Bohaterkę „Nie mówię żegnaj” (przekład: Justyna Najbar-Miller) poznajemy w momencie, gdy próbuje napisać pożegnalny list do swojej rodziny. Uniemożliwia jej to zły stan psychiczny i fala upałów, które tego lata nawiedzają Koreę. Nie wiemy, co doprowadziło do tego, że jest samotna, ani czemu tak bardzo cierpi. Ona sama czuje, że powracający od lat sen o grobach, których nie może uratować przed morskim żywiołem, odsuwa ją od zdrowych zmysłów, od życia i świata. Kiedy przychodzi jesień i Kyong-ha odzyskuje siły, nieoczekiwanie otrzymuje enigmatyczną wiadomość od dawnej przyjaciółki. In-son w wyniku dramatycznego wypadku znalazła się w szpitalu i prosi ją o wizytę. Gdy Kyong-ha zjawia się u niej, okazuje się, że dawna znajoma ma do niej nieoczekiwaną prośbę: chce by Kyong-ha pojechała do jej domu na wyspie Czedżu i zajęła się papużką, która została na miejscu. Kyong-ha obiecuje spełnić prośbę, od razu udaje się na wyspę, gdzie wita ją zamieć. Ma problem z dotarciem na miejsce, a gdy szuka domu In-son ulega wypadkowi. Od tego momentu trudno już orzec, co jest jawą, a co snem, bo spotkanie przyjaciółek po latach staje się jedynie pretekstem do opowiedzenia o bolesnej historii wyspy Czedżu.
 

Nie mówię żegnaj Kang Han
 

Ucieczka z domu

Dla polskiego czytelnika to prawdopodobnie mało znana część historii, która wydarzyła się zanim doszło do koreańskiej wojny lat 1950-53 i – w jej wyniku – podziału kraju na Koreę Północną i Południową. Po drugiej wojnie światowej w Korei, którą komunistyczna Rosja wciąż uznawała za swoją strefę wpływów, coraz silniej do głosu dochodziła okupacja (wzorem tej w Japonii) amerykańska. Gdy ONZ w 1947 roku ogłosiła, że wybory w Korei odbędą się pod nadzorem komisji ONZ, Południowokoreańska Partia Pracy zdecydowała się je zbojkotować. W rezultacie na położonej na południowy-zachód od lądu wyspie Czedżu doszło do powstania, które zostało brutalnie stłumione, ale ofiarami wojsk partyzanckich stali się mieszkańcy wyspy zamieszkujący tereny rolnicze w pasie między pasmem górskim a wybrzeżem. Kilka tysięcy osób zostało aresztowanych, wiele więcej zniknęło.

Han Kang pisze właśnie o ofiarach cywilnych, o całych rodzinach, które zniknęły z dnia na dzień; o krewnych, którzy jednego dnia zostali aresztowani, drugiego przewiezieni do przymusowej pracy w kopalni czy fabryce, kolejnego słuch o nich zaginął. O ludziach, którzy pojawiali się nagle w dawnej społeczności po latach odsiadki, na ciele których tortury odbiły się trwałym śladem.

Jedną z osób, która doświadczyła boleśnie wydarzeń na Czedżu jest matka In-son. Kiedy Kyong-ha poznaje ją kilka lat wcześniej, jest staruszką w początkowym stadium demencji. In-son przyznaje, że jako nastolatka nie cierpiała cichej, przedwcześnie pochylonej z powodu chorób matki tak bardzo, że raz zdecydowała się na ucieczkę z domu. Dopiero po tym incydencie matka zaczęła opowiadać jej o wydarzeniach swojego dzieciństwa, o ludobójstwie na wyspie Czedżu. I o tym, jak przez całe życie szukała śladów, choćby kości, po swoim wcześnie utraconym bracie. „Okazuje się, że w ogóle nie znałam mojej matki” – przyznaje In-son. „Właśnie wtedy to sobie uświadomiłam. Jak straszliwym cierpieniem jest miłość” – dodaje w innym miejscu.

Obowiązek opowiedzenia

Twórczość Han Kang znamy przede wszystkim z przejmującej „Wegetrianki”, która w 2016 roku zdobyła międzynarodową literacką nagrodę Bookera. „Wegetarianka” opowiadała o naszej jednostkowej odpowiedzialności wobec świata i wobec zwierząt. „Nie mówię żegnaj” opowiada z kolei o odpowiedzialności za historię, odpowiedzialności za zmarłych. To nie tylko opowieść o bezgranicznej miłości do bliskich, w ślad za którą idzie potrzeba, wręcz obowiązek oddania im sprawiedliwości i opowiedzenia o nich światu. To także pytanie o to, kiedy pamięć indywidualna staje się zbiorową oraz kto i jak powinien ją opowiedzieć, pielęgnować i przekazywać dalej. I o tym, co możemy zrobić dla tych, którzy odeszli.

Więcej recenzji książek znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam

Zdjęcie książki: aut. Laura Bielak / Zdjęcie Han Kang: aut. Park Jaehong