Ten przepis pochodzi z „Poradnika dla gospodyń”, wydanego w 1956 roku przez Centralny Zarząd Przemysłu Owocowo-Warzywnego. Nie wiem, czy dałabym radę przełknąć taki przysmak, ugotowany w dodatku w serwecie wysmarowanej masłem. Widać tutaj jednak – podobnie jak w całym poradniku – dbałość o to, żeby w kuchni nic się nie zmarnowało (w tym przypadku owoce z kompotu) oraz by karmić rodzinę tym, co łatwo dostępne (chociaż nie wiem, jak w latach 50. wyglądało zaopatrzenie sklepów w cytryny). Nie ma tutaj daktyli, miso ani komosy ryżowej. Jesteśmy w Polsce, jemy ziemniaki z bułką i gospodarujemy oszczędnie.

Jak bardzo zmieniło się nasze podejście do żywności i zarządzania jej zasobami, możemy prześledzić w znakomitej książce Marty Sapały „Na marne”. Tytuł i okładka nie pozostawiają złudzeń co do treści: marnujemy jedzenie na potęgę. My jako pojedyncze jednostki, my jako gospodarstwa domowe, my jako społeczeństwo. W naszym świecie jedzenie jest tanie: można codziennie jeść mięso, nabiał, przez cały rok dostępne są egzotyczne owoce, a i krajowe plony jakoś uwolniły się od dyktatury sezonów. Kto zrozumie dzisiaj Władysława Michnikowskiego, opłakującego koniec pomidorowego urodzaju w piosence Kabaretu Starszych Panów? (tutaj mała dygresja: spójrzcie czasami na etykiety w marketach, informujące o kraju pochodzenia owoców czy warzyw. W sierpniu przeżyłam absolutny szok, odkrywając, że nie ma już krajowych moreli, brzoskwiń czy śliwek, wszystko przybywa z południa Europy albo z jeszcze dalszych regionów świata). Oczywiście, tanie jedzenie nie jest zbyt zdrowe – mówimy o mięsie z hodowli przemysłowych, o potrawach napakowanych konserwantami, wypełniaczami i polepszaczami smaku. Ale trudno, można się przynajmniej najeść, a jeżeli czegoś się nie zje – wyrzucić bez większego żalu. Nie kosztowało aż tak dużo, żeby robić z tego tragedię.

Na marne - Sapała Marta
Na marne
 

Marta Sapała, autorka arcyciekawego reportażu „Mniej” o nawykach konsumenckich Polaków, przygląda się właśnie temu odcinkowi historii żywności. W Polsce co roku marnuje się około 9 milionów ton żywności. Liczba okrągła i przerażająca, ale co to znaczy w praktyce? Co się dzieje na przykład z towarami ze sklepowych półek, którym skończyła się data ważności? Czy jogurt, jadalny jeszcze o 23.40 wraz z wybiciem północy zamienia się w niestrawną bombę biologiczną? Jeżeli uznamy, że tak nie jest, to co z nim zrobić? Czy można go oddać pracownikowi sklepu, który wyraża taką chęć? Dostarczyć do jadłodajni dla ubogich? A może udostępnić przeterminowane produkty w kontenerach, żeby mogli je zabrać freeganie? Tylko co wtedy stanie się z systemem i naszą wiarą, że nie ma nic za darmo?

Autorka podchodzi do tematu niezwykle kompleksowo: w pierwszych rozdziałach zajmuje się sklepami i kontenerami, sama wybiera się na poszukiwania wyrzuconej żywności z osobami doświadczonymi i zaprawionymi w bojach. Przygląda się osiedlowym śmietnikom, w których cały czas pojawia się wisząca oddzielnie torebka z „suchym chlebem dla konia”, która i tak przecież trafi do śmieciarki, a nie do stajni. Szacunek do chleba jako niemalże religijny rytuał, ale zupełnie już pusty. Sapała gromadzi grupę testową, która zapisuje wszystkie produkty spożywcze, które w ciągu miesiąca lądują w ich domach w koszu. Ogląda proces kompostowania. Odwiedza Ewę, mistrzynię gotowania bezresztkowego, która gospodarność wyniosła nie z internetowego poradnika zero waste, ale z domu rodzinnego, z obserwowania babci i matki, które dbały o wykorzystywanie każdego skrawka jedzenia.

Jak ograniczyć marnowanie żywności? – pyta autorka. Co jest ważniejsze? Akcje edukacyjne, odgórne regulacje czy może nieustanna presja koleżeńska/rodzinna, wywierana przez media społecznościowe? Czy w dzisiejszych czasach, zabiegani i przyzwyczajeni do łatwego jedzenia, jesteśmy jeszcze w stanie skupić się na rozsądnym gotowaniu, z prostych składników pozyskiwanych lokalnie? Czy zjedlibyśmy budyń z przesypanych bułką ziemniaków?

To są bardzo ciekawe pytania i dlatego „Na marne” wybrałam na kolejne spotkanie klubu książkowego Empiku. Spotykamy się w Juniorze, 28 października o 18.00. Chciałabym porozmawiać oczywiście o książce Marty Sapały: jak ją odbieracie, czy prezentowane w niej dane i sytuacje są dla was zaskakujące? Kolejnym wątkiem będzie oczywiście rozmowa o naszych nawykach żywnościowych i metodach radzenia sobie z marnotrawstwem – tego nie unikniemy. Ale chciałabym tez zastanowić się nad rolą reportażu w kształtowaniu społecznych postaw: czy taka książka jak „Na marne” jest inspirująca, przygnębiająca czy raczej nie ma żadnego wpływu na to, co kupimy i jak się z tym obejdziemy? Jak długo jesteśmy w stanie odbywać rachunek sumienia przed nierozsądnie zapełnioną lodówką?

Serdecznie zapraszam!