Autor: Artur Zaborski

„Na rauszu” to jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów sezonu. Świetną prasę zebrał na festiwalach filmowych, a Akademia przyznająca Oscary nagrodziła go statuetką dla najlepszego obrazu międzynarodowego. Jednak za spektakularnym sukcesem dzieła z fantastyczną kreacją Madsa Mikkelsena skrywa się tragedia, która naznaczyła życie reżysera Thomasa Vinterberga. Duńczyk opowiedział nam, jak wyglądała praca nad tym wyjątkowym projektem.

Rozmowa z Thomasem Vinterbergiem

Artur Zaborski: Zaczynałeś swoją przygodę z kinem z grupą buntowników zrzeszonych w ramach manifestu Dogma ’95. Odrzuciliście klasyczny sposób opowiadania na rzecz nowego języka kina. Czy teraz, ćwierć wieku później, myślisz o kinie tak samo, jak gdy do niego wchodziłeś?

  • Thomas Vinterberg: Zdążyłem się przez te 25 lat zmienić, ale nie aż tak bardzo, żeby traktować kino kompletnie inaczej. Dogma była sposobem na rozebranie kina, dotarcie do jego jądra. Odnieśliśmy sukces, co spowodowało, że kręcenie filmów w stylu Dogmy stało się modne. Rozbieranie kina stało się więc jego nowym strojem. Robienie kolejnego obrazu w taki sposób wyglądałoby na zakupy w second handzie. Co nie zmienia faktu, że za każdym razem, kiedy biorę w rękę kamerę, nadal szukam szczerości i czystości w bohaterach, a także ich słabych punktów. W latach 90. bardzo ważne było dla mnie prowokowanie. Teraz wiem, że w prowokatorstwie kryje się sporo próżności, która przynależy do młodości.

Kiedy to zauważyłeś?

  • W 1998 roku mój film „Festen” utrzymany w stylu Dogmy dostał nagrodę jury w Cannes. Nie rozumiałem tego, co się wydarzyło. Dostałem wyróżnienie, na które inni filmowcy muszą pracować latami. Nie mogłem pojąć, co teraz ze mną będzie, bo nie potrafiłem sobie wyobrazić, dokąd jeszcze mogłaby mnie prowadzić ścieżka reżyserska po takim sukcesie. Potrzebowałem kilku lat, żeby się z tym jakoś uporać. Sukces potrafi zabić wiele inspiracji, a także talent. Mnie wprowadził w artystyczną konfuzję. Dopiero po jakimś czasie odzyskałem ciekawość.

Ciekawość to dla filmowca najważniejsza cecha?

  • Nie ma dobrego filmu bez ciekawości, tak jak nie ma bez niej dobrego życia. Ona naturalnie łączy się z podejmowaniem ryzyka. Jeśli ktoś ma w sobie ciekawość, zwalczy lęk przed zaryzykowaniem czegoś, najczęściej straty, żeby ją zaspokoić. O tym opowiada mój film „Na rauszu”, którego bohaterowie stracili ciekawość w życiu. Próbują ją odzyskać, sięgając po alkohol. Odwołuję się do słów Sørena Kierkegaarda, który powiedział, że jeśli nie pozwalasz sobie stracić kontroli, to tracisz siebie.
    Bohaterowie „Na rauszu” pracują w szkole, a widz ma problem, żeby ocenić ich postępowanie. Z jednej strony trudno ich nie potępić, biorą przecież odpowiedzialność za powierzone im w opiekę dzieci. Z drugiej strony po golnięciu sobie są niesamowicie kreatywni, prowadzą pełne pasji lekcje, rozwijając swoich podopiecznych.
    Finn Skårderud, norweski psychiatra przekonywał, że człowiek po wypiciu 0,5 promila jest najlepszą wersją siebie. O reakcji na alkohol mówi się, że jest indywidualną kwestią każdego człowieka. A mimo to godzimy się, żeby żyć według zasad, które ktoś z góry określił, zupełnie nas nie znając. Stworzyliśmy pewne normy społeczne, ale nie potrafimy stwierdzić, czy one nam służą, czy nas ograniczają. A jeśli ograniczają nas, to i powstrzymują społeczny rozwój. Zależało mi, żeby zderzyć te dwa podejścia: ludzi, którym alkohol służy, i tych, którzy pod jego wpływem niszczą siebie i swoje rodziny. W Danii istnieje ogromna rozbieżność pomiędzy tym, jak mówimy o alkoholu, a jak pijemy. Jesteśmy na niechlubnym pierwszym miejscu w rankingu badań na temat spożywania alkoholu przez młodych ludzi w Unii Europejskiej. Mamy takie preteksty – jak na przykład bożonarodzeniowy lunch – które służą nam tylko do tego, żeby się upić w sztok. Gdy zdarzają się okazje, gdzie jest społeczne przyzwolenie, by się zachlać, brakuje nam granic, pewnego umiaru.

 

Photo-Henrik-Ohsten

Fot. Henrik Ohsten (także zdjęcie okładkowe).

 

Opowiem ci, jak to wyglądało w Polsce, gdy sam na jakiś czas odstawiłem alkohol. Niemal na każdym spotkaniu towarzyskim, ludzie pytali mnie, dlaczego nie chcę się z nimi napić. Zakładali, że jestem chory albo że trafiłem na odwyk.

  • Dokładnie tak samo jest w Danii. Niepicie powoduje, że ludzie stają się podejrzliwi i nerwowi. Alkohol powoduje, że łatwiej się do siebie zbliżamy – po pijaku szybko znajdujemy sobie przyjaciół albo kochanków. Zanim zabrałem się do „Na rauszu”, przepytywałem moich znajomych, którzy są w związkach, czy ich poznaniu się towarzyszył alkohol. Trudno było mi znaleźć kogoś, u kogo ten czynnik nie występował. Kiedy mówisz: „Dziękuję, nie piję”, to jakbyś mówił: „Dziękuję, ale ja się z wami nie bawię”. Nie mówię, że to jest właściwe tłumaczenie, ale tak właśnie jest odbierane. Ludzi wkurza, że nie chcesz uczestniczyć w upijaniu się, tylko że decydujesz się zostać podglądaczem, mają wrażenie, że będziesz ich mógł kontrolować. Ludzie nie lubią, gdy ktoś zaburza ich perspektywę utraty kontroli.

Na Rauszu (DVD) Reżyser:	 Vinterberg Thomas

Od tego są zasady społeczne. Czy twoim zdaniem powinniśmy ich przestrzegać, czy dopuszczasz ich naginanie?

  • Myślę, że żadnych ustaleń społecznych nie powinniśmy brać za coś, co na pewno jest właściwe i słuszne, ale każda z takich zasad powinna w nas budzić niepokój i skłonić do kontrolowania siebie samych. Nie da się żyć bez kodeksu zachowań społecznych, bo musimy żyć na tej planecie obok siebie. Jednak zasady, które zaczynają być zbyt radykalne, konserwatywne i niepodlegające dyskusji, zamieniają się w opresyjny system kontroli. „Na rauszu” to film o walce o brak kontroli, który pokazuje, że idąc tą drogą, można odnaleźć wiele wartości. Problem zaczyna się, gdy tracimy kontrolę za bardzo.

Jak to rozpoznać?

  • Jest kilka faz picia. W pierwszej stajesz się lepszą wersją samego siebie – otwierasz się na innych, stajesz się odważniejszy, bardziej śmiały. W fazie drugiej musisz pić, żeby stać się sobą. Potrzebujesz dużego piwa do lunchu albo połowy butelki wina do kolacji, żeby nie być pochmurny. Ta faza trwa bardzo długo. W fazie trzeciej musisz się napić, żeby uniknąć fizycznych dolegliwości jak drgawki. Odstawienie alkoholu na jakiś czas pozwala cofnąć się z każdego miejsca do fazy pierwszej, co mnie wydaje się najbezpieczniejszym rozwiązaniem.

 

Photo-Henrik-Ohsten

Fot. Henrik Ohsten.

 

Doświadczyłeś kiedyś utraty kontroli, która przełożyła się na coś dobrego w twoim życiu?

  • Tak, choćby kiedy zakochałem się w mojej żonie. Nie mogłam tego zaplanować ani kupić w internecie. To jest coś, czego nie możemy kontrolować, więc możemy mówić o szczęściu, gdy przytrafia się nam we właściwym momencie życia. Ale gdy kogoś kochamy do szaleństwa, a ktoś tej miłości nie odwzajemnia? Albo gdy umiera? Jestem reżyserem, mam małe dzieci, miałem dobre życie, które było poddane kontroli, bo tak wygląda życie w Danii. Na studiach miałem zajęcia z polskim reżyserem Wojciechem Marczewskim. Był tak sfrustrowany pobytem w Danii, że często powtarzał: „K***a, tu jest tak nudno, że bez picia mogę tu wytrzymać jedynie dwa tygodnie. Po tym czasie nie jestem w stanie pisać ani tworzyć z nudy”. Doskonale wiem, o czym on mówił. Mój film jest reakcją na to – z jednej strony to pean na cześć Danii i wygodnego, kontrolowanego życia w niej, a z drugiej strony – dogłębna krytyka mojej ojczyzny, w której aż się chce stracić kontrolę. Sam jednak doświadczyłem krańcowej utraty kontroli i wiem, co to oznacza.

 

Na Rauszu

Fot. Henrik Ohsten.

 

Przy jakiej okazji?

  • Tuż przed zdjęciami do „Na rauszu” zginęła moja córka Ida. To wydarzenie spowodowało, że utraciłem zupełnie balans w życiu. Tęsknie za nim i nadal próbuję go odzyskać. Jestem więc w skrajnie innej sytuacji niż moi zastygli w życiu bohaterowie. Każdy z aktorów grających w moim filmie, na czele z Madsem Mikkelsenem, dobrze znał moją córkę. Wszyscy wiedzieli, jak bardzo podobał jej się pomysł na „Na rauszu”. Dlatego zadedykowaliśmy ten film jej. Ona utraciła swoje życie, a nasz film stał się peanem na cześć życia. Dla mnie to już na zawsze będzie najważniejszy projekt w mojej filmografii. Mimo pandemii „Na rauszu” przyciągnęło tłumy ludzi do kina. Jest wielkim sukcesem, z czego bardzo się cieszę. Ale mojej córce życia już nie zwróci. Stąd moje dualistyczne podejście do niego.

Więcej wywiadów, recenzji i sylwetek artystów znajdziecie w pasji Oglądam.