Już sama geneza tej powieści jest niezwykle ciekawa. Urodzony w 1908 roku Wasyl Oczeret zadebiutował na początku lat 30. XX wieku dwoma tomami poezji, które spotkały się z krytyką władz. Oczeretowi udało się uniknąć aresztowania, sam siebie uważał nawet za lojalnego mieszkańca Państwa Rad, a jak sam pisał „wybrał milczenie poety zamiast twórczości niezgodnej z głosem serca”. W czasie II wojny światowej walczył w szeregach Armii Czerwonej. Ranny, pozostał po niemieckiej stronie. Mieszkał w Berlinie, a następnie uciekając przed frontem w 1945 roku, przez Francję dostał się do Stanów Zjednoczonych. Pracował w ukraińskojęzycznych redakcjach i Radiu Swoboda.
 

Żółty książę książka
 

Upamiętnienie tragedii

„Żółty książę” powstawał na przełomie lat 50. i 60. Kanwą powieści stały się nie tylko wspomnienia samego Oczereta, ale też opowieści innych świadków. Powieść - pod pseudonimem - ukazała się w wydawnictwie emigracyjnym w 1962 roku. Do pierwszego ukraińskiego wydania doszło dopiero w 1991 roku. Dziś uważana jest za jedną z najważniejszych ukraińskich książek XX wieku.

„Zima dopiero w połowie, trzeba jakoś dożyć, dopóki pierwsze pączki się nie pokażą, a prócz resztek jagieł i łupin w worku nie mają żadnych zapasów. Straszny kres życia, niby przepaść, zieje już blisko”.

Mieszkańcy Klenotoczy tłumnie stawili się w świetlicy miejscowej rady wiejskiej. Przyjechał referent. Referował „groźnie, choć przyciężkawo”. O carskim ucisku, industrializacji, podkułactwie, sabotażach, szpiegach, wrogach i obowiązkowych daninach na rzecz państwa. Kontyngenty, które na Klenotocz i inne wsie ukraińskie nakładała partia, prowadziły do ich zguby. Jak dodaje w przypisach do „Żółtego księcia” tłumacz powieści, „plan dla kołchozów na rok 1932 zakładał oddanie państwu niemal 50 procent zebranego zboża”, a miejscowi notable często zawyżali te kwoty.

Referent, Grigorij Otrochodin „w trakcie przemówienia zwykł się unosić, płonął od gróźb rzucanych pod adresem słuchaczy”. Jednym z słuchaczy był Myron, chłop spokojny i nikomu niewadzący. I choć znienawidzony partyjniak - gdyby ktoś zrobił w tym momencie kolorowe zdjęcie - był ubrany w rudawe i zielonkawe barwy, dla głównego bohatera tej wspaniałej powieści, wydawał się „płomienistym i myszatym”. Bestią był bowiem Otrochodin dla mieszkańców Klenotoczy. Bestią osaczającą, „nocą rozpinającą metaliczne sieci”, parafrazując biblijny styl często stosowany przez Barkę. To tylko wstęp do tragedii.

Najbliższa niedziela nie będzie dla Klenotoczy najweselszą. Jeszcze tłumniej niż pod budynek rady wiejskiej, ludzie gonią pod cerkiew. „Prawosławna cerkiew stała w tym miejscu od wieków”, pisze Barka. To motyw wielokrotnie powtarzający się w tej powieści - wieś jest odwieczna, pradawna, jest bytem tak samo rzeczywistym, jak i mitycznym. Jest w tym oczywiście parabolizacja, emfaza pobrzmiewająca dzisiaj odrobinę fałszywie, bo przecież przeszłość wcale nie była dla ukraińskiej wsi tak łaskawa, jak pokazuje nam autor. Perswazja w podziale na diabelskie zło zbrodni Stalina i sielską wieś, w której działo się raczej dobro niż zło jest w tej powieści odrobinę nieznośna, ale trzeba mieć świadomość, że „Żółty książę” jest powieścią rozliczeniową, mającą na celu raczej upamiętnienie tragedii Hołodomoru, niż bardziej zniuansowaną opowieść historyczną.

Pod cerkwią dzieją się rzeczy straszne. Po kazaniu batiuszki „wkraczają przybłędy z mroku”. Partyjna komisja zamierza zamknąć cerkiew i zagrabić wartościowe przedmioty. I choć mieszkańcy wsi nie mogą przeciwko nim jawnie wystąpić, to tłum wpada za komisją do cerkwi i próbuje uratować niektóre przedmioty kultu. Będzie przez to jeszcze więcej problemów, ale co zrobić - Boga bronić trzeba. Tragedia kończy się wraz z upadkiem cerkiewnego dzwonu, który „spadał niczym błyskawica, oblany promieniami słońca”. Ostatni krzyk dzwonu, jak pisze Barka, „okrutnym echem zabrzmiał w ludzkich duszach”. Po tym wieś ucichła.

Plony zabrano, chatyny zrewidowano i nawet najmarniejszy burak znaleziony gdzieś w popiele mógł być powodem do aresztowania, czy rozstrzelania bez żadnego wyroku. „Żółty książę” to niezwykle szczegółowe odtworzenie głodu - codzienności ludzi, którzy żywią się łupinami, mąką robioną z kory. Dzieciaki Myrona i Darii stają się apatyczne, życie powoli z nich uchodzi, podobnie jak z matki pana domu, która umiera jako pierwsza. Dzieje się to oczywiście gdy samego Myrona nie ma w domu, bo rusza do miasta próbując wymienić ubrania na jedzenie.


Sprawdź też nasze inne artykuły:


Powieść wokół kontrastów

Można się lekko zżymać na oczywistość zabiegów narracyjnych zastosowanych w tej powieści, ale nie można odmówić jej jednego - pełen symboliki, archaizmów, barw i zapachów, opis świata Klenotoczy czyta się zachłannie, zachwycając jego pięknem. To powieść zbudowana wokół kontrastów - brzydoty i piękna, dobra i zła, wiejskiej metafizyki i partyjnej „racjonalności”. Czy coś zatrzyma tytułowego „żółtego księcia”, demona niosącego zniszczenie i spustoszenie?

To nie jest tylko zabytek literacki. Są w „Żółtym księciu” frazy arcydzielne, przechodzenie między dosłownością realistycznego opisu wydarzeń, a poetycką dykcją narracji to doświadczenie czytelniczo wyjątkowo trudne, nieprzyjemne, uruchamiające wyobraźnię i sprawiające, że nie jest łatwo zasnąć po lekturze choćby jednego rozdziału tej powieści. Barka przypomina nam o tym, że czytelnik staje się świadkiem, nawet gdy wiele lat upłynie od opisywanych wydarzeń. W 2022 roku jesteśmy świadkami jednej tragedii, ale świadkami którzy niewiele wiedzą o jej genezie, historycznych uwarunkowaniach. Jeśli więc wciąż nie rozumiecie, czemu Ukraińcy nie mają żadnych powodów do zachwycania się „wielką rosyjską kulturą”, to przeczytajcie to dzieło wielkiego ukraińskiego pisarza. Otwiera oczy, zwłaszcza że po kilku akapitach „Żółtego księcia” naprawdę trudno je zamknąć

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam