RPG z otwartym światem, platformówka logiczna, a może RTS wymagający strategicznego myślenia? W ramach kategorii gier z gatunku fantasy i pokrewnych znajdziecie bardzo wiele możliwości. Jeśli tak jak ja przepadacie za rzucaniem czarów, siekaniem potworów oraz odkrywaniem tajemnic, koniecznie sprawdźcie, jakie gry według mnie najlepiej wyczerpują te zagadnienia.

Zdaję sobie sprawę, że opisane tytuły stanowią zaledwie ułamek tego, co wydano od początku istnienia cyfrowej formy rozrywki. Z rozmysłem pomijam chociażby serię „The Elder Scrolls”, „Dragon Age” czy naszego rodzimego „Wiedźmina”. Chociaż uważam je za absolutnie wybitne, już tyle razy polecałam je w swoich zestawieniach, że chyba skończyły mi się argumenty, a przekonywanie przekonanych nie ma najmniejszego sensu. Dlatego dziś pozwolę sobie tylko trochę nawiązywać do klasyki i zaproponuję także te mniej oczywiste perełki.

Seria „The Legend of Zelda”

Tradycją powoli staje się rozpoczynanie przeze mnie growych zestawień od tytułów wiekowych i o ugruntowanej pozycji na rynku. Wynika to chyba z mojej sentymentalnej natury. Jeśli jakaś gra komputerowa przed laty zrobiła na mnie wrażenie, to prawdopodobnie zostanę jej wierna – z lubością będę śledzić doniesienia o nowych wydaniach i zagrywać się w kolejnych odsłonach. Tak właśnie dzieje się w przypadku uniwersum wykreowanego przez Shigeru Miyamoto oraz Takashiego Tezukę. Seria debiutowała w 1986 roku na rynku Japońskim i rok później w USA i Europie w ramach platformy Nintendo Entertainment System.

 

 

Fabularnie uniwersum „The Legend of Zelda” jest kwintesencją gatunku fantasy. Kraina, w której toczy się akcja to lokacja niemalże archetypiczna z punktu widzenia geologicznego (jest jaskrawo, baśniowo) i demograficznego. W Hyrule żyją bowiem istoty magiczne, mężni rycerze, potężni złoczyńcy i cała masa mędrców gotowych dzielić swą wiedzą z protagonistą. Link, bo o nim mowa, także nie wymyka się schematom. Jest młody, dzielny i ma przechlapane, bo ustawia się do niego kolejka postaci do uratowania – z tytułową Zeldą na czele. Do jego zadań należy siekanie bestii, rozwiazywanie zagadek logicznych i troska o fikuśny ekwipunek. Słowem: klasyka! Nie zrozumcie mnie źle. Ten hołd dla konwencji, który obserwujemy we wszystkich odsłonach serii, a było ich aż 25 (licząc także remaki HD), jest czymś absolutnie wspaniałym, zwłaszcza dla kogoś, kto fantastyczne RPG ceni sobie bardzo wysoko. Wliczam się do tego grona.

Poszczególne części różniły się od siebie – fabularnie i mechanicznie – na tyle, by nie narażać graczy na nudę. Nintendo oczywiście nieraz eksperymentowało: a to ze sterowaniem, a to z trybami rozgrywki. Z różnym efektem. Na szczęście głosy fandomu zwykle docierały do właściwych uszu. Śledząc losy tytułu nie sposób nie zauważyć także stopniowego rozwoju aspektów wizualnych. Najnowsza jak dotąd odsłona, czyli „The Legend of Zelda: Breath of the Wild” zwyczajnie cieszy oko. Jest to także produkcja zaawansowana technicznie i rozbudowana.

 

„The Legend of Zelda: Breath of the Wild” Nintendo

 

„Trine 4: The Nightmare Prince”

Za produkcję całej serii odpowiedzialne było fińskie studio Frozenbyte, a premiera pierwszej części miała miejsce w 2009 roku. Czwarta odsłona była dla mnie pierwszym spotkaniem z uniwersum, ale założę się, że nie ostatnim. Dlaczego? Ponieważ ten tytuł według mnie stanowi idealny przykład gry w gatunku fantasy. Rozgrywka polega tu na sterowaniu trzema postaciami, ale nie jednocześnie. Gracz ma do wyboru trzy klasy: złodziejkę, rycerza oraz czarodzieja. Wraz z protagonistami przemierzamy ruiny zamków, lochy, wioski i magiczne lasy. Zadaniem łotrzycy Zoyi, paladyna Pontiusa oraz maga Amadeusa jest ocalenie tytułowego Koszmarnego Księcia lub Księcia Koszmarów. Młodociany monarcha wpakował się bowiem w niezłe tarapaty i przy okazji napsuł krwi pozostałym mieszkańcom uniwersum. Od jakiegoś czasu nękały go potworne sny. Drzemiąca w nim magia przeniosła monstra do rzeczywistości. A te, jak łatwo się domyślić, jęły siać grozę.

 

 

Bardzo ciekawym aspektem rozgrywki jest konieczność decydowania, którego z herosów wystawimy do walki z bossem czy po prostu przejścia danej mapy. Mając za sobą pokaźną liczbę godzin w innych tytułach korzystających z klasowego podziału, co przekłada się na znajomość właściwości konkretnych rodzajów bohaterów, nie łamałam sobie zbytnio głowy. Chociaż oczywiście kilka zaskoczeń umiliło mi odbiór fabuły.

 

„Trine 4: The Nightmare Prince” Maximum Games

 

„Hades”

Twórcy gier poruszający się w gatunku fantasy i jego pochodnych, lubią sięgać po mitologię. Przykładem takiego działania jest najnowszy tytuł od studia Supergiant Games. Produkcja premierę na PC miała w 2020 roku, a na konsolach w 2021. Mamy zatem do czynienia ze świeżynką.

„Hades” to roguelike, którego akcja toczy się właśnie w krainie umarłych, której władcą jest nie kto inny, tylko tytułowy Hades. Gracz wciela się w Zagreusa, czyli syna boga podziemia i Persefony. Próżno takiego bohatera szukać w książkach do historii czy antycznych legendarzach. Twórcy wykreowali protagonistę na obraz i podobieństwo mitologicznych herosów i wrzucili do całkiem zgrabnego tygla fabularnego. Celem postaci jest wydostanie się na powierzchnię oraz spotkanie z matką. Po drodze musi pokonać wielu przeciwników. Na jego drodze staną m.in. Furie, Herakles oraz cała masa potworów – mniej lub bardziej znanych z antycznych dzieł literatury. Potyczki są wymagające, dynamiczne i widowiskowe.

 

 

Każdy kolejny poziom to nagrody w postaci nowych umiejętności (aktywnych i pasywnych) oraz darów od mieszkańców Olimpu. Zeus wespół z pozostałymi bogami pochwalają bowiem krucjatę Zagreusa, a w ramach wsparcia, dzielą się zeń swoją mocą. Oznacza to możliwość nabywania specyficznych zdolności oraz wzmacniania oręża. Stanowi to także element niezbędny do rozwijania opowieści. Dzięki interakcjom z NPC dowiadujemy się wiele na temat losów swojej dysfunkcyjnej rodziny i utwierdzamy w przekonaniu o słuszności decyzji dotyczącej ucieczki spod ojcowskich skrzydeł.

Na uwagę zasługuje wysoki poziom losowości rozgrywki. Jeśli nie uda nam się pokonać jakiegoś bossa, zostaniemy cofnięci do punktu wyjścia, by znów trafić przed oblicze rozgniewanego Hadesa. Ponowne wkroczenie na arenę walki, może wiązać się ze zmianą strategii naszego przeciwnika lub… niego samego na zupełnie inną postać. To ważne, ponieważ kilkukrotne podchodzenie do każdego etapu stanowi specyfikę gatunku dungeon-crawlerów i jest w przypadku opisywanego tytułu wymuszane przez samą fabułę.

 

„Hades” Supergiant Games

 

„God of War”

Siódma część serii gier o Kratosie została wyprodukowana przez Sony Interactive Entertainment Santa Monica Studio i w ręce posiadaczy konsol od PlayStation trafiła w 2018 roku. Podobnie jak w przypadku „Hadesa”, twórcy dali się zainspirować mitologii i to nie jednej. Według antycznych legend Kratos był synem bogini rzeki Styks oraz Pallasa. Urodził się w Sparcie. Stanowił ucieleśnienie okrucieństwa, przemocy. W ramach serii nieco ten rodowód zmodyfikowano – jego ojcem stał się bowiem Zeus, a matką nimfa Kallisto. Przez wszystkie odsłony wiodła go rządza zemsty wzmacniana poczuciem winy i skłonnością do brutalnych zachowań. Nie inaczej jest w tej najnowszej. Po obróceniu Olimpu w perzynę półbóg wraz ze swoim synem Atreusem, wyrusza na podbój nordyckich krain. Odyn musi się mieć na baczności.

 

 

Sporą zmianą w stosunku do wcześniejszych części jest broń, jaką posługuje się postać. Charakterystyczne ostrza na łańcuchu zastąpiono, a jakże, toporem. Ma on pewną charakterystyczną dla regionu właściwość. Otóż (podobnie jak Mjølner Thora) wyrzucony w kierunku wroga, powraca do ręki po jego rozpłataniu. Oręż oczywiście możemy wzmacniać za pomocą nabywanych perków. Sprawa ma się podobnie jeśli chodzi o pancerze. Dość rozbudowany system craftingu umożliwia tworzenie zbroi dostosowanych do potrzeb zadania bądź specyfiki mapy.

Asystujący graczowi Atreus nie jest tylko elementem fabularnym. W ramach rozgrywki rozwijamy z nim relację oraz współpracujemy podczas potyczek. Za pomocą przycisku funkcyjnego wydajemy mu polecenia – potomek może na przykład zasypać oponenta gradem strzał, podczas gdy by będziemy okładać go z bliska. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że pojedynki w grze są niezwykle widowiskowe – niekiedy złożone z kilku etapów – i dość trudne.

 

„God of War” Santa Monica Studio

 

„SpellForce 3”

Za tę serię odpowiedzialne jest studio deweloperskie Grimlore Games, należące do austriackiej firmy wydawniczej THQ Nordic. Trzecia odsłona z 2017 roku stanowi niejako prequel całej sagi, gdyż akcja toczy się pięćset lat przed wydarzeniami znanymi z pierwszej części. Nadal eksplorujemy kontynent Eo, z tym, że jeszcze nie został on rozerwany na części przez magiczny rytuał. To daje szansę zrozumienia opowieści, które we wcześniejszych częściach stanowiły tło dla fabuły.

 

 

Produkcja jest hybrydą – łączy w sobie cechy gry RPG oraz RTS. Oznacza to, że z jednej strony musimy skupiać się na rozwijaniu bohatera oraz jego towarzyszy: ich umiejętności czy ekwipunku, a z drugiej niezbędne jest strategiczne podejście do zarządzania obozem: gromadzenia surowców, planowaniem rekrutacji wojska i jednostek robotniczych.

Fabularnie tytuł nie odbiega od innych, podobnych mu klasyków. Magiczne lasy, zatłoczone miasta i tajemnicze ruiny są tu na porządku dziennym. Zadaniem gracza jest rozwikłanie tajemnic grupy Arcane i przy okazji angażowanie się w liczne wątki poboczne, które pozwalają poznać specyfikę świata.

 

„SpellForce 3” THQ Nordic

 

„Elden Ring”

Soulslike od tandemu FromSoftware Inc. i BANDAI NAMCO. będzie mieć premierę na początku 2022 roku. Świat tego RPG’a został stworzony przez Hidetakę Miyazakiego, czyli kreatora hitowego „Dark Souls” oraz… George’a R. R. Martina, który jest autorem powieści z cyklu „Pieśni Lodu i Ognia”. Czego zatem możemy się spodziewać? Mrocznego klimatu, raczej trudnej rozgrywki pod względem mechanicznym oraz wciągającej historii i nietuzinkowych bohaterów.

 

 

Co wiemy o warstwie fabularnej? Zanosi się na to, że naszym zadaniem będzie rozwikłanie szeregu zagadek dotyczących Ziemi Pomiędzy. Oprócz poszukiwań artefaktów, czyli elementów zwanych Wielkimi Runami, które są pozostałością Eldeńskiego Kręgu, będziemy musieli przemierzać sześć królestw i mierzyć się z półbogami, zasiadającymi na ich tronach. Do dyspozycji dostaniemy duży, otwarty świat, pełen czyhających weń niebezpieczeństw. Potyczki toczyć się będą w systemie zręcznościowym, producenci zapowiadają także szeroki wachlarz broni i pancerzy, które mają te wszystkie walki nieco ułatwić.

Tytuł zapowiada się bardzo ciekawie. Ja już zacieram ręce, bo nie ukrywam, że duże piaskownice wypełnione bestiami i rzezimieszkami to mój ulubiony kierunek podczas wybierania RPG na zimowe wieczory.

 

„Elden Ring” FromSoftware

 

Którą z tych gier fantasy wybralibyście dla siebie lub, które tytuły z wielu dostępnych na rynku dopisalibyście do mojego zestawienia? Sekcja komentarzy jest wasza. Po więcej wieści i zestawień zapraszam do działy GRAM.