Akcja „Naszych przyjaciół na wsi” rozgrywa się na początku pandemii, na prowincji Stanów Zjednoczonych. Dobiegający pięćdziesiątki Sahsa Senderovski, pisarz i wykładowca, z pochodzenia Rosjanin, zaprasza przyjaciół do swojej posiadłości, stworzonej na wzór radzieckich ośrodków wypoczynkowych jego młodości. W centralnym domu mieszka on, jego żona Masza, z zawodu terapeutka, i adoptowana dziewięcioletnia Nat. Goście zostają ulokowani w domkach, rozsianych w ogrodzie, mogą odpoczywać, pisać, czytać i pojawiać się na wspólne gotowanie i jedzenie. Karen i Vinod to przyjaciele Sashy z młodości, również emigranci. Karen ma korzenie koreańskie i odniosła niedawno gigantyczny sukces jak twórczyni apki Troo Love, służącej do zakochiwania się. Vinod (pochodzący z Indii), najłagodniejszy z całej trójki, próbował pisania, ale nic nie osiągnął, para się rozmaitymi pracami, a obecnie jest osłabiony po raku płuc. Towarzystwo uzupełniają Dee, młoda i piękna eseistka, była studentka Senderovskiego, bogaty z domu i obyty w świecie Ed oraz gwóźdź programu, Wielki Aktor, którego zna tylko Senderowski (ponieważ piszą razem scenariusz serialu). Wszyscy oczekują jego przyjazdu, zachowując narzucony przez Maszę dystans, w maskach i zdezynfekowani.
 

Nasi przyjaciele na wsi
 

Między Czechowem a Allenem

„Nasi przyjaciele na wsi” (przekład: Katarzyna Makaruk) to klasyczna powieść psychologiczno-obyczajowa z kilkoma wyrazistymi postaciami, ale autor dodaje jej kilka kontekstów. Na pierwszy plan wysuwa się Czechow i „Wujaszek Wania”, do którego nawiązanie pojawia się w powieści na trzech poziomach: najpierw w spisie osób na początku, jak w dramacie, potem w rozmowie Aktora z Vinodem, na koniec zupełnie otwarcie w formie ogrodowego przedstawienia, wystawianego dla chorego Vinoda. Skoro Czechow, to także w pewnym stopniu zafascynowany nim Woody Allen – ta książka wygląda jak zagubiony scenariusz jego filmu z przełomu lat 80. i 90., w którym neurotyczni bohaterowie zostają zamknięci w wiejskiej sielance i muszą się nieustannie konfrontować ze sobą i bliskimi (zresztą taki film praktycznie powstał, jako, niestety, „Seks nocy letniej”). Wiąże się to z pewnym przerysowaniem lub może nad-wyrazistością postaci, które czasami bardziej przypominają typy niż żywych ludzi (jowialny gospodarz, blond obiekt pożądania, narcystyczny aktor). Autor kieruje uwagę czytelników/czytelniczek na tę sceniczność, przełamując czasami czwartą ścianę („nikt w kolonii jeszcze o tym nie wie, ale…”). Jest to ciekawy zabieg formalny, bo składnia do zastanowienia się nad tym, z jakim nastawieniem czytamy i jak bardzo dajemy się pochłonąć fikcji, tym bardziej że kolejna grupa wątków dotyczy właśnie manipulacji i autentyczności.

Najbardziej wyeksponowanym tropem jest apka, na której Karen robi fortunę, czyli Troo Love, przerabiająca zdjęcie dwojga ludzi w taki sposób, żeby wyglądali na zakochanych. Manipulacja odbywa się na poziomie źrenic – nikt nie wie dokładnie, co wyłapuje algorytm i czyj wzrok jest kluczowy dla powodzenia procesu – czy ktoś patrzy na ciebie jak na wyjątkową osobę, czy ty w nim dostrzegasz kogoś unikatowego, czy może chodzi o jeszcze inny poziom oddziaływania. W grę wchodzi patrzenie na zmanipulowany wizerunek. To właśnie on rozpoczyna romans Dee i Aktora, to kwestie wizerunku go kończą (najpierw pozytywny szum w mediach społecznościowych dla „pierwszej pary pandemii”, potem nagonka na Dee z powodu połączenia jej esejów, broniących konserwatyzmu „białej hołoty”, z Black Lives Matters, i w efekcie oskarżenia o rasizm). „Sztuczną” miłością Dee i Aktora manipuluje także Senderowski, któremu zależy na realizacji zawodowych planów, które bez udziału Aktora nie mają szans na powodzenie, co z kolei pociągnie za sobą bankructwo, sprzedaż kolonii i powrót na garnuszek solidnej Maszy, prowadzącej prywatną praktykę terapeutyczną (która, jak wiemy, w pandemii będzie biznesem nader lukratywnym).

Bezpretensjonalność i błyskotliwość

Nie wiem, jakim cudem autor tak bezpretensjonalnie to wszystko pomieścił, ale możemy przyjrzeć się jeszcze początkom pandemii, zagadnieniom związanym z twórczością literacką/filmową, seksowi i akceptacji kwestii cielesności, stosunkowi lokalnych mieszkańców do nowych, zamożnych osiedleńców i pewnie jeszcze dziesiątkom spraw, na które nie zwróciłam uwagi. Urzekła mnie przy tym bezpretensjonalność tej powieści, jej humor i błyskotliwe dialogi, a także momenty bezinteresownie urocze (jak opis letniego domu susła, w którym Sasha bezceremonialnie chowa pudełko z maszynopisem młodzieńczej powieści Vinoda). No i chyba od dawna nie byłam aż tak zainteresowana dalszym ciągiem i losami bohaterów oraz, w finale, wzruszona i zasmucona, gdyby nie to, że jestem stara i twarda, to pewnie bym płakała.

Więcej recenzji książek znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.