Podobno mamy wiele wspólnego z Irlandczykami. Na przykład -  temperament, a jego ambasadorem ze strony wyspiarzy jest Sinead O'Connor. Skandalizowała, omijała z daleka kompromisy, teraz nagrała płytę, która opowiada o 11 września. I w miejscu, gdzie można by się spodziewać beczki prochu, trafiamy na dojrzałe i świadome podejście do tematu, który elektryzuje wszystkich. 16 lipca wystąpi w Poznaniu.

Twój nowy album Theology opowiada o 11 września i tym wszystkim, co wydarzyło się później. To wyjątkowo delikatny temat. Jak do niego podeszłaś?

Sinead O'Connor: Myślę, że przede wszystkim próbowałam o tym mówić w delikatny sposób - że to co, się zdarzyło 11 września, było wynikiem tego, że grupka ludzi źle zinterpretowała pewną teologię i w efekcie stało się dużo złego. Ale z drugiej strony są pewni ludzie, którzy reprezentują inną teologię i starałam się jakby rzucić światło, że różne interpretacje teologii mogą powodować bardzo dużo problemów. Takie nieporozumienia są bardzo niebezpieczne i mogą prowadzić do tragedii jak ta z 11 września.

A dlaczego album dwupłytowy?

To w gruncie rzeczy ilustruje, jak te same teksty święte mogą być interpretowana na dwa różne sposoby, żeby robić zupełnie inne dziwne rzeczy.

Unikałaś kompromisów, wyrażałaś swoje zdanie - czy zmieniło się to w jakiś sposób?

Nie, myślę, że tak naprawdę raczej nie. Chociaż to prawda, że już od jakiegoś czasu z nikim się nie pokłóciłam. Przynajmniej nie na tyle, żeby media o tym mówiły.

Czy Twój brat Joseph pomaga ci albo daje rady co do warstwy tekstowej twoich płyt? W końcu ma już status uznanego pisarza.

No, nie ekstrahuję niczego z książek mojego brata.

Ale czytasz je?

Tak.

To obowiązek rodzinny, czy naprawdę je lubisz?

Bardzo lubię, uwielbiam! Jest pewna książka, którą właśnie napisał i to jest chyba najlepsza książka, jaka kiedykolwiek została napisana!

To ogromny komplement, jesteś tego pewna?

Mhmm.

Z każdym następnym twoim krążkiem słychać coraz więcej wpływów jamajskich. Czy kochasz Jamajkę na tyle, żeby się tam przeprowadzić? Chodziły już takie plotki.

Przede wszystkim kocham tych ludzi. Czuję to szczególnie za każdym razem, kiedy stamtąd wyjeżdżam. Nie, nie przeprowadziłabym się tam, nie. Za gorąco.

Więc wolisz Irlandię?

Mhmm, wolę zimną pogodę.

A muzycznie?

Muzycznie czerpię i z muzyki irlandzkiej, i jamajskiej. Próbuję znaleźć to, co mają najlepszego i myślę, że wychodzi mi to całkiem nieźle. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Czy uważasz, że jest sposób - jakikolwiek sposób - aby przekazać filozofię Jah ludziom?

No wiesz, rastafarianie, ich ruch zawsze wykorzystuje muzykę, żeby dotrzeć do ludzi z duchowością. Sama muzyka jest wyjątkowa, a jeśli do tego dorzucisz przesłanie, to jest klucz, żeby trafić do ludzi. Tym bardziej że ich przesłanie to przesłanie pokoju. Oni po prostu kojarzą się z miłością, ale dojrzałą.

Będziesz w lipcu w Polsce na festiwalu teatralnym Malta. Czy miałaś jakiekolwiek doświadczenia z teatrem?

No, nie, za wyjątkiem koncertowania w teatrach i chodzenia do teatru, żeby zobaczyć sztukę, to nie.

Pracowałaś z takimi gigantami jak U2, Asian Dub Foundation, Massive Attack. Z kim czułaś się najlepiej w studio?

To nie jest tak, że z kimś z nich było źle. Ze wszystkimi pracowało mi się dobrze.

Nie możesz powiedzieć, że ktoś z nich jest najlepszy?

Nie, i tu nawet nie chodzi o faworyzowanie kogokolwiek. To są profesjonaliści w każdym calu, a to, że mają status gwiazd, o czymś świadczy. Przynajmniej u nich.

Rozmawiał Karol Modzelewski