- Pobił pan na głowę Dana Browna, który wymyślił teorię spiskową sięgającą zaledwie dwóch tysięcy lat wstecz. Spisek z wydanej właśnie w Polsce pańskiej powieści Aniołowie Chaosu jest znacznie starszy. Jest pan z siebie dumny?

- Oczywiście, że tak! Każde zwycięstwo nad Danem Brownem może napawać dumą. Życzyłbym sobie jeszcze, by wygrać z nim liczbą sprzedanych książek.

- W Aniołach Chaosu pojawia się teoria rozwoju cywilizacji poprzez przemoc. A jaka jest pańska koncepcja postępu ludzkości?

- Uważam, że świat jest pełen chaosu. Co prawda wszyscy niby staramy się walczyć o pokój, ale wystarczy spojrzeć na historię tylko XXI wieku, by zobaczyć, jak trudno i rzadko udaje nam się ten pokój osiągnąć. Z drugiej strony konflikt jest drogą do rozwoju. Piszę o tym w swojej książce: dzięki wojnom i walce ludzkość rozwija się, robi kolejny krok naprzód.

- Podobno jednak to lenistwo jest matką wynalazków.

- Może być w tym odrobina prawdy. Człowiek układa się wygodnie w łóżku, żeby poleniuchować, a wtedy gotowe rozwiązania same przychodzą mu do głowy. Tak powstały najlepsze pomysły do moich książek.

- Czy otwarte zakończenie Aniołów Chaosu oznacza, że planuje pan napisanie kontynuacji przygód kaskadera Noaha?

- Jeszcze nie, natomiast musze przyznać, że najbardziej lubię właśnie otwarte zakończenia. W książce, tak jak w życiu, rzadko cokolwiek zamyka się w sposób jednoznacznie ostateczny. Dlatego większość moich książek ma otwarte zakończenie. W tym przypadku raczej trudno będzie mi wymyślić następną wielką teorię spiskową, której moi bohaterowie musieliby stawić czoła.

- Jak pan sądzi: spiskowe teorie są przez ludzi odkrywane czy wymyślane?

- Jestem rozdarty w tej kwestii. Nie wierzę w większość teorii spiskowych, na przykład w tę, że księżna Diana padła ofiarą gangu polskich hydraulików. Jednak z drugiej strony pewne apekty tych teorii są do tego stopnia niepokojąco prawdziwe, że trudno mi jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć.

- Jakie elementy rzeczywistości na tyle pana niepokoją, że przeczuwa pan istnienie jakiejś zmowy, prowadzenia ukrytych działań zmierzających do jakiegoś tajemniczego celu?

- Mój niepokój budzi stopień, w jakim teren Wielkiej Brytanii jest monitorowany przez kamery. Nie można wyjść na krok z domu, by nie znaleźć się w polu widzenia jakiegoś obiektywu. To zjawisko obejmuje też inne europejskie kraje. Mam nadzieję, że nie dotrze z taką siłą do Polski. Niepokoi mnie to, brytyjski że rząd w tak dużym stopniu kontroluje nasze ruchy.

- Czy uważa pan, że pańskie rozmowy telefoniczne są rejestrowane?

- Z całą pewnością wszystkie rozmowy przez telefony komórkowe w USA, a także w Europie, są monitorowane. Nie wiem, czy są nagrywane, ale wszystkie są słuchane. To jest fakt, a nie jakaś teoria.

- Jakie widzi pan szanse dla współczesnego czlowieka, by ustrzec się przed obserwacją ze strony państwa i różnorakich instytucji, na przykład ubezpieczeniowych?

- Wydaje mi się to coraz trudniejsze. Pamiętam, że dwadzieścia lat temu mogłem z żoną wsiąść do samochodu, ruszyć w Anglię i nikt nie wiedział, gdzie jesteśmy. Teraz wystarczy wjechać na stację benzynową i już cżłowiek znajduje się w zasięgu kamer. Państwo wie, gdzie jestem. To dotyczy nie tylko kamer, ale także wglądu, jaki państwo ma w nasze dochody poprzez kontrole banków. Państwo wie o każdym groszu, który zarabiamy. Moim zdaniem jest to elektroniczny komunizm.

- Czy to znaczy, że czeka nas wkrótce koniec prywatności?

- Jesteśmy blisko takiego stanu i musimy bardzo mocno się temu przeciwstawić.

- W jaki sposób?

- Myślę, że nasza nadzieja leży w tym, że wszelkie wielkie biurokraje tego świata zawsze okazywały się w końcu niekompetentne i bezsilne. Tak zakończyła się biurokracja wspierająca komunizm. Ale musimy robić wszystko, co w naszej mocy, żeby przeciwstawić się tej patologii.

- A jak pan walczy z biurokracją?

- Nieszczególnie. Staram się być dla biurokratów jak najbardziej uprzejmy. Zwłaszcza dla panów i pań z urzędu skarbowego.

Rozmawiała Magdalena Walusiak