda, że dopiero. Dobrze, że w końcu. Bo dzieło to wspaniałe, pełne aluzji do biografii pisarza, ówczesnej historii Albanii, ale napisane tak, by warstwa faktograficzna nie przysłaniała dramatycznej, ale też trochę ironicznej opowieści o czasach wojny w małym, dziwnym mieście.

Sam Kadare urodził się w 1936 roku w Gijrokastrze, „Mieście Tysiąca Schodów”, nazywanym tak od charakterystycznej, niezwykłej stromizny jego ulic. Miasto, dzisiaj będące atrakcją turystyczną, podczas II wojny światowej zostało najpierw zajęte przez Włochów, następnie przejęte przez Greków, którzy skapitulowali przed Niemcami i zostali zmuszeni (w 1941 roku) oddać je ponownie we włoskie ręce. We wrześniu 1943 roku miasto zostało zajęte przez niemieckie wojska. Albańskie rządy powróciły do Gjirokastry w 1944 roku.

W kolejnych rozdziałach „Kroniki w kamieniu”, dzięki wszędobylskiemu narratorowi, poznajemy historie mieszkańców miasteczka (są nawet wątki LGBT i to wbrew pozorom - mocno nieoczywiste), ale przede wszystkim przyglądamy się świadomości głównego bohatera. Chłopca, który wie, że żyje w okupowanym mieście, ale dręczy go inna myśl - „jak może wyglądać miasteczko nieokupowane”? Czy byłyby w nim te same ulice i ci sami ludzie? - Nie możecie zrozumieć, co to znaczy wolne miasto ponieważ rośniecie w niewoli - mówi mówi jeden z dorosłych. Kadare nie tylko opisuje tu wojenną rzeczywistość, ale nawiązuje do dyktatury Envera Hodży, który również przyszedł na świat w „Mieście Tysiąca Schodów”. Hodża podczas okupacji był jednym z najważniejszych działaczy ruchu oporu. Kadare w „Kronice w kamieniu” przygląda się temu, czym jest wolność i jak się może objawiać. I wydaje się, że najbardziej ufa wolności wyobraźni i literatury.

Literatura jest wolnością dla Kadarego, w której „pomiędzy dwoma kartonowymi okładkami” kryją się „hałasy, bramy, krzyki, konie, ludzie”. „Trzeba stworzyć nóż, noc, zabójstwo”, pisze we fragmencie, który równie dobrze mógłby napisać kilkanaście lat później jakiś postmodernista walczący z problemem metafikcji. Gdy chłopiec po raz pierwszy zaśnie nad książką, rano miasto będzie wydawało mu się zmienione. „Chociaż nie do końca”, Ucieczka w fantazję, nagłe przeskakiwanie narracji z realistycznej w wyobrażoną, surrealistyczną opowieść, będzie stałym elementem tej pięknej powieści.
 


Sprawdź nasze inne artykuły:



Sen czy jawa?

Samoloty na lotnisku budzą grozę. Są zapowiedzią cierpienia. Jednak nie dla małego chłopca, którego fascynują olbrzymie, mechaniczne ptaki. I nawet jeśli niektóre z nich są złe, to tej jeden, ulubiony, nie może być zły. „Moje serce przepełniała duma, kiedy, ociężały, startował, wypełniając dolinę swoim potężnym hukiem”, opowiada narrator „Kroniki w kamieniu”. Gdy „jego” samolot, wraz z innymi włoskimi maszynami i obsługującymi je żołnierzami, opuszczają miejscowy garnizon, „świat nieoczekiwanie ogłuchł”, lotnisko zamieniło się w zwykłe pole w jesiennym deszczu, a sen się skończył. Sen czy jawa? Kadare niezwykle sprawnie manipuluje czytelnikiem, nie pozwalając mu na spokojne doświadczanie realizmu.

Kuriozalną sytuację miasta przechodzącego z rąk do rąk najlepiej oddaje opowieść o Llukanie Recydywiście, któremu nie dane jest dokończyć odsiadki wyroku. Więzienie raz zamykają, innym razem - otwierają. „Podłe czasy. Podły kraj. Człowiek nawet nie może posiedzieć w więzieniu”, narzeka Llukan, którego plany po raz kolejny wzięły w łeb. „Och, co mi naopowiadał jeden przyjaciel o więzieniach w Skandynawii! Tamte zasługują na swoją nazwę. Człowiek porządnie wchodzi i porządnie wychodzi”, zachwycał się recydywista w oczekiwaniu na spokój odsiadki. Gdy po kolejnej wyprawie do więzienia, Llukan wrócił do miasta „z kocem zarzuconym na ramiona i z chlebem w ręce, wszyscy zrozumieli, że zaczęły się dni bezkrólewia”.

Za chwilę Gjergj Pula, który za włoskiej okupacji był już Giorgiem Pulo, zmieni nazwisko na Jorgos Pulos, a Bufe Hasani poderwie greckiego żołnierza, Elefteriosa, co nie spodoba się jego żonie, która ponoć dostała szału. Miała nadzieję, że wraz ze zniknięciem Pepe, Włocha cuchnącego brylantyną, będzie miała już spokój. Niestety Bufe zapowiedział podrywanie żołnierzy każdej nacji, która zamierza okupować jego kraj. - Przyjdą Niemcy, poderwę Niemca, przyjdą Japończycy, poderwę i Japończyka - zadeklarował.

Jorgos Pulos nie pożyje długo jako Jürgen Pulen.

Wojenny dramat w powieści Kadarego wydarza się na obrzeżach opowieści chłopca; uzupełniany jest fragmentami miejskiej kroniki, przypominając, że jest wiele perspektyw, z których można opowiedzieć te same wydarzenia. Niby nic nowego, ale zobaczcie jak mistrzowsko to zrobił Kadare.

Literatura jest przeżyciem

W 2022 roku w Gjirokastrze, w dawnym domu rodziny Kadare otwarto muzeum poświęcone pisarzowi. Inspiracją dla wystawy jest oczywiście „Kronika w kamieniu”. Czy obok „Muzeum niewinności” Pamuka, turyści lubiący podążać za książkami, ich bohaterami i autorami (a często jednym i drugim jednocześnie), trafią do kamiennego miasta? Miejmy nadzieję, bo lektura powieści Kadarego przypomina o tym, że literatura jest przeżyciem, gdy pozwala podążać za opowieściami w wielu wymiarach. Od kropli lecącej pod dachu w drodze ku tajemniczemu zbiornikowi, po „wielką” Historię opowiedzianą z perspektywy ludzi w niej zaplątanych.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.