Zyta Rudzka, która w swojej poprzedniej głośnej książce „Krótka wymiana ognia” (książka otrzymała Nagrodę Literacką Miasta Gdynia i była nominowana do Nagrody Literackiej Nike), wzięła na warsztat relacje córek z matkami oraz matek z babkami, teraz postanowiła sprawdzić, jak ma się rzecz między synem a ojcem.
Bohater, którego przegonił świat
To jest książka, którą trzeba przeczytać dwa razy. Najpierw, by dobrze się bawić, bo to prawdziwa uczta dla czytelnika, a potem, gdy już zrozumiemy, na jakie mokradła, bagna i cmentarne zaułki w swojej nieuwadze daliśmy się zaciągnąć autorce, jeszcze raz – tym razem z pokorą i wzruszeniem. Bo bardzo zabawnie ta książka się zaczyna. Siedzimy w głowie mężczyzny w kwiecie wieku lub też – można wybrać – tuż przed jesienią życia, za to na pewno pozbawionego złudzeń. Nic go nie cieszy, mało co sprawia przyjemność, a zawód lekarza pediatry wybrał chyba tylko dlatego, żeby udręczać się wrzaskami nieletnich. Jak mówi do niego ojciec: „Ludwik, jesteś tylko pediatrą. Ciebie każdy pacjent zakrzyczy”. Żona go zdradza za obopólną zgodą, z jedynym synem nie jest specjalnie blisko, do ludzi ogólnie czuje wzgardę lub niechęć. Jedyną sympatią darzy włoskie wyroby odzieżowe i obuwnicze. Kłopotów przysparza mu także ojciec, który na starość ściągnął sobie kobietę z Ukrainy na żonę i której niedługo potem musi wyprawić pogrzeb.
„Świat mnie przegonił i z tej porażki jestem najbardziej dumny”, stwierdza bohater na wstępie, by czytelnik wiedział, z kim ma do czynienia. Snuje się Ludwik po Warszawie, szukając lub czekając nie wiadomo na co, choć głównie odbywa podróże tramwajami z pracy do domu, który jest bardziej jak hotel, nora do schowania przed innymi, niż ognisko domowe, do którego się z przyjemnością wraca. Je na mieście, czasem rozgląda się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Najczęściej jednak zdaje się podróżować pociągiem do ojca, też lekarza, na wieś. Przez cały czas trwania akcji mężczyzna monologuje, choć właściwie zwraca się nie do nas, nie do siebie, ale do kogoś trzeciego, kogo nie może lub nie chce zostawić w spokoju.
Obciążenie przeszłością
Bohaterów niezadowolonych z życia mamy w literaturze na pęczki, tych snujących się w poszukiwaniu wczorajszego dnia najlepiej uosabiał Zbigniew Cybulski. Z nieudaczników życiowych pokroju Adasia Miauczyńskiego chcemy się śmiać, byle broń boże nikt nas za takich nie wziął. A tu mamy Ludwika, bohatera, który do porażki przyznaje się na pierwszych stronach, który snuje się po mieście i wspomina lepsze lata, bo w domu z wiecznie nieobecną, smutną, pijaną albo rozkojarzoną kochankiem żoną nie idzie porozmawiać. Ciekawe w „Tkankach miękkich”, jest to, że można ją uznać niejako za rewers „Krótkiej wymiany ognia”. Tam mieliśmy świat kobiet, straumatyzowanych, milczących, dźwigających swoje historie jak brzemię. Mężczyzn się głównie wspominało. Tu mamy podobnie, ale na odwrót: obserwować możemy świat męski oczami głównego bohatera, gdzie kobiety albo są obecne jedynie ciałem, sennym, pijanym lub omdlewającym (żona Ludwika) albo występują jako wspomnienie o zmarłej (żona ojca, Regina). No dobrze, jest jeszcze jedna kobieta, która na dodatek mówi swoim głosem, ale nie zdradzajmy wszystkiego.
Świat mężczyzn, pozornie szorstki i mocno w uczuciach wstrzemięźliwy, okazuje się wspierający, czuły w gestach, w wyrozumiałym spojrzeniu. Ludwik uczestniczy w żałobie i pogłębiającej się demencji ojca, wspiera go rozmową, ale przede wszystkim jest obecny. Trudno nazwać to wylewną czy głęboką miłością, trudno też powiedzieć po przeczytaniu książki, czy to miłość synowska czy ciążący całe życie niespłacalny dług. Dość że postać Ludwika, który długo jawi się czytelnikowi raczej jako karykatura wzorca męskości – rogacz trochę bez życia, bez wewnętrznego pędu oraz motywacji do działania – okazuje się postacią mocno obciążoną przeszłością. I to, co wydarzyło się w jego życiu, spaja go mocno z ojcem, z wsią, z sobą sprzed lat. Wszystko inne daje się być jedynie fasadą, poczekalnią, w której się nie odpoczywa i nie ma nadziei. I czasem, jak wydaje się podczas lektury książki Rudzkiej, tylko ta przeszłość, o ironio, trzyma nas przy życiu. Tylko ona nadaje mu sens, bez którego trudno przeżyć kolejny dzień. Bardzo to piękna i bolesna, choć przewrotnie zabawna książka.
Dowiedz się także, co kryje „Saturnin”, czyli najnowsza książka Jakuba Małeckiego.
A jeśli chcesz wziąc udział w spotkaniu z autorką to zapraszamy na Wirtualne Targi Książki.
Komentarze (0)