Przy okazji debiutanckiej książki „Kości, które nosisz w kieszeni”, Łukasz Barys mówił w wywiadach, że chciał napisać książkę młodzieżową, a wyszła mu książka dla dorosłych. Z „Małymi pająkami” wydaje się, że jest odwrotnie - miała być to książka dla dorosłych, a wyszła dobra powieść młodzieżowa. Gdybym cofnął się do momentu, gdy szedłem na studia, lektura Barysa byłaby dla mnie z pewnością sporym przeżyciem. Dzisiaj - była interesująca, ale niewiele odnalazłem w niej dla siebie. Za to jeśli macie wokół siebie nastolatków z humanistycznym zacięciem, którzy marzą o napisaniu powieści - dajcie im Barysa, jestem przekonany, że zarwą noc śledząc losy Tobiasza i Oli.

Jesteśmy w podłódzkich okolicach. Ola i Tobiasz znają się ze szkoły, choć jest to znajomość tylko z widzenia. On - atrakcyjny, popularny w szkole chłopak, którego rodzina choć może niezbyt zamożna, nie należy do najbiedniejszych w okolicy. Ona - „szara myszka”, jedna z tych dziewczyn, z którymi nikt nie chce być przyłapanym na rozmowie. Barys fantastycznie opisuje atmosferę zwykłego liceum, takiego w którym raz ustanowione hierarchie społeczne nie zmieniają się z dnia na dzień. Jest to opis o tyle ciekawy, że bardzo realistyczny, momentami aż nadto.

 

Małe pająki recenzja książki Łukasza Barysa

 

Czytelnika z bagażem życiowym nic w „Małych pająkach” nie zaskoczy. Potajemny związek, pierwszy seks, decyzja o studiach, rozpad związku, wyjazd Tobiasza do Krakowa, próba zbudowania nowej relacji, kompleksy pojawiające się na tle finansowym… Jak w przyzwoitym bildungsroman, w „Małych pająkach” autor i jego bohaterowie zaliczają niemal wszystkie obowiązkowe zdarzenia. Nie ma tu czarowania frazą, momentami język narracji jest wręcz niezdarny, jakby autor świadomie zrezygnował z artystycznych wyżyn i postanowił napisać książkę dla czytelnika, którego interesuje raczej śledzenie akcji, niż podziwianie słownej woltyżerki. Szkoda, bo Barys potrafi pisać. Dobrze, bo wydaje się to świadomym zabiegiem.

 

W tle „Małych pająków” - i to tło może być najciekawsze dla czytelników, którzy na wspomnienie studiów reagują wykrzyknieniem „kiedy to było!” - opowiedziane są zmagania młodych ludzi z twórczością literacką. Tobiasz, choć studiuje prawo, niemal w całkowitej tajemnicy pisze powieść. Wstydzi się swoich zainteresowań literaturą piękną, jak i tego, że w przeciwieństwie do nowych, krakowskich znajomych, wiedzę o literaturze ma bardziej niż skromną. Pojawi się też Halszka, dziewczyna która „niemal natychmiast stała się literacką sensacją, uznano ją za liryczne sprawozdanie z procesu transformacji na wsi”. Halszka - mimo zapowiedzi - nie odnosi jednak sukcesu. Gdy pisze trzecią książkę ma świadomość tego, że to jej „ostatnia szansa”. - Jeśli znowu będzie klapa, to nigdy więcej nie puszczą mi powieści - mówi i trudno nie odczytać tego jako autobiograficznego puszczania oka do czytelnika.

 

  

Barys ryzykuje. Trzecią powieść wydaje w Wydawnictwie Literackim, oficynie mającą o wiele większe z pewnością oczekiwania wobec sprzedaży powieści, niż niszowa Cyranka, w której wydawał swoje poprzednie książki. Historie o debiucie i pisaniu literatury można uznać za asekuranctwo niepewnego siebie twórcy. Można też - i tak z pewnością odczytają je młodsi czytelnicy i czytelniczki - widzieć jako fascynującą opowieść o losie młodych twórców i twórczyń. Okraszoną socjologicznymi rozważaniami, w których na pierwszy plan wysuwa się opowieść o awansie klasowym i nierównościach społecznych. Społeczna wrażliwość Barysa jest sympatyczna, ale - znowu kwestia doświadczeń - czytelnika, który przywykł do takich literackich rozliczeń, niczym autor nie porwie. Co innego młodych ludzi - myślę, że to może być lektura ważna, wręcz formacyjna.

 

Szkoda, że Barys rezygnuje z ambicji artystycznych na rzecz prostej, przymilającej się do czytelników opowieści. Jednocześnie może w końcu Barys znalazł swój głos? Może Barys, którego chcieliśmy widzieć, nie był tym „prawdziwym” Barysem? Poprzednia jego książka, „Jeśli przecięto cię na pół” była właśnie takim dziełem, które nie mogło się zdecydować, czym chce być - jako powieść o ambicjach artystycznych zbyt prosta, jako historia „dla mas” - przesadnie dekoracyjna. Tym razem Barys rezygnuje z ornamentu i po prostu opowiada. Nie można mu odmówić talentu.

Więcej recenzji, wywiadów i artykułów o książkach znajdziesz w pasji Czytam.