„Życie Violette”, Valérie Perrin

Francja jak ze starych filmów. Francja jak ze snów. Francja pełna wspomnień. Kultowe piosenki z Jacquesem Brelem na czele, zapach świeżej bagietki, smak wytrawnego wina i serów… Powieść Valérie Perrin przywraca dawne smaki, zapachy, kreując francuski hołd złożony życiu, codzienności i trwaniu.

Z życia Violette

Violette Toussaint jest dozorczynią na cmentarzu w niewielkim burgundzkim miasteczku Brancion-en-Châlon we Francji. Pielęgnuje kwiaty na grobach, zajmuje się ogrodem przy niewielkim domku, pociesza tych, którzy szukają pocieszenia i pamięta o tych, którzy odeszli. Violette ma dwie twarze: twarz zimy, którą nosi, jak swój szary płaszcz – do ludzi, do świata. I twarz lata, którą nosi, jak te kolorowe sukienki pod płaszczem – w ciszy, w samotności. Violette poznaje dziesiątki, setki opowieści, ale sama również ma swoją historię. Przypadkowy pochówek pary kochanków pozwoli jej przeżyć na nowo własną przeszłość.

Francuski duch

Nie wiem, czy ktoś inny poza Francuzami z krwi i kości pokusiłby się o napisanie powieści o cmentarnej konsjerżce, opiekunce cmentarza. Konsjerżce, która pachnie jak różany ogród, zna na pamięć „Regulamin tłoczni win” Johna Irvinga, a wakacje letnie spędza w tej jednej zatoczce w okolicy Marsylii. Konsjerżce, która ma swoje tajemnice, która ma swoje sekrety i swój wielki, nieukojony ból. „Życie Violette” taka iście francuska pozycja – opowieść, w której kryje się wszystko co tak przecież zwyczajne – życie i śmierć. A jednak kryje się tu niezwykłość, ulotność każdej kolejnej chwili. To śmiech i łzy, to przygryzana warga i ciepło promieni słońca. To zapach cynamonu i wanilii, to ciche słowa szeptane o zmierzchu i nucone pod nosem piosenki Elvisa. To słona woda na spierzchniętych ustach, to szelest papieru wyczekiwanej książki, to łyk porto w małym kryształowym kieliszku. Wszystkie małe przyjemności, osobiste rozpacze, chwile zwątpienia i niezwykłej radości.  Nostalgiczna zaduma i ekstatyczna rozkosz.

Napisana bezpretensjonalnie literatura obyczajowa, z czułością względem bohaterki i samych czytelników, zwykła-niezwykła opowieść, której nie sposób zapomnieć.

Życie Violette

„Lustro naszych smutków”, Pierre Lemaitre

Francja minionej epoki. Francja spowita chaosem i mrokiem. Francja okresu II Wojny Światowej. Opisana w znakomitym stylu. z charakterystyczną francuską autoironią rzeczywistość wojenna, zwykli ludzie na tle tej największej historii.

Wojna i przeznaczenie

Wiosna 1940 roku. W Paryżu mówią, że Niemcy wkroczą lada chwila, ale zwykli ludzie wciąż wierzą, że nigdy nie zdołają przekroczyć Linii Maginota. Jak niewiele jeszcze wiedzą… Na razie żyją po swojemu, bohaterowie, których pewnego dnia połączy wojenny los. Młoda nauczycielka Louise, pan Jules, paryski żandarm Fernand, kapral Landrade, cwaniak Désiré Migault, Gabriel… Patrioci, desperaci, zagubione dusze, każdy inny, każdy uwikłany – wojna i przeznaczenie ukażą ich prawdziwe oblicze.

Francuska historia

Bywa absurdalnie, bywa szaleńczo, jedno pozostaje jednak pewne – Pierre Lemaitre potrafi uchwycić francuskiego ducha historii jak mało kto. „Lustro naszych smutków” to trzecia część cyklu historycznego "Dzieci katastrofy", którą kontynuuje swoiste, fabularne rozliczenie tamtych lat. Lemaitre spogląda na swoich bohaterów z dystansu, puszcza oko do czytelnika, z humorem opisuje trudy wojenne, skomplikowane wybory, niewygodne sytuacje. To chaos wojny w ujęciu innym niż zwykle, spisany piórem autora, który nie kreuje patriotycznego peanu, ale raczej rzeczywistość tamtej epoki taką, jak naprawdę mogła wyglądać. Spójnie łączy wątki prawdziwe i fikcyjne, zgrabnie miesza motywy, dodając ironiczną nutkę tam, gdzie potrzeba. A komentarz? Do odnalezienia między słowami.

lustro naszych smutków

„Polowanie”, Bernard Minier

Francja współczesna. Francja brudnych przedmieść i niebezpiecznych ulic. Brutalna i nieprzystępna, chociaż otwarta bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. U Miniera nie ma przebacz – jest bezwzględna przemoc w każdej możliwej formie.

W pełni księżyca

Południowa Francja, leśne ostępy Pirenejów. To właśnie tu w księżycową noc, gdy księżyc świeci w pełni – rusza polowanie. Ofiara walczy o życie, biegnie ile sił w nogach, udaje jej się nawet zbiec, by skończyć pod kołami przypadkowego samochodu. Tą ofiarą był… człowiek. Rusza śledztwo, które prowadzi komendant z Tuluzy – Martin Servaz. Podąży tropem sprawców, by przekonać się, że to brak litości i rosnąca agresja są największym szaleństwem naszych czasów.

Dreszcze przerażenia

Bernard Minier stworzył thriller kryminalny napędzany strachem, w którym najmocniejszym punktem – punktem zaczepienia fabuły – jest inteligentnie poprowadzony wątek społeczno-obyczajowy. Polowanie na ludzi to haczyk, na który czytelnik z łatwością daje się złowić. Sam koncept zresztą przypomina kultowy już film z Jean Claudem Van Dammem w reżyserii Johna Woo, czyli „Nieuchwytny cel”. I znów brutalna rozrywka służy uprzywilejowanym. Znów ktoś szuka wytłumaczenia dla zbrodni i zwyrodnialstwa. Znów dominuje bezwzględne prawo silniejszego. W tle wątki nacjonalistyczne, polityczno-społeczne, zrozumiałe właśnie w kontekście polityki wewnętrznej Francji. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele, by nie zepsuć nikomu lektury, dodam jedynie, że to opowieść o podążaniu do jądra ciemności. Diabelnie mroczna, dająca czytelnikowi mocno do myślenia. I chociaż to jeden z kolejnych tomów cyklu kryminalnego, to czytelnik odnajdzie się w nim bez kłopotu.

polowanie Bernard Minier

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.