Rozmowa ze Stefanie Stahl, psycholożką, terapeutką, autorką książek

 

Katarzyna Kazimierowska: W ksiażkce „Kochaj najlepiej jak potrafisz! O sztuce bycia razem” twierdzi pani, że miłość to kwestia decyzji. Ale przecież nawet jako dorośli chcemy romantyzmu, wiemy, że miłość ma wzloty i upadki, że czasem musi być trudno, żeby potem było pięknie. Nie jest tak?

Stefanie Stahl: - Wzloty i upadki są w każdym związku, ale problem polega na tym, że w nieudanym związku stają się normą. Na przykład gdy jedno z pary ma lęk przed zaangażowaniem, więc odchodzi, a druga osoba, która na przykład łatwo się uzależnia od innych, cierpi po rozstaniu. Ta pierwsza osoba boi się relacji, zobowiązania, więc ucieka, gdy sytuacja robi się choć trochę poważna. A ta druga, nie potrafiąc żyć samotnie, cierpi przez ludzi, którzy łatwo odchodzą.

 

Znam takie pary, które rozchodzą się i wracają do siebie, jak żuraw i czapla.

- To klasyka, typowa relacja, gdy jedno boi się zaangażować, zresztą bardzo popularna. A działa to tak: poznajemy kogoś, zakochujemy się w tej osobie, ale jeszcze nie jest nasza. Więc włącza się w nas zdobywca, próbujemy ją uwieść, upolować, zdobyć. I gdy to się stanie, to nasza potrzeba przywiązania zostaje zaspokojona, cieszymy się. Związek się stabilizuje, ale wtedy dopada nas strach przed utratą autonomii. Ta osoba odbiera nam wolność! Ma wobec nas oczekiwania! Bardzo szybko wracają też wspomnienia z dzieciństwa, gdy mama i tata uzależniali swoją miłość od tego, czy sprostamy ich oczekiwaniom, więc sytuacja nam się źle kojarzy. Dla takiej osoby żyjącej w strachu przed zaangażowaniem to jest nieznośnie męczące, bo z jednej strony chce być w związku, z drugiej ma poczucie, że ta druga osoba za dużo od niej chce, kradnie jej autonomię, ona już nie jest sobą. Decydujemy się więc na rozstanie. Ale gdy zostajemy sami to nagle nasz były czy była w naszych oczach stają się znowu atrakcyjni, wraca do nas nasza potrzeba przywiązania i bycia z kimś. Znowu zaczynamy nasz taniec, znowu jesteśmy zakochani i historia się powtarza, aż ta druga osoba przerwie ten schemat, bo kiedyś przerwać musi.

„Kochaj najlepiej jak potrafisz! O sztuce bycia razem” (okładka miękka)

 

Podkreśla pani, że miłość oznacza, że jesteśmy w niej autentyczni, nie wstydzimy się siebie przed partnerem, nie boimy się jego oceny. Ale wiele osób ma swoje sekrety, nie chce ich ujawniać, boi się.

- To jest typowe zachowanie gdy boimy się zaangażować. Od tego się ta spirala zaczyna. Myślimy, że lepiej nic nie mówić, nie odsłaniać się, bo w naszych własnych oczach nie jesteśmy fajni, albo nie jesteśmy w porządku, czasem wstydzimy się naszej przeszłości. I jesteśmy przekonani, że gdy nasz partner się o tym dowie, to nie będzie nas chciał. Jeśli mieliśmy rodziców, o których myśleliśmy, że nie kochają nas, bo nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, ładni, mądrzy czy fajni, to potem takie same myślenie przenosi się na partnera. To typowa strategia obronna: boimy się, że nie sprostamy cudzym oczekiwaniom, zaczynamy czuć, że partner chce od nas za dużo i w związku z tym, chyba będzie lepiej, jeśli jednak uwolnimy się od tego związku.

 

I co wówczas?

- Jedyne rozwiązanie, które może nas uratować to uświadomienie sobie, że mamy prawo być autentyczni, bo to nam daje wolność. Mamy prawo do bycia sobą w związku. To co trzeba zrobić, co jest bardzo trudne, to oczyścić sobie głowę z tych wszystkich myśli typu: nie jestem tego warta, i zmienić swój wzorzec w stronę: jestem warta, jestem wystarczająco dobry taki, jaki jestem, mogę czuć to, co czuję, mogę też o tych uczuciach mówić tak jak mówię. Mam prawo mieć swoje potrzeby i je wyrażać, bo są tak samo ważne jak potrzeby i uczucia innych ludzi.

 

Od czego zacząć to poznawanie siebie, żeby nie popełniać błędów w miłości?

- Warto poznać najpierw swoje psychologiczne schematy, bo wiele osób zakochuje się w osobach, z którymi nie mogą i nie będą szczęśliwe. Wszyscy mamy podobne potrzeby i chcemy podobnych rzeczy, gorzej, gdy chcemy na przykład tego, czego nie dano nam w dzieciństwie. I potem całe nasze dorosłe życie tego szukamy, albo się boimy, albo na siłę się dostosowujemy, albo udajemy kogoś kim nie jesteśmy, bo boimy się, że jak będziemy sobą, to nikt nas nie polubi.

 

Znów wracamy do rodziców...

- Oczywiście, bo pierwsze wzorce miłości, relacji, przywiązania wynosimy z domu, od najbliższych opiekunów. I to, co z tych pierwszych doświadczeń wyniesiemy, potem powielamy. Czyli jeśli baliśmy się stracić miłość rodziców, albo musieliśmy ukrywać swoje prawdziwe „ja” to potem staje się to podstawą naszych problemów w dorosłym życiu. Bo gdy ludzie boją się, że kogoś stracą, że ktoś ich porzuci, to zaczynają się dopasowywać by spełnić te wszystkie oczekiwania. A kiedy to robią, mają poczucie utraty samych siebie, zaczynają się wkurzać, wpadać w złość i zaczynają robić wszystko na odwrót. Ta walka między potrzebą przywiązania a autonomii jest bardzo silna i wiele związków przez to się rozpada.

„Odkryj swoje wewnętrzne dziecko. Klucz do rozwiązania (prawie) wszystkich problemów” (okładka miękka)

 

Jak tego uniknąć?

- Mamy cztery potrzeby psychologiczne, o które musimy zadbać: po pierwsze potrzeba zaangażowania i przywiązania, bycia z ludźmi, po drugie głęboko zakorzenia potrzeba autonomii, po trzecie potrzeba zachowania własnej godności, szacunku do samego siebie i wreszcie czwarta to nasza potrzeba unikania złych emocji i pożądania tych dobrych. Tego chcemy też w związku: dobrych emocji, poczucia przywiązania, ale jednocześnie zachowania gdzieś swojej autonomii.

 

Załóżmy że czujemy, że  wpadliśmy w pewien schemat wyboru niewłaściwych partnerów. Co wtedy? Iść na terapię?

- Przeczytać moją książki (śmiech). Ale na poważnie, to tak naprawdę mamy kontrolę tylko nad sobą. A ta druga osoba może być świetna na początku, a potem okazać się niezdolna do kompromisów, albo nawet niezdolna do zrozumienia tego, czego chcemy i czego potrzebujemy, bo albo brakuje jej empatii, albo nie widzi tego, co my w niej widzimy. Wtedy można zaproponować tej osobie wsparcie, terapię, ale nie mamy wpływu na to, co ona zrobi. Jeśli weszliśmy w związek z kimś kto okazał się trudny i nie jest gotowy pracować nad sobą to mamy dwie opcje. Albo bierzemy ją takim jaki jest i się do niej dostosowujemy, albo odchodzimy. Kompromis w tej sytuacji to ślepa uliczka. I od razu spojrzeć na siebie, zastanowić się, co w nas jest takiego, że byliśmy gotowali zbudować związek, w którym musielibyśmy z siebie zrezygnować. Dlaczego tak łatwo uzależniliśmy się od tej osoby. Dziś dużo mówi się o toksycznych relacjach, a one zawsze dotyczą dwóch ludzi, w których jedna jest zależna od drugiej. A ta trudna jest zawsze u władzy, ma władzę nad tą zależną. No to nie jest zdrowa relacja.

 

W każdym związku zmienia się układ sił, relacja między partnerami. To co pani podkreśla to trudność w komunikacji, gdy dzieje się coś, czego nie chcemy, na przykład nagle jedna osoba ma większy wkład w życie domowe i nie jest z tego powodu zadowolona.

- Takim klasycznym przykładem zmiany układu sił jest sytuacja, gdy parze rodzi się dziecko i jedna ze stron – wciąż częściej jest to kobieta – decyduje się zostać w domu, by troszczyć się i je  wychowywać. To jest moment, gdy relacja między partnerami przestaje być równa, bo ona rezygnuje z kariery zawodowej albo po prostu z zarabiania swoich własnych pieniędzy, a on jest tą osobą, która wychodzi z domu, zarabia, ma więcej swobody. Dlatego nie można tego tak zostawić, trzeba rozmawiać o takich sytuacjach i o tym, jak się z nimi czujemy, a także jak zbudować na nowo relację i nasze życie oraz jakie środki są potrzebne by do naszego wspólnego życia wróciła równowaga. W zdrowym spełnionym związku jest zawsze ta perspektywa, że czujemy się bezpiecznie bo wiemy, że sytuacja, nawet jeśli teraz więcej od nas wymaga, to zmieni się w końcu, także na naszą korzyść. Ale też uważam, że ta strona, która ma łatwiej, na przykład wychodzi z domu, powinna okazywać swoje zaangażowanie i wdzięczność, powinna mówić o tym, jak bardzo docenia pracę czy poświęcenie tej drugiej, obdarowywać ją, ale też dawać jej trochę czasu dla siebie. Wszystko po to, żeby między tym dwojgiem nie pojawiło się uczucie niesprawiedliwości, żeby nie pojawiło się jakieś niezrozumienie czy żal.

 

Jak mądrze dbać o związek w trudnych sytuacjach, na które nie mamy wpływu, jak choroba, uzależnienie czy utrata pracy?

- Wiele zależy od natury kryzysu, ale niezależnie od tego, jak jest źle, zawsze mamy przecież nadzieję, że to się zmieni, sytuacja się poprawi. I od tego przecież są partnerzy i przyjaciele, żeby nas wesprzeć w trudnych czasach. Zwykle też w końcu przezwyciężamy kryzys i wracamy do własnej równowagi. Czasem jest tak, że nasz partner czy partnerka nie może poradzić sobie na przykład z psychologicznym kryzysem czy z uzależnieniem, ale jednocześnie nie chce zmiany ani pomocy. Wówczas konieczna jest rozmowa i wyraźny sygnał, że dajemy sobie ileś czasu na rozwiązanie sytuacji, a jeśli ta osoba nadal chce być ofiarą i nie zamierza skorzystać z pomocy to trudno, odchodzimy. Czym innym jest choroba czy śmierć kogoś bliskiego w rodzinie, ale tu zazwyczaj trzyma nas nadzieja, że w końcu kryzys minie, a życie na tym polega, że wydarzają nam się w nim czasem łatwe, a czasem trudne sytuacje.

 

W swojej książce wymienia pani, że szczęśliwe pary rzadko się kłócą, szybko sobie wybaczają i czują się z sobą dobrze, bezpiecznie. Co jeszcze je wyróżnia?

- W udanym związku ludzie są wobec siebie empatyczni, bo to podstawa by wiedzieć i rozumieć, czemu druga osoba czuje to, co czuje. Gdy darzymy się wzajemnym zrozumieniem to też nie kłócimy się często, bo patrzymy na tę osobę w dużym obrazku, znamy jej potrzeby i oczekiwania i wiemy, że jesteśmy z nią szczęśliwi i dobrze nam z nią. Seks też jest udany.

 

Nawet po latach?

- Oczywiście, to też się zmienia, gdy jesteśmy z kimś dłużej, pożądanie i namiętność nie są tak silne jak na początku związku, a seks tak częsty, ale nawet wtedy szczęśliwe pary sobie z tym radzą. Umawiają się na randki i pozytywnie się nakręcają, znowu mają z siebie radość.