Rodzice Nathana i Caleba ponoć wciąż nie mogą wyjść z podziwu, jak ich dwóch synów ze sprawiających problemy na każdym kroku dzieciaków, wyrosło na gwiazdy muzycznej estrady. Oto krótka historia rodzinnej kapeli, która właśnie wydaje ósmy studyjny album „When You See Yourself”.
Trzech chłopaków z Nashville
Caleb i Nathan Followill w dzieciństwie nie rokowali na chlubę rodziny. O ich wybrykach głośno było w całej okolicy. Przyszłych muzyków rozpierała energia, a do młodych głów trafiały coraz bardziej szalone pomysły. Ich kuzyni wcale nie byli lepsi. Matthew podczas rodzinnej wycieczki do Nowego Jorku został zatrzymany przez policję i trafił do więzienia. Wszystko przez to, że trafił pewną starszą panią z pistoletu do paintballa. Z kolei Matthew miał opuścić rodzinny dom tylko na tydzień, tymczasem dołączył do zespołu i nigdy nie wrócił.
Dopiero muzyka okazała się pewnym sposobem na poskromienie charakterów młodego pokolenia Followillów. Po przeprowadzce z ojcem do Nashville, nastolatki postanowili założyć kapelę rockową. Nazwę wzięli od imion ojca i dziadka – obaj nazywali się Leon. Oficjalna kariera Kings of Leon rozpoczęła się w 1999 roku. Cztery lata później Followillowie nagrali swój debiutancki album „Youth and Young Manhood”. Krążek spodobał się w USA, dzięki czemu zespół ruszył w trasę koncertową, grając suport przed występami U2 oraz The Strokers.
Międzynarodowy sukces
Kolejne dwa krążki obrazowały harmonijny progres, czyniony przez Kings of Leon. Zarówno „Aha Shake Heartbreak”, jak i „Because of the Times” zostały dobrze odebrane przez krytyków, a także notowały stały wzrost sprzedaży. Muzycy przestali grać jako suport, a coraz częściej sami stawali się gwiazdami wieczoru. To wszystkie małe kroki to jednak nic w porównaniu z tym, co wydarzyło się po premierze czwartej płyty Kings of Leon, czyli „Only by the Night” w 2008 roku.
Zespół delikatnie zmienił swoją muzyczną charakterystykę, czego nie ukrywali członkowie, jawnie przyznając się do inspiracji takimi kapelami jak choćby Radiohead. Furorę zrobił już pierwszy opublikowany singiel, czyli „Sex on Fire”. Do dziś jest to zdecydowanie najbardziej rozpoznawalny utwór Kings of Leon. Z czasem okazało się, że cały album „Only by the Night” pełen jest nieposkromionej pasji. Krytykom szczególnie do gustu przypadł utwór „Use Somebody”, który otrzymał aż trzy statuetki Grammy. Największe grono fanów Kings of Leon mają do dziś w Wielkiej Brytanii. Co ciekawe kiedy przygasł nieco blask czwartej płyty zespołu, ich losy większym zainteresowaniem cieszyły się na Wyspach, niż w rodzinnych Stanach.
Przerwana passa
Wydawało się, że po tak dużym sukcesie przed Kings of Leon otworem stoi cały świat. Followillowie od zawsze jednak podkreślali, że są tylko zwykłymi facetami z południa USA, a co za tym idzie, mają też swoje wady. Piąty album zespołu, czyli „Come Around Sundown” zebrał kolejne laury, a krążek otarł się o kolejną nagrodę Grammy. Co ciekawe Kings of Leon zostali docenieni również w Polsce, o czym świadczy Fryderyk przyznany im w kategorii najlepszy album zagraniczny. Muzycy byli wziętymi uczestnikami licznych festiwali i koncertów. Pewnym punktem zwrotnym był występ w Dallas w 2011 roku, kiedy to kompletnie pijany Caleb nie był w stanie kontynuować koncertu. Problemy z alkoholem nie okazały się jedynie jednorazowym epizodem, przez co Kings of Leon odwołali resztę trasy koncertowej.
Zespół przypomniał o sobie w 2013 roku krążkiem „Mechanical Bull”, jednak płyta nie odniosła takiego sukcesu jak poprzednie dwa krążki. Mimo że podobny los spotkał siódmy studyjny album, czyli „Walls”, Kings of Leon nadal pozostają jednym z czołowych zespołów alternatywy i Indie rocka. Łącznie mają w dorobku aż 20 milionów sprzedanych płyt. Czy ta pokaźna liczba powiększy się dzięki „When You See Yourself”?
Najnowszy materiał od Kings of Leon
Czas, jaki minął od premiery „Walls” to najdłuższy okres bez nowego wydawnictwa od Kings of Leon. Pod koniec ubiegłego roku muzycy dali jednak znać, że po pięciu latach zaserwują fanom świeży materiał. „When You See Yourself” promują dwa single: „Bandit” oraz „100,000 People”. Słuchając ich, na twarzy maluje się uśmiech, ponieważ już pierwsze akordy mówią, że wrócili starzy, dobrzy Kings of Leon. Ciekawe gitarowe brzmienia i wyjątkowy wokal Caleba tworzą niesamowitą aurę, którą potrafią stworzyć tylko Followillowie.
Z relacji w mediach społecznościowych oraz z licznych wywiadów można wyczuć, że muzycy są bardzo podekscytowani nową płytą i bardzo ciekawi ich, jak najnowszy materiał zostanie odebrany zarówno przez wiernych fanów, jak i nowych słuchaczy. W pandemicznej rzeczywistości Kings of Leon również pozostają aktywni. Nagrali specjalną piosenkę „Going Nowhere” poświęconą pandemii, a swoje koncerty transmitują w sieci.
Kings of Leon cieszą się opinią znakomitego zespołu koncertowego, który dostarcza fanom niepowtarzalnej energii. Jeśli warunki na to pozwolą, w czerwcu kapela ma zagrać we Wrocławiu. Tymczasem jednak odsyłamy do ich tegorocznego singla i nowej płyty.
Więcej muzycznych tekstów znajdziesz na Empik Pasje w dziale Słucham.
Zdjęcie okładkowe: źródło: materiały promocyjne zespołu.
Komentarze (0)