Trudne prawdy

Paulina Młynarska to pisarka, publicystka, felietonistka, osobowość radiowa i telewizyjna, a prywatnie córka Wojciecha Młynarskiego i Adrianny Godlewskiej, od lat zaangażowana jest w walkę o prawa kobiet. Oprócz udziału w Ogólnopolskim Strajku Kobiet zabiera głos w debacie publicznej, między innymi wykorzystując do tego swoje media społecznościowe. Teraz niektóre z felietonów i wpisów zebrała w zbiór pod wspólnym tytułem „Okrutna jak Polka”. Formuła tej niewielkiej książki, której każdy tekst trafia w punkt, podobna jest do wydanego kilka lat temu „Zmierzchu lubieżnego dziada. Felietony po #MeeToo”. Pozwala szybko zorientować się w poglądach autorki zwłaszcza tym z czytelników, którzy nie śledzą jej działalności medialnej na co dzień.

W krótkich często półstronicowych felietonach Młynarska porusza tematy, które rozpalały i rozpalają fora oraz media społecznościowe ostatnich kilku lat, od aborcji po sprawy molestowania i mobbingu, medialne nagonki, przemoc aż po wszechobecny patriarchat. Ten ostatni powraca w felietonach pisarki jak refren. Młynarska zaczyna zresztą w pierwszym tekście „Zamiast wstępu”:

„Patriarchat jest zakłamany i okrutny. My, Polki, jego ofiary, także takie jesteśmy. Dojedziemy każdą, która nas rozdrażni albo stanie nam na drodze. Albo przynajmniej ją pouczymy, „dobrze” jej doradzimy, żeby sobie nie myślała, że sama wie, co ma robić. Upokorzymy, wyśmiejemy, zhejtujemy, nie przepuścimy okazji, by boleśnie dowalić. A im jesteśmy zajadlejsze wobec innych, tym większej nienawiści i pogardy wobec nas samych to dowodzi”.

Dlatego, jak pisze dalej, czas się z tym uporać, „bo relacje między kobietami w Polsce są często nie do zniesienia”.

„Okrutna jak Polka” Paulina Młynarska

O patriarchacie i przemocy

W kolejnych felietonach zajmuje się postawą kobiet wobec tych, które zdecydowały się na aborcję, na inny styl życia, czy na „call out”. Wątki powracające to wspomniany już patriarchat, przemoc i #MeToo, choć nie brak wpisów reagujących na sytuacje ad hoc. Takim był tekst poświęcony wywiadowi, jaki redaktor dwutygodnika „Viva” przeprowadził z aktorką Anną-Marią Sieklucką po jej roli w filmie „365 dni”, czy ostracyzmowi, jakiego doświadczyła po swoim poście w mediach społecznościowych aktorka Barbara Kurdej-Szatan w reakcji na zachowanie straży granicznej przy granicy polsko-białoruskiej. Natomiast te trzy wymienione wątki regularnie powracają w felietonach Młynarskiej. Patriarchat łączy się z przemocą jedną pępowiną, a odcienie tej przemocy mogą być różnorakie, od seksistowskich żartów po molestowanie i gwałt. Dlatego Młynarska nie boi się wracać do sprawy Romana Polańskiego, Harveya Weinsteina czy własnej opowieści o tym, gdy jako 14-latka wystąpiła w odważnych scenach erotycznych w „Kronice wypadków miłosnych” Andrzeja Wajdy. I jak przez lata mierzyła się z traumą tego doświadczenia. Rozprawiając się z patriarchatem oraz związaną z nim przemocą, pisze o prawie kobiet do decydowania o swoim ciele i życiu. Tłumaczy potrzebę feminizmu, wyjaśnia także, czym i kim jest dziaders.

„Uważam, że dziaders jest w nas wszystkich i gada do nas w głowach, ponieważ wychowano nas w seksistowskim społeczeństwie i nawet nie widzimy, kiedy ta pogarda w stosunku do kobiet i mniejszości seksualnych z nas wyskakuje. Dziaders to nie wyzwisko, jak niektórzy sądzą. To diagnoza. Jak nie być dziadersem? No niestety, to nie jest takie hop-siup. Tu trzeba się troszkę wysilić, a nawet, o zgrozo, poczytać, poświęcić czas na autorefleksję. Przede wszystkim zaś otworzyć oczy na ten cały męski przywilej. A czasem wystarczy tylko zamknąć buzię”.

Nie muszę dodawać, że z powodu swoich bezkompromisowych i odważnych wpisów autorka codziennie mierzy się z hejtem i złośliwościami, jakich nie brakuje w komentarzach pod jej postami.

Obwinianie ofiar, czyli victim shaming

Młynarska ma wrażliwe ucho, wyczulona jest na pogardę, złośliwość, dwuznaczność i niuanse podszyte przemocą lub seksizmem. Namawia, by zwracać uwagę na język, na to, jak się do nas i o nas mówi, ale też, jak my mówimy o innych kobietach.

„O kobietach mówi się pogardliwie albo umniejszająco wszędzie i na każdym kroku. Same tak o sobie mówimy. Same to sobie robimy. Język jest ważny. To w nim rodzi się i żyje nasza opowieść. A opowieść ma moc zmiany świata”.

Język, jakim mówimy, nazywa świat. Także język przemocy. Młynarska porusza temat patologii i mobbingu po pamiętnym liście młodej aktorki Anny Paligi (której zresztą zadedykowała tę książkę) i hejcie, jakiego ta doświadczyła ze strony władz szkoły filmowej w Łodzi po jego publikacji. Na tym przykładzie autorka tłumaczy, co to jest „victim shaming” i jak bardzo uwikłanie w systemową przemoc sprawia, że zamiast wspierać ofiary, często bronimy sprawców. Tłumaczy też „call out”, który dzieje nawet lata po tym, gdy doszło do danego wydarzenia.

 

Paulina Młynarska Fot. Tatiana Jachyra

Paulina Młynarska / fot. Tatiana Jachyra / materiały promocyjne wydawnictwa Prószyński Media

Autentyczna i szczera do bólu

Dla mnie Paulina Młynarska jest najciekawsza, gdy pisze o sobie. Otwarcie opisuje powody poddania się podwójnej mastektomii i przygotowania do operacji, pisze o wadze decyzji i prawa do niej. Gdy mówiąc o sobie „nauczycielka jogi”, jednocześnie krytykuje to środowisko, często słusznie posądzane o antynaukowe podejście.

„A na koniec jeszcze słówko do zdziwionych faktem, że się zaszczepiłam, adeptek i adeptów jogi. Ubolewam nad tym, że część tego środowiska propaguje antynaukowe teorie. Na marginesie: kiedy niedawno mierzyłam się z decyzją o obustronnej mastektomii, jedną z najtrudniejszych w moim życiu, nikt mnie tak nie wkurwił jak nawiedzone pseudojoginie i ich wywody o intencjach, energiach oraz leczeniu się za pomocą kurkumy, ziół i mantr. Przemądrzałe, wygłaszane modulowanym, uduchowionym głosem „dobre rady” znad kadzidełka, kiedy człowiek wyje ze strachu. Wielkie dzięki”.

Cenię w niej umiejętność krytycznego spojrzenia na siebie, na swoje środowisko, na bliskich. Potrafi pięknie napisać o siostrzeństwie:

„Moje cnoty niewieście to odpowiedzialność, pracowitość, odwaga, siła i współczucie. Na mojej drodze nigdy nie pomogło mi patriarchalne państwo ani kościół. Zawsze pomagały mi inne kobiety”

i mocno o przemocy, tłumacząc jej złożoność:

„Kiedy robicie sceny zazdrości – to jest przemoc. Kiedy korzystacie z wolnego czasu, wiedząc że matka waszych dzieci ledwo wyrabia na zakrętach z pracą i opieką – to jest przemoc. Kiedy zastraszacie odchodzącą od was kobietę, stajecie jej na drodze, obrażacie ją i mieszacie werbalnie z błotem – to jest przemoc”.

Zmierzch lubieżnego dziada metoo

Podoba mi się, że jej poglądy są tak bezkompromisowe i stałe. Zdaje sobie sprawę z roli, jaką pełni jako osoba publiczna oraz z wiążącej się z tym odpowiedzialności. I wciąż cierpliwie pisze o sprawach ważnych, nieprzepracowanych w społeczeństwie. Potrafi napisać okrutnie o kobietach, ale jak nikt jest im oddana. Podziwiam ją za konsekwencję, z jaką stoi na straży kobiecych praw i punktuje seksizm. Dlatego z przyjemnością czytałam książkę „Okrutna jak Polka”, bo jej oburzenie jest autentyczne, a gniew i złość prawdziwe.

Czytajcie Młynarską, płynie w niej gniew naszych babek uwikłanych w patriarchat, tak samo jak my dziś. Z tą różnicą, że my – w co wierzy Młynarska –  mamy szansę to zmienić.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcia w tekście: źródło: Paulina Młynarska / fot. Tatiana Jachyra / materiały promocyjne wydawnictwa Prószyński Media

Targi książki empiku