„Czerwona ziemia” oferuje dla każdego coś dobrego i choć przeważnie to się kończy literacką katastrofą, autorowi udało się napisać porządną książkę, która ma swoje ambicje, ale też nie przytłacza przesadnie dramatami i rozważaniami.

Uganda i Warszawa

Jak przystało na thriller, zaczynamy od katastrofy. Wiktor podziwia rozszalały Nil Wiktorii z mostu na trasie do ugandyjskiego miasta Gulu. Jesteśmy w miejscowości Karuma, gdzie ugandyjski rząd od lat buduje największą w kraju elektrownię wodną. Skąd wziął się tam Wiktor i jak skończy się dla niego zderzenie z ciężarówką? Na pierwszą część tego pytania można odpowiedzieć nie zdradzając przesadnie treści „Czerwonej ziemi”, drugie zostawiam już dla czytelników debiutu prozatorskiego Mellera.

Z Ugandy przenosimy się do Warszawy. Jest piątek, 10 stycznia 2020 roku. Do Wiktora dzwoni Monika. „Agata podała telefon Wiktorowi z tym kpiącym wyrazem twarzy, który przybierała zawsze, kiedy sprawa dotyczyła którejś z jego eks”. Kto miał zazdrosnego partnera bądź partnerkę, ten dobrze zna tą minę. Monika jest panikarą, a Wiktor facetem, który do świata ma sporo zaufania, a jeszcze więcej do Marcina, ich wspólnego syna. Typowa patchworkowa rodzina. Marcin od dwóch dni nie daje znaku życia. Nie byłoby to niczym dziwnym, gdyby chłopak nie ruszył na wyprawę do Ugandy, kraju który jest rzadko odwiedzany przez turystów, choć słynne Góry Księżycowe są uważane za jeden z najpiękniejszych (i najmniej rozdeptanych) zakątków Afryki. Państwo pamiętające krwawy reżim Idi Amina i przez lata nie umieją sobie poradzić z wojną domową przyciąga osoby bezmyślne lub odważne. Niestety u podróżników czasem jedno idzie z drugim. Nic dziwnego, że Monika panikuje.
 

Czerwona ziemia Marcin Meller
 

Nie ma czasu na nudę

Powoli Meller będzie rozplątywał tło historii, a są w nim ojciec, który próbuje odzyskać zaufanie syna po tym jak skrewił na pewnym etapie kwestie rodzicielskie, polityka, jak i przeszłe życie Wiktora, jego praca w mediach jako redaktor naczelny „Reflektora”, magazynu wymyślonego trochę na podobieństwo „Polityki”. Tutaj czeka na czytelników wiele frajdy z naprawdę udanie opisanego przez Mellera świata mediów (tak, bywa to powieść z kluczem), ale też czytania o historii politycznej ostatnich lat w Polsce z punktu widzenia kogoś, kto obserwuje wszystkie manipulacje, z którymi mamy do czynienia. No i oczywiście poszukiwanie odpowiedzi na pytanie „gdzie jest Marcin”?

A teraz łączymy kropki. Rozpoczynająca książkę scena opisuje Wiktora na ugandyjskim moście, a Marcin zagubił się w Ugandzie. Tak, dobrze zgadliście - ojciec pojedzie śladami syna, w międzyczasie odkrywając, że on też podróżuje czyimiś śladami. Nie jest to może mistrzostwo świata w konstrukcji powieści przygodowej, ale akcja wartko idzie do przodu i nie ma tu czasu na nudę, a przecież o to chodzi.

Naprawdę dobrze poradził sobie Meller z wątkiem rodzicielskim, widać że włożył w niego wiele pasji i osobistych rozmyślań na temat nowoczesnego ojcostwa i tego, jak można - czasem nie mając złych intencji - wszystko spektakularnie rozwalić. O ile najbardziej podobało mi się, gdy Meller opisywał Ugandę, przy okazji opowiadając jej historię, to myślę, że więcej czytelników zwróci uwagę na ten obyczajowy aspekt.
 

Marcin Meller
Marcin Meller / fot. Bartek Syta / materiały promocyjne W.A.B.
 

Dobra powieść rozrywkowa

Za każdym razem, gdy polski pisarz bądź pisarka zamierza osadzić akcję książki w jakimś afrykańskim kraju, ja mam ochotę tej książki nie czytać. Bo to się rzadko udaje, jesteśmy zlepieni z klisz i stereotypów, których naprawdę trudno uniknąć. A Meller gładko wymija rafy egzotyzacji, familiaryzacji i patronackiego spojrzenia na Afrykę. Gwoli wyjaśnienia z egzotyzacją mamy do czynienia, gdy autor nadmiernie podkreśla różnice i kontrasty pomiędzy „nasza” kulturą, a tą o której pisze. Z familiaryzacją, gdy traktuje mieszkańców Afryki jakby nie mieli własnego życia, a byli jedynie przypadkowymi bohaterami w większości przypadków usługującymi białym bohaterom. A patronackość to oczywiście wypisywanie bzdur o gnuśności czarnych czy patrzenie z pobłażaniem na ich problemy. Nie jest Meller Sienkiewiczem i w tym zakresie, o jakim teraz piszę - na szczęście.

Marcin Meller audibook Czerwona ziemia

Sporo serducha włożył Meller w tę opowieść i napisał książkę bardzo świadomy tego, czym ona jest (tak, zgadliście, to ma być powieść do pociągu i na plażę), ale też, co chciałby nam wszystkim opowiedzieć – także o sobie. Nie jestem najłaskawszym czytelnikiem tego rodzaju literatury, nie ma co tu ukrywać, że oto teraz postanowiłem czytać do poduszki powieści sensacyjne, ale raz na jakiś czas lektura dobrej powieści rozrywkowej zła mi nie czyni, a w tym przypadku sprawiła nawet sporo przyjemności.

Na wakacje - jak znalazł.

A już 19 maja o 20.00 w ramach Targów Książki zapraszamy na spotkanie online z Marcinem Mellerem wokół "Czerwonej ziemi". Rozmowę poprowadzi Wojciech Chmielarz, a nagranie z eventu będzie dostępne na profilu facebookowym Empiku. 

Marcin Meller spotkanie

Zdjęcie okładkowe: tło: shutterstock.com