Ewa Świerżewska: Najważniejszym impulsem do napisania „Domu nie z tej ziemi” były powtarzające się doniesienia medialne o przemocy rodziców/opiekunów wobec dzieci – powiedziałaś mi dwa lata temu, gdy rozmawiałyśmy po triumfie Twojej książki w Konkursie „Przecinek i Kropka 2017”. A co było impulsem do napisania „Lilany”?

Małgorzata Strękowska-Zaremba: Tym razem książka jest efektem rozmów z bibliotekarkami i nauczycielkami, które prowadziłam po spotkaniach autorskich. Opowiadały mi o dzieciach porzuconych przez matki, tłumacząc, dlaczego niektórzy z ich podopiecznych są bardzo wycofani lub nadpobudliwi. Wśród znajomych zetknęłam się również z osobami, których traumatyczne przeżycia z dzieciństwa wiążą się z odrzuceniem przez matkę. Bardzo poruszył mnie los dzieci, którym brakuje matczynej miłości. Ja miałam jej aż nadmiar, więc zadałam sobie pytanie: co bym czuła, gdybym tej miłości nie dostawała. Postanowiłam o tym opowiedzieć, ponieważ budowanie narracji jest moim sposobem niesienia pomocy tym, którzy sami o nią nie wołają. Chciałam uczulić i dorosłych, i rówieśników moich bohaterek, by byli uważni na innych, a tym, którzy znaleźli się w sytuacji podobnej do opisanej w książce, pragnę pokazać, że nie są sami ani nie są gorsi. Chcę, by mieli się z kim utożsamić.
To był najważniejszy impuls, ale na powstanie „Lilany” wpłynęły obrazy, które tkwią we mnie od dawna.

Pierwszy pochodzi aż z dzieciństwa. Moja ciocia mieszkała w małym domku wyrosłym jak grzyb na pustym polu, skąpo porośniętym trawą. W tle, na pagórku, stał stary drewniany wiatrak (w książce występuje jako latarni morska), już nieczynny. Dzieci były ostrzegane, aby nie wchodziły do niego, bo wszystko się tam sypie. A ja, pięcio-, sześciolatka nie mogłam oderwać od niego wzroku. Przyciągał mnie i odpychał jednocześnie. Bałam się go i czułam ogromną pokusę, żeby wejść do środka. Bardzo chciałam napisać o tym dualizmie uczuć, nie wiedziałam tylko, do jakiej fabuły włożę ten obraz. I wtedy znalazłam się na pokazie filmu mojego brata - Jana Strękowskiego, poświęconego artystkom lalkarkom, zrzeszonym w grupie Polska Lalka Artystyczna „POLA”. Obejrzałam również wystawę lalek współzałożycielki grupy, Renaty Gołaszewskiej-Adamczyk. To, co zobaczyłam, utkwiło mi w głowie i podobnie jak obraz osamotnionego wiatraka wołało, żeby znaleźć się w jakiejś opowieści. Każda z artystek tworzy inne laki. Jedne są bardzo wierne w szczegółach z rzeczywistymi postaciami, inne są artystycznymi wizjami, czasem przerażającymi. Świetnie nadawały się, by stworzyć nastrój zagrożenia, który ciąży nad światem Lilany. Serca, wypiekane i wkładane lalkom, są również pomysłem podpatrzonym na filmie.

Połączyłam dwa niepokojące mnie obrazy – wiatrak (latarnię morską) i lalki – i tak powstała scenografia dla ważnego społecznie tematu – niedostatku miłości macierzyńskiej, porzucenia przez matkę.  
 
Z racji wieku nie należę raczej do grupy wiekowej, o której myślałaś, pisząc tę książkę, a jednak muszę przyznać, że bardzo mnie wciągnęła, a do tego poruszyła. Mam wrażenie, że to książka nie tylko dla młodzieży, ale również dla rodziców.

W moich książkach, które są zaangażowane społecznie, a taką jest m.in. „Lilana”, opisuję świat z punktu widzenia dziecka. Jeżeli dziecko jest krzywdzone, zaniedbywane, z niedostatkiem miłości, wydarzenia i uczucia prezentowane przez bohaterów są jednocześnie wołaniem o pomoc. Wołanie to skierowane jest głównie do dorosłych – dlatego „Lilana” jest adresowana nie tylko do nastolatków, ale i do rodziców, opiekunów, ponieważ to od nich w dużej mierze zależy szczęście dziecka. Chciałabym, aby dorośli, podejmując życiowe decyzje, brali pod uwagę uczucia swoich dzieci. Dorośli więc są wpisani w „Lilanę” jako potencjalni odbiorcy. Pisząc, brałam też pod uwagę te dojrzałe już osoby, które mają za sobą tak samo trudne dzieciństwo, jakie przypadło w udziale głównej bohaterce książki. Traumy z dzieciństwa pozostają w nas na długo, czasem do końca życia. Wiem to z opowieści ludzi dojrzałych, którzy zwierzają mi się z tego, że w „Lilanie” znaleźli  siebie sprzed lat. Że to, co tam opisałam, mimo fantastycznej fabuły, wydarza się naprawdę. I potwierdzają mi również coś jeszcze, że to nie miejsca czynią nas szczęśliwymi, a najbliżsi ludzie. Szukanie Arkadii nie ma więc sensu.

Tak jak „Złodzieje snów” i „Dom nie z tej ziemi”, tak i „Lilana” jest książką, kolokwialnie mówiąc, „wbijającą w fotel”. Zastanawiam się, czy dla Ciebie, jako autorki, praca nad tymi opowieściami nie jest wyczerpująca emocjonalnie.

Być może są twórcy, którym przychodzi to łatwo, mnie nie. Zwracam uwagę na uczucia bohaterek, więc muszę czuć to samo co one. Lęk, przerażenie, niepokój, smutek, rozżalenie, złość, rozpacz itp. Pisząc, czuję się rozbita psychicznie i zmęczona fizycznie. Dlatego piszę godzinę, dwie dziennie, praca posuwa się o stronę, półtorej nie więcej. Wracam do już napisanego tekstu, zmieniam, wycinam, łagodzę. Po napisaniu odkładam tekst na dłużej, a potem kilkakrotnie czytam całość i poprawiam, najczęściej łagodzę najbardziej drastyczne sceny albo je usuwam. Zarówno „Lilana”, jak i dwa wcześniejsze tytuły miały znacznie mocniejsze wersje. Najważniejsze jest, żeby problemy bohaterów, ich wewnętrzne rozterki, obrazy nasycone smutkiem nie przyćmiły sensacyjnej czy fantastycznej fabuły. To ona ma wciągnąć młodego czytelnika w świat fikcyjnych bohaterów, podsycić jego ciekawość i przykuć uwagę aż do ostatniej strony. Czasem słyszę od dorosłych, że wymienione wyżej książki są zbyt mocne, właśnie „wbijające w fotel”, dlatego nie podsuną ich swoim dzieciom. Nie zgadzam się z taką oceną „Lilany” i pozostałych dwóch tytułów. To dorośli zapadają się w fotelu pod ich ciężarem; może z poczucia winy? W końcu to oni gotują dzieciom taki los. Młody czytelnik nie ma takiego oglądu świata, on czeka na ciekawą fabułę i nie przeczyta żadnej z tych książek, jeśli coś go w nich nie uwiedzie. Ja mu podsuwam tajemnicę, sensację, fantastykę, horror. W wieku moich czytelników zaczytywałam się osiemnastowiecznymi powieściami grozy, przepadałam za horrorami i strasznymi baśniami. Zakładam, że nie wszyscy młodzi ludzie odczytają treści społeczne zawarte w utworach, to nie szkodzi. Mam nadzieję, że w ich głowach pozostanie aura, nastrój książki i że być może kiedyś do niej wrócą. Poza tym, my dorośli powinniśmy mieć świadomość, że chroniąc dzieci przed smutkiem świata, nie dopuszczamy, by nauczyły się radzić sobie z trudnymi emocjami.  Kiedyś, gdy zetkną się ze złem, a prędzej lub później każdego to czeka, będą bezbronne. I jeszcze, jak mamy uczyć je empatii, jeśli będziemy pokazywać tylko słodki świat, w którym wszyscy są szczęśliwi?

A co, prócz „Lilany”, pojawiło się w Twoim dorobku w ciągu minionych dwóch lat?

Oprócz „Lilany” ukazały się jeszcze trzy książki oraz dwa zbiory opowiadań różnych autorów, w których znalazły się i moje opowiadania. Były to zbiory wydane przez Naszą Księgarnię, pięknie ilustrowane tomy: „Dobranocki na pogodę i niepogodę” i „Dobranocki na gwiazdkę”. W 2018 ukazał się siódmy tom przygód Filipka Zaskrońca „Filipek i imprezy” wyd. Literatura. Podobnie jak poprzednie sześć tomów jest to książka humorystyczna, prześmiewcza, groteskowa. Pierwszy tom serii o Filipku opublikowany został w 2010 roku i od tamtego czasu Filipek, kumple i kumpelki rozbawiają młodych i całkiem dojrzałych. Bardzo lubię bohaterów tych książek, mimo że mają mnóstwo wad, są sympatyczni, inteligentni i dostrzegają niekonsekwencje w postępowaniu dorosłych. 

Druga książka z 2018 roku „Jan III Sobieski. Afera w Wilanowie” ukazała się w cyklu Polscy Superbohaterowie, wyd. RM. Wcześniej opublikowałam w tym cyklu dwie inne książki: „Rotmistrz Witold Pilecki” oraz „Marszałek Józef Piłsudski”. Cykl poświęcony jest osobom znanym z historii Polski, które zasłużyły się walką lub pracą dla ojczyzny. Moje książki opowiadają nie tylko o tytułowych postaciach, mają również współczesnych bohaterów, z którymi czytelnik może się utożsamić. To za ich pośrednictwem młody odbiorca poznaje wybrane wydarzenia z życia postaci historycznych. W „Janie III Sobieskim” są nimi bliźnięta, które mają zamiłowanie do eksperymentów chemicznych i omal nie wysadzają w powietrze własnego domu. Bliźnięta – zwane „wybuchowymi bliźniakami”, nie tylko zdobywają wiedzę na temat życia króla Jana, sami też tworzą własną fantastyczną opowieść, której bohaterami są postacie z obrazów i fresków pałacu wilanowskiego. Tam właśnie dochodzi do aferalnych wydarzeń.

W każdej z wymienionych książek wiedza historyczna podana jest w formie tajemnicy, żartu i okraszona współczesną fabułą. Sądzę, że materiał edukacyjny przedstawiony w ten sposób pozostanie w głowach czytelników dzięki skojarzeniom ze zdarzeniami, które ich rozbawiły, zachwyciły, zdziwiły. Konsekwencją takich przekonań jest kolejna publikacja, która ukazała się już w 2019 roku: „Królewskie życie królów”. Jest to komiks prezentujący polskich władców, poczynając od Mieszka I na Stanisławie Poniatowskim kończąc. Pomysłodawczynią i autorką ilustracji jest Joanna Zegner-Kołat. Uważam, że obie – ilustratorka i autorka tekstu – postarałyśmy się, żeby powtórka z historii, którą można przeprowadzić, czytając i oglądając komiks, przyniosła czytelnikom wiele radości. Zarówno w warstwie ilustracyjnej, jak i tekstowej, przemyciłyśmy dużą dawkę humoru. Oprócz postaci historycznych występują tu różne zwierzaki, w tym myszy, szczury, koty, bociany, które komentują wydarzenia i oceniają postacie. Daje to wyjątkowo humorystyczne efekty.

W 2019 ukazało się również wznowienie „Złodziei snów” w nowej szacie graficznej z ilustracjami Daniela de Latoura. Bardzo się z tego cieszę. To ważne, że wszystkie trzy książki zaangażowane społecznie są obecnie dostępne na rynku.

I jeszcze, odpryskiem mojej różnorodnej pracy jest wstęp do „Dalszych przygód Misia Uszatka”, napisany z sentymentu dla twórców czasopisma „Miś”, z którym współpracowałam.
 
Zastanawiam się zawsze, przyglądając się twórczości literackiej wybranych pisarzy, czy przestawianie się z jednego tematu na drugi nie jest trudne.

Kiedy muszę pisać różne teksty w tym samym czasie, bo terminy gonią, przeskakiwanie z tematu na temat nie jest łatwe. Każdy utwór to inny świat, inny język, odmienny nastrój. Trudno się przestawić. Robię sobie krótkie przerwy na spacer między pisaniem jednego tekstu i drugiego, ale to niewiele pomaga. Tracę czas, zanim poczuję klimat właśnie tworzonego tekstu. Jeśli jednak nie muszę się spieszyć z pisaniem, to po skończeniu jednego utworu z przyjemnością rozpoczynam taki, który ma odmienny temat i prezentuje inną formę literacką. Nie znoszę nudy, a znudziłabym się śmiertelnie, gdybym uprawiała jeden rodzaj i gatunek literacki i tworzyła książki o podobnej tematyce. Skakanie z tematu na temat i z jednej formy w drugą nazywam na własny użytek płodozmianem. Nie tylko chroni przed nudą, ale odświeża umysł i zapobiega zmęczeniu pracą.

Do pisania książek literackich nie robię czasochłonnych przygotowań, zdaję się na intuicję. Poza tym nie chcę, aby cokolwiek wpłynęło na moją wizję bohatera i jego świata. Książka ma być moja, nie może być wykładnią czyichś teorii. Dopiero po jej napisaniu konfrontuję ją z literaturą piękną czy fachową. Oczywiście wówczas dopuszczam zmiany, ale pracuję już na gotowym materiale, co pozwala mi zachować jego indywidualny charakter. Praca nad książką czysto literacką, w moim przypadku, wygląda następująco: zazwyczaj siadam przed pustym ekranem i pytam siebie, co czułabym, jak bym się zachowała, gdyby działo się to lub to. I mam już początek, potem prowadzi mnie bohater. Dlatego fabuły moich książek – zarówno tych humorystycznych, jak i poświęconych trudnym emocjonalnie tematom – zaskakują najpierw mnie, dopiero później czytelników.  

Przygotowania do tworzenia książek faktograficznych to zupełnie inna praca. Zgromadzenie materiałów zabiera mi więcej czasu niż samo pisanie. Szczególnie dokładnie przygotowywałam się do książek z cyklu Polscy Superbohaterowie. Gromadziłam literaturę tematyczną, wiele godzin spędziłam, szperając w internecie, odwiedziłam warszawskie muzea, wszędzie szukam śladów bohaterów, o których zamierzam pisać. Np. w przypadku przygotowań do książki o Józefie Piłsudskim, poza szukaniem jego śladów w Warszawie, pojechałam również do Sulejówka. W przypadku książki o Janie III Sobieskim kilkakrotnie odwiedziłam m.in. Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, nawiązałam kontakt z komórką edukacją muzeum, dostałam tam interesujące materiały. Najwięcej czasu zajęły mi przygotowania do książki o Witoldzie Pileckim. Tu najwięcej przyniósł mi kontakt z Państwowym Muzeum Auschwitz–Birkenau – dostałam ksero maszynopisów wielu dokumentów, m.in. „Dziejów rodu Pileckich” autorstwa siostry Pileckiego, Marii. Ogromnie pomógł mi znawca Pileckiego, dr Adam Cyra, za co, korzystając z okazji, chcę mu tu podziękować. Ważnym krokiem był kontakt z rodziną Rotmistrza. Przede wszystkim poinformowałam Zofię Optułowicz i Andrzeja Pileckiego, że powstaje taka książka dla dzieci. Gdyby byli przeciwni jej powstaniu, wycofałabym się. Dotarłam też do znajomych rodziny Pileckich.

Podczas zbierania materiałów do książek z elementami faktograficznymi robię również dużo zdjęć miejsc związanych z bohaterami – wykorzystuję je potem, przygotowując prezentację danej publikacji. Aby napisać „Bunt pomników” – książka jeszcze nieopublikowana, wydanie przygotowuje Nasza Księgarnia – schodziłam Warszawę, robiąc zdjęcia, ponieważ książka jest zabawną opowieścią o pomnikach stolicy i o jej legendach. A rozpoczyna się od tego, że Syrenka Warszawska zwiewa z Powiśla – dalej jest jeszcze bardziej emocjonująco. 

Czekam niecierpliwie i dziękuję za rozmowę!

Małgorzata Strękowska-Zaremba – Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego. Przygodę z literaturą dla dzieci rozpoczęła od druku w niezapomnianym (i nieistniejącym dziś) „Misiu”, opowiadając w ponad 90 odcinkach o smoku Fifku i jego gadającym ogonie. Debiutem książkowym były „Leniwe literki”, które ukazują się prawie nieprzerwanie od lat 90. do dziś i bywają lekturą w klasach najmłodszych. Do niektórych szkół trafiła też jej książka „Abecelki i duch Bursztynowego Domu”, nagrodzona Nagrodą Literacką im. K. Makuszyńskiego. Wśród wielu nagród i wyróżnień, które otrzymała, szczególnie ceni sobie nagrodę Białego Kruka przyznaną za „Dom nie z tej ziemi” - książka został uznany za jedną z 200 najlepszych książek dla dzieci na świecie w roku 2018 według Internationale Jugendbibliothek; ważną nagrodą, którą uhonorowano tę książkę, jest również zwycięstwo w plebiscycie Empiku Przecinek i Kropka i otrzymanie tytułu Najlepszej Książki Dziecięcej 2017.
Ma na swoim koncie 39 książek literackich i 10 dydaktyczno-edukacyjnych. Kolejna książka literacka jest już w przygotowaniu u wydawcy.