„It girl” z morderstwem w tle

Chociaż Ania Shirley, której przygody śledzimy przez osiem tomów (dziewięć, jeśli liczyć wydaną w całości dopiero w 2009 roku część „Ania z Wyspy Księcia Edwarda”, w której znalazło się piętnaście opowieści o głównej bohaterce i jej sąsiadach, a także wiersze pisane przez nią i jej syna Waltera) jest wypadkową wielu inspiracji, a także osobistych doświadczeń samej autorki, to jej wygląd przypisać można jednej konkretnej i całkiem prawdziwej osobie. Evelyn Nesbit była pierwszą „it girl” początku XX wieku, modelką, tancerką rewiową i muzą dla licznych nowojorskich fotografów. Jedno z jej zdjęć, które zobaczyła w gazecie Maud Montgomery (na co dzień pisarka używała tylko swojego drugiego imienia), posłużyła jej za inspirację dla wizerunku szczupłej, rudowłosej dziewczyny, której rysy były dla Kanadyjki „uosobieniem młodzieńczego idealizmu i duchowości”. Historia samej Nesbit również jest fascynująca - w pierwszych latach minionej epoki jej wizerunek zobaczyć można było wszędzie: w prasie, niemym kinie, w reklamach, kalendarzach czy gadżetach podarunkowych w postaci lusterek i papierośnic. Modelka była także bohaterką pierwszego „procesu stulecia” - jej pierwszy mąż, Harry Kendall Thaw, w akcie zazdrości zamordował jej byłego kochanka, starszego o ponad trzydzieści lat od Nesbit słynnego fotografa Stanforda White’a. Strzelił do niego trzy razy na oczach przerażonych widzów w Madison Square Garden w Nowym Jorku w czerwcowy wieczór 1906 roku, nigdy jednak nie trafił do więzienia. Uznano go za niepoczytalnego i umieszczono w zakładzie dla psychicznie chorych, skąd zresztą uciekł po kilku latach. Piękna Evelyn zdążyła się z nim rozwieść.
 


Inspiracja z gazety

Osobiste wątki, które Montgomery wplotła w historię Ani, były bardzo znamienne: jej matka zmarła, kiedy miała niespełna dwa lata, a ojciec oddał ją na wychowanie do swoich teściów - ludzi o surowych zasadach, wśród których nieokazywanie uczuć było jedną z najważniejszych. Córka niezbyt go interesowała, a kiedy założył nową rodzinę, młoda Maud nie dogadywała się ani z przyrodnim rodzeństwem, ani z macochą. Impulsem do stworzenia postaci Ani była jednak historia, którą autorka przeczytała w jednej z lokalnych gazet i w formie notatek przechowywała przez lata - o bezdzietnej parze, która chciała adoptować chłopca, ale przez pomyłkę przysłano do nich dziewczynkę, którą zdecydowali się przyjąć. Pisarka dołożyła do tego swoje wspomnienia z młodości na Wyspie Księcia Edwarda, tworząc ponadczasową sagę.

 

Kto zagrozi Megan Follows

Do zeszłego roku w sercach fanów Ani z Zielonego Wzgórza królowała ekranizacja z 1985 roku z Megan Follows w roli głównej, która w momencie powstawania miniserialu była siedem lat starsza niż jej książkowy pierwowzór. Kiedy 30 lat później powieści Montgomery wzięli na warsztat producenci z Netflixa okazało się, że panna Shirley jest bohaterką głęboko… feministyczną. Dziś możemy się z tego śmiać lub uważać to za pewne nadużycie, ale patrząc na rzeczywistość Kanady na przełomie wieków, postawa i zachowanie Ani i wielu postaci stworzonych przez Maud uznać należy za co najmniej postępowe. Rudowłosa i pełna emocji główna bohaterka już w wieku 11 lat bez ogródek mówi, co myśli, a w swoich dążeniach bywa wręcz nieustraszona. Charakteryzuje ją ciągły głód wiedzy, co zaowocuje później karierą nauczycielską i pisarską. Poza tym - co na pierwszy rzut oka wydawać się może banalne - młodziutka Ania nie boi się sprzeciwiać męskim, często sztucznie napompowanym autorytetom i zazwyczaj jest to niezgoda szczera, wiarygodnie umotywowana i poparta argumentami. Jej wierność i poświęcenie, które okazuje nowej rodzinie i przyjaciołom jest niemal legendarna, podobnie zresztą jak niekończące się zachwyty nad światem i nieco irytująca momentami egzaltacja. W 2017 roku w postać Ani wciela się przeurocza irlandzka aktorka Amybeth McNulty, która zdobyła sobie przychylność nawet największych sceptyków i fanów kreacji Follows. Dodając do tego przepiękne krajobrazy Wyspy Księcia Edwarda - w „Ani, nie Annie” Netflixa strona wizualna jest wyjątkowo dopracowana - otrzymujemy niezwykłą, uniwersalną opowieść, która nadal się nie starzeje.