„Syn” Phillip Meyer

Kto kojarzy brutalną, bezlitosną prozę Cormaca McCarthy’ego, ten w powieści Phillipa Meyera odnajdzie się jak ryba w wodzie. Przed czytelnikiem porywająca, wielopokoleniowa saga rodzinna, wspaniała opowieść o amerykańskim Pograniczu i surowych, nieprzejednanych ludziach, którzy je podbijali.

Dzieje McCulloughów

Amerykańskie Pogranicze, pierwsza połowa XIX wieku. Ziemia pionierów. Dziki Zachód. Nastoletni Eli i jego rodzina próbują przetrwać oraz wzbogacić się. Wszyscy jednak, poza samym chłopakiem, zginą podczas najazdu Komanczów. Eli natomiast stanie się na jakiś czas częścią indiańskiego plemienia, ale… z czasem wróci do świata białych osadników. I zbuduje swoje imperium, a resztę obróci w pył.

Wzlot i upadek imperium

Przed czytelnikiem historia rodziny McCulloughów. Historia wzlotu i upadku potęgi zbudowanej na wyzysku, bezlitosnej kalkulacji, nadziei i krwi tych, którzy musieli zginąć pod jej filarami. Proza Meyera – jak sama kraina, którą opisuje – jest surowa i pełna brutalnego realizmu. Pogranicze to terytorium wywalczone, naznaczone cierpieniem wielu pokoleń, miejscem zbiorowej pamięci. Do dziś ma swój własny, odrębny charakter, swoje własne wspomnienia i własną, niezależną tożsamość. Zamieszkane przez ludzi o twardych sercach, zahartowanych w boju. Tu każdy ma swoje prawa i swoimi prawami się kieruje – wojownicze plemiona rdzennych Amerykanów, spragnieni żyznej ziemi biali osadnicy, vaqueros, rancheros, potentaci przemysłu naftowego… Bez względu na mijające epoki, życie Pogranicza polega na przetrwaniu, a kto nie jest na to przygotowany, ten zginie. Tak proste, tak nieskomplikowane.

„Syn” to gorzko-słodka opowieść, pełna skrajnych kontrastów, moralnych rozważań, amerykańskich dylematów. I wielkiego smutku.

 

syn

 

„Pojechałam do brata na południe” Karin Smirnoff

Sięgając po sagi pisarzy skandynawskich i północnych, warto być przygotowanym na tę specjalną dawkę bólu, na dawkę emocji skomplikowanych i niełatwych. Jest w tych opowieściach coś rozpaczliwego, zgoła odmiennego, co wyróżnia je spoza gatunku. Dobrym przykładem jest tu pierwszy tom sagi rodziny Kippo pióra Karin Smirnoff – trudno wyrzucić ją z głowy.

Jana wraca do domu

Jana Kippo wróciła do domu. Nie planowała tego powrotu, tak jakoś wyszło. Wróciła do brata bliźniaka, do starego pokoju, do przestrzeni, które noszą znamiona przeszłości. Bólu, wstydu, tłumionego krzyku. Uciekła i wróciła, by znów się wikłać w pokiereszowane związki, na nowo przeżywać traumy dzieciństwa, próbować naprawić błędy, których nikt naprawić nie potrafi. Wróciła, by być może uspokoić skołatany umysł, posprzątać i może w końcu… odrodzić się na gruzach wspomnień.

Szukając odrodzenia

Ból, rozpacz, krzyk, przemoc… Karin Smirnoff wrzuca nas w świat rodziny Kippo bez żadnych zabezpieczeń. Zanurzamy się w surowych, gorzkich emocjach. Toniemy w przeszłości, w doświadczeniach brutalnych i niepokojących. Podglądamy cudze dzieciństwo, intymne doświadczenia te dobre i te okrutne. Podsłuchujemy rozmowy, chociaż czasami chcielibyśmy zasłonić uszy.

„Pojechałam do brata na południe” nie daje żadnego ukojenia, odsłania natomiast dusze i ciała bohaterów w ten najbardziej naturalistyczny sposób. Pomaga w tym język (przekład Agaty Teperek to majstersztyk!) – Karin Smirnoff unika interpunkcji, dzieli słowa lub je łączy, rozkłada zdania na części pierwsze, dodaje własne elementy. To język bardzo osobisty, prywatny, pełen czułości, bo w języku ukrywa się natura całej opowieści, w języku też odnajduje się poszatkowana rodzina i ich doświadczenia.

Saga bez owijania w bawełnę, bez podejmowania gierek, bez zbędnych metafor. Smirnoff pisze o tym, jak jest. Robi to w swoim własnym niepowtarzalnym stylu, tak, by czytelnik miał nieustannie szeroko otwarte oczy. I by wiedział, że nic takiego już nie doświadczy.

 

pojechałam do brata na południe

 

„Matki i córki” Ałbena Grabowska

Cztery pokolenia kobiet. Cztery matki i córki. Cztery druzgoczące historie. Cztery początki i cztery zakończenia. I dziedzictwo, jakie po nich pozostanie. Przed czytelnikiem najbardziej bolesna powieść w twórczości Ałbeny Grabowskiej. Saga na wskroś historyczna i kobieca w doświadczeniu.

Matki i córki

W tej rodzinie mężczyźni zawsze odchodzili przedwcześnie, znikali gdzieś w odmętach historii, nie było po nich śladów. Zostawały kobiety – twardo stąpające po ziemi, bohaterskie w swoim cierpieniu, zniszczone traumami i doświadczeniami, których wspomnienie naznaczało wszystko wokół. Maria podążyła za mężem na Sybir, nie widziała dla siebie innej drogi. Sabina przetrwała blok eksperymentalny niemieckiego obozu Ravensbrück. Magdalena straciła męża w nieszczęśliwym wypadku, w dniu porodu. A Lila? Lila wychowała się w domu pełnym kobiet, których dystans uczynił ją osamotnioną, niewartą miłości. Teraz próbuje odnaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytania i poznać rodzinne tajemnice.

Pośród sekretów

Druzgoczące koleje historii, rozniesione w pył rodziny, porwane na strzępy marzenia… Dla kobiet, dla tytułowych „Matek i córek”, nigdy nie było czułości – była rzeczywistość i historia z całym swoim skomplikowanym ciężarem. Miłość była słabością, miłość jest słabością, a okazywanie jej – okazywanie jej kolejnym pokoleniom – rozmiękczy je, sprawi, że nie będą przygotowane na trudy życia, na nieszczęścia, jakie na nie spadną.

Ałbena Grabowska z rozmysłem naznaczyła swoje bohaterki najgorszymi możliwymi doświadczeniami. Mogą wydawać się naciągane, a jednak całość dąży do konkretnej konkluzji, niesie też konkretne przesłanie.

Czyta się z zapartym tchem, pochłaniając każdą z historii, wydarzenia straszne i tajemnicze, odkrywając sekrety bohaterek, słuchając ich opowieści, zapominając na chwilę o wszystkim innym wokół.

 

matki i córki

 

Która z propozycji najbardziej poruszyła wasze serca? Koniecznie dajcie znać w komentarzach! A po więcej wieści wydawniczych zaglądajcie do działu Czytam.