Rozmowa z Justyną Suchecką

Robert Szymczak: Jak to się zaczęło, że w pracy stałaś się specjalistką od kwestii związanych z pokoleniem Z?

  • Justyna Suchecka: Myślę, że to był trochę przypadek. Przez długie lata pisałam artykuły o edukacji w kontekście przede wszystkim politycznym. Z czasem coraz więcej tematów szkolnych nie dotykało już tylko tej strony rządowej, ale też samych uczniów i uczennic, tego kim są i jak wygląda ich świat. Bardzo to polubiłam. Na takie tematy uczniowskie zawsze jest najmniej miejsca w mediach – dopóki nie ma sensacji w rodzaju  „Dwie gimnazjalistki się pobiły”, trzeba dużo szczęścia, żeby się z nimi przebić. Ja tego szczęścia trochę miałam, bo pracowałam z redaktorami i redaktorkami, którzy mieli nastoletnie dzieci.  Zaczęłam wiec pełnić rolę takiej łączniczki: „Justyna, weź mi wytłumacz, dlaczego moja córka gra w „Minecrafta”?” albo „Powiedz mi, co oni widzą w tym Snapchacie?” <śmiech>.

    Mam poczucie, że działam w tematach okołouczniowskich tak długo i konsekwentnie, że młodzi ludzie zaczęli mi ufać. Nie jestem już dla nich „panią z zewnątrz”, która nagle się nimi zainteresowała i chce coś o nich napisać. Od dłuższego czasu funkcjonuje w ich świecie, więc chętniej mi o nim opowiadają. Przynajmniej taką mam nadzieję.
     

Pokolenie zmiany Justyna Suchecka wywiad
 

W ramach „Pokolenia zmiany” rozmawiasz z całą masą przedstawicieli młodego pokolenia i aktywistów. Z lewej i z prawej strony politycznej. Jak wyglądał proces doboru rozmówców?

  • Pomysł na „Pokolenie zmiany” powstał zaraz po tym, jak napisałam artykuł dla TVN24 o tym, kim są rówieśnicy Polski w Unii Europejskiej, czyli rocznik 2004. Praca nad reportażem przyniosła mi wiele radości – dawno żaden tekst nie zapewnił mi poczucia, że rozmawiam z zupełnie nowymi dla siebie ludźmi, a oni szczerze chcą mi o sobie opowiadać. Po skończeniu tekstu zadzwoniłam do mojego redaktora i powiedziałam mu, że musimy zrobić książkę o pokoleniu Z. To jest ten moment.

    Co do doboru rozmówców, podobnie jak przy pracy nad „Young power…”, zależało mi żeby obraz tego pokolenia był jak najszerszy. Ja sama obracam się w lewicowo-liberalnej bańce i znam głównie młodych aktywistów z tej opcji politycznej, ale jednocześnie czytam badania na temat tego pokolenia i widzę, że ono wcale nie jest jednorodne. Więc pisanie zaczęło się od czytania – im więcej badań czytałam, tym bardziej miałam poczucie, że muszę znajdować coraz to nowych bohaterów i bohaterki do książki. Stąd w „Pokoleniu zmiany” pojawiają osoby głęboko wierzące, działające w Konfederacji czy w Ruchu Narodowym. To było trochę jak układanie domina, dobieranie kolejnych osób na podstawie kolejnych obserwacji.

Przez całą książkę przewija się także motyw muzyczny. Bohaterowie dużo o tym mówią, rozmawiasz też z muzykami, jak choćby Walusiem z WaluśKraksaKryzys czy raperem adasiem…

  • Na początku miało być ich jeszcze więcej! Muzycy pojawiają się w książce, bo mam głębokie przekonanie, że artyści z pokolenia Z dużo częściej podejmują w twórczości tematy społeczne. Kiedyś raperzy czy muzycy nie poruszali aż tak mocno np. tematów ciałopozytywności czy zdrowia psychicznego. Pod tym względem to jest zupełnie nowy poziom.

Jak Bedoes, o którym tak często wspominają bohaterowie „Pokolenia zmiany”. Trudno mi wyobrazić sobie, żeby te 10-15 lat temu jedna z największych gwiazd polskiej sceny hip-hopowej nagrała taki utwór jak „Bedoesiara”.

  • Prawda? Feminizm na pełnej! <śmiech> U Bedoesa bardzo dobrze widać tę przemianę – kiedy był młodszy też zdarzało mu się wykorzystać kobiety jako takie typowe „narzędzia raperskie”, czyli piękne dziewczyny w teledyskach. Widać, że jako artysta dorastał i przechodził przemianę. Myślę, że to też jest charakterystyczne dla pokolenia Z – oni się uczą, czym jest seksizm, czym jest feminizm. Gdyby 10 lat temu ktoś nawijał tak, jak Bedoes, byłby bez szans. A dzisiaj jest w absolutnym topie.
     

Nie powiem ci Justyna Suchecka wywiad
 

Czy twoi rozmówcy podchodzili z nieufnością, kiedy słyszeli, że piszesz książkę o nich jako o pokoleniu?

  • Tak. Oni często uważają, że nie ma czegoś takiego jak „pokolenie Z”. A jeżeli nawet istnieje, to jest tak zróżnicowane, że trudno o nim mówić. Część z nich bała się, że będę chciała stworzyć jakąś uniwersalną historię, w której pokaże, że „zetki są takie, takie i takie” i wpiszę ich w jakiś schemat. Od początku miałam założenie, że tak nie będzie, więc chyba tym ich uspokoiłam.

    Myślę, że z największą nieufnością podeszli do mnie bohaterowie i bohaterki o nieco bardziej konserwatywnym czy prawicowym światopoglądzie. Co ważne, oni wszyscy sami się do mnie zgłosili – w czasie pracy nad książką napisałam na social mediach, że szukam osób o prawicowych poglądach i chciałabym, żeby mi o nich opowiedzieli. Zostałam dosłownie zasypana wiadomościami od chłopaków i dziewczyn. Często zaznaczali na wstępie, że są trochę sceptyczni, bo wiedzą, gdzie pracuję i widzą, jakie reprezentuje wartości. Koniec końców nikt się z udziału w książce nie wycofał.

    To też było bardzo ciekawe doświadczenie. Dowiedziałam się z tych rozmów, że dla wielu osób po hasłem „konserwatywny” kryją się zupełnie inne partie polityczne, niż moglibyśmy zakładać. Możesz być konserwatywnym wyborcą Konfederacji, Szymona Hołowni, ale też Donalda Tuska. I nadal uważać, że jesteś konserwatystą. Myślę, że dla starszych ludzi, przyzwyczajonych do podziału „PO – PiS” takie pakiety światopoglądów mogą być zaskakujące.

W ich wypowiedziach więcej niż jeden raz przewija się odniesienie do „konserwatyzmu brytyjskiego”…

  • Rzeczywiście to się pojawia kilka razy w kontekście spraw, które w Polsce budzą wielkie emocje, jak prawa kobiet, prawo do aborcji czy związki partnerskie. Oni mówią – „Zobacz, tam konserwatyzm to mieści. U nas też może”. Imponujące jest też, że oni w ogóle mieli mocne rozeznanie w tych kwestiach! A przecież nie pracowałam ze specjalnie wyselekcjonowaną grupą, która np. brała udział w olimpiadzie z WOS-u.
     

Justyna Suchecka
Justyna Suchecka / fot. Julia Knap / materiały promocyjne wydawnictwa W.A.B.
 

Piszesz w „Pokoleniu zmiany” dużo o byciu zamkniętym w bańkach informacyjnych i wychodzeniu z nich. Zastanawia mnie to szczególnie w kontekście dialogu międzypokoleniowego – jak przebić własną bańkę i faktycznie spróbować zrozumieć młodsze pokolenie?  Trzeba oglądać gale Fame MMA i słuchać rapu?

  • Ja próbowałam obejrzeć galę Fame MMA i na jednej skończyłam. Myślę, że to wystarczyło, żeby zrozumieć, o co chodzi. <śmiech> Raperów słucham, bo lubię, więc jest mi trochę łatwiej. Gdybym miała coś doradzać swoim rówieśnikom czy osobom, które mają dzieci w tym wieku, to przede wszystkim: zadawajcie dużo pytań. Nie da się inaczej przebić tej bańki, niż zastanawiać się i pytać. Kluczowy jest też ton przy zadawaniu takiego pytania: „Dlaczego to oglądasz?”, „Dlaczego tego słuchasz?” I wysłuchanie odpowiedzi do końca.

    Pamiętajmy, że przecież wcale nie musimy lubić tych rzeczy. My nie musimy polubić Bedoesa, nie musimy polubić Ekipy Friza. Ale powinniśmy wiedzieć, o czym w ogóle mowa, jeżeli chcemy coś ocenić. Można krytykować literaturę młodzieżową, ale dopiero jak się ją przeczyta. Możemy rozmawiać o „Rodzinie Monet”, ale dopiero kiedy wiemy, o czym ta seria jest. Jak ktoś nie wie, to nie mam z nim o czym gadać. Nieważne, z jakiego jest pokolenia.

    My ogólnie mamy problem – co uświadomiła mi ostatnio jedna z „Zetek” – że międzypokoleniowo obrażamy się na siebie nawzajem. Oni nazywają nas „boomerami”, my ich „roszczeniowymi gówniarzami”. Oczywiście, możemy powiedzieć, że „Oni są dla nas niemili!” i dalej trwać w tych emocjach. Ale przecież to my jesteśmy starsi, więc powinniśmy być mądrzejsi. Jeżeli chcemy „Zetki” zrozumieć, to przecież nie możemy liczyć, że siedemnastolatek sam z siebie zacznie nam opowiadać, dlaczego kocha Bedoesa. Od nas musi wyjść inicjatywa.

A które stereotypy związane z gen z są twoim zdaniem najbardziej krzywdzące?

  • Że są słabi psychicznie – tego najbardziej nie lubię. „Płatki śniegu” jest w ogóle jednym z moich najbardziej znienawidzonych określeń, które pojawiają się w dyskusji o pokoleniu Z. Ono nie tylko sugeruje, że jesteśmy lepsi i silniejsi od nich, ale też zamienia w słabość coś, co może być wielką zaletą, czyli różnorodność. To, że każdy jest inny, każdy jest wyjątkowy na swój sposób. Co więcej, ten stereotyp jest najbardziej niebezpieczny – on sprawia, że bardzo trudno nam wejść w dialog z młodszym pokoleniem. Jeżeli cały czas komuś powtarzamy, że on jest „nie dość…”, nic dziwnego, że on nie chce potem z nami rozmawiać.

    Nawet gdybyśmy wyszli z założenia, że „Zetki” są „wyjątkowo kruche”, zamiast ich obśmiewać, powinniśmy zastanowić się, dlaczego tak jest i czy nie jesteśmy współwinni. W końcu my ich wychowaliśmy. Pamiętajmy też, że mówimy o pokoleniu, które doświadczyło pandemii, dwóch lat nauki zdalnej, ich rówieśnicy podejmowali próby samobójcze, a teraz u granic ich państwa trwa wojna, jaką jeszcze niedawno trudno było sobie wyobrazić. To wszystko trzeba brać pod uwagę.

    Ja jednak przede wszystkim uważam, że oni słabi czy krusi wcale nie są. Po prostu mają inne umiejętności. Potrafią nazwać swoje uczucia i postawić granice – to jest coś, czego powinniśmy raczej zazdrościć niż umniejszać. Ja lubię myśleć, że są kulą śniegową, jak już trzymamy się zimowych metafor.

Ładne obrócenie tej metafory na ich stronę!

  • <śmiech> Prawda? I adekwatne, bo zmiany, których dokonują „Zetki” zachodzą zwykle przez działanie kolektywne. Ruchy klimatyczne, ruchy dotyczące praw człowieka – to jest przecież siła masy. Wprowadzenie chociażby na Marsze Równości protestów antyaborcyjnych -  nie byłoby tego, gdyby ich uczestnicy byli zapatrzonymi w siebie indywidualistami. A oni się napędzają siłą społeczności, która rośnie. Jak ta kula śniegowa.
     

Young power justyna suchecka wywiad
 

W książce przytaczasz rozmaite raporty i badania dotyczące młodego pokolenia, które potrafią zjeżyć włos na głowie – jak choćby raport WHO z 2021 roku dotyczący postrzegania swojego ciała przez nastolatki. Wynika z niego, że co druga osoba źle się czuje ze swoim ciałem. Co druga!

  • To jest straszliwie dołujące. Ich samoocena jest bardzo krytyczna zarówno wobec własnego ciała, jak i poczucia sprawczości, którą mają. W szkole czują niewielki wpływ na rzeczywistość wokół nich, a do tego trudno im myśleć o przyszłości, bo np. zatrzymanie katastrofy klimatycznej wydaje się zadaniem niemal niewykonalnym. Młody człowiek dostaje zewsząd takie sygnały, że świat nie jest fajny i on nie jest fajny.  

    Większość z nas ma przekonanie, że z nastoletnich kompleksów się wyrasta, ale to nie jest do końca prawda. Myślę, że każdy z nas ma takie zdanie, które usłyszeliśmy jako nastolatkowie, a potem niesiemy ze sobą przez całe życie. Że mamy krzywe kolana albo brzuch nam odstaje – i ono wraca do nas np. przy kupowaniu ubrań. Samoocena spada, co przekłada się nie tylko na relacje romantyczne, ale też np. zawodowe. Wychodzi podczas negocjacji wynagrodzeń czy w walce o awans. Tracimy pewność siebie, która jest bardzo potrzebna. Dlatego ten temat jest taki ważny.

Co twoim zdaniem możemy zrobić my, żeby pomóc młodszemu pokoleniu w walce z ich lękami czy systemowymi nierównościami? 

  • Myślę też, że my – mówię „my”, bo sama miewam z tym problem – musimy potraktować poważnie zmianę klimatu. Im dłużej z nimi rozmawiam, tym bardziej mam poczucie, że mogłabym zrobić coś więcej. Sama widzę, jak niewiele decyzji konsumenckich podejmuje, które byłby racjonalne z punktu widzenia planety, bo już tak bardzo się przyzwyczaiłam, że mogę. Musimy przemyśleć własne wybory, uznać nierówności, zrozumieć, że ich problemy nie są wydumane, a na końcu zastanowić się jaki sami mamy wkład w ich problemy.

Jednocześnie „Pokolenie zmiany” wydaje się książką, mimo wszystko, optymistyczną.  Maluje obraz pokolenia zróżnicowanego, ale też bardziej zaangażowanego czy wrażliwego społecznie. Próbującego ratować świat. Myślisz, że uratują?  

  • Ja jestem w tej grupie, która uważa, że gdyby „Zetki” rządziły światem, to on byłby lepszy. Mam poczucie, że są bardziej empatyczni, bardziej ciekawi innych, bardziej otwarci na odmienność i różnorodność. I dostrzegają w tym siłę. To wszystko sprawia, że powinni być lepszymi politykami, szefami, być może lepszymi rodzicami. Niestety z powodów demograficznych są trochę bez szans. Ich jest w roczniku średnio około 350 tys., millenialsów było po 600 tys. i więcej na rocznik. Jeszcze przez długi czas my będziemy im wybierać rządy i budować kolejne szklane sufity.

    Jeżeli z „Pokolenia zmiany” bije jakiś optymizm, to chyba poczucie, że nie wszystko jest stracone, bo wszystko jest w naszych rękach. Naszych, nie tylko ich. Ja mam duży opór przeciwko czemuś, co sama robiłam przez długi czas, czyli nastawieniu, że pokolenie Z ma zmienić i zbawić świat. Świetnie, tylko że oni nie zrobią tego sami! To jest wspólna sprawa.

Więcej wywiadów znajdziesz na Empik Pasje. 

Zdjęcie okładkowe: źródło: Justyna Suchecka / fot. Julia Knap, Zdjęcie książki / fot. Laura Bielak / materiały promocyjne wydawnictwa W.A.B.