Tu powinna spotkać się z Marcinem Świetlickim, ale poeta nie pytany przez redakcję Empik Pasje, odmówił komentarza. W wierszach słynnego Świetlika nie znaleźliśmy najmniejszych śladów po Maryli, choć fragment „nawet to cośmy robili. W żadnym calu nie zahacza o miłość” według bliskich pisarza może sugerować znajomość z autorką czterech doskonałych kryminałów.

Szymiczkowa odkrywa Kraków na nowo

Zadebiutowała w 2015 roku książką „Tajemnica domu Helclów”, w którym przeniosła czytelników i czytelniczki do Krakowa, magicznego miasta wciąż wspominającego jak za czasów królowej Jadwigi mieszczaństwo w zgodzie konfederowało z monarchią. Można rzec słowami wieszcza, że dzięki Szymiczkowej na nowo odkrywamy miasto, gdy były tam „trzy karczmy, bram cztery ułomki. Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”. W tej zawołanej polskiej kiedyś stolicy działy się na przełomie wieków rzeczy straszne.

Tajemnica domu Helclów okładka

Gdy Anna Helclowa w swoim testamencie pod koniec lat 70. XIX wieku pisała: „Cały zresztą majątek… zapisuję i przeznaczam na zakład publiczny dobroczynny w mieście Krakowie dla ubogich chrześcijan religii Katolickiej założyć się mający z majątku po mnie pozostałego", nie spodziewała się, że w pięknym i wielkim domu opieki będą się działy takie rzeczy! Co by powiedziała bogobojna Anna de domo Treutler von Traubenberg, gdyby się dowiedziała, że zaginęła pensjonariuszka? Wiemy za to, co wtedy powiedziała profesorowa Szczupaczyńska de domom Glodt, żona Ignacego niesłynnego profesora krakowskiej akademii, zawołanego medyka. Wykrzyknęła: „Pularda!”, głosem nieznoszącym sprzeciwu do swojej wiernej i sterroryzowanej służącej. Bo dla profesorowej prowadzenie prawdziwego, kulturalnego, na poziomie profesorskim domu było najważniejsze. No… prawie. Wcześniej były plotki, pozycja społeczna i łamigłówki. A nie ma ciekawszej łamigłówki, niż zaginiona niewiasta, zwłaszcza w mieście, w którym wszyscy wiedzą o innych wszystko.

 

Szymiczkowa wywołuje duchy

To, że dom jest najważniejszy Szczupaczyńska pokazała nam jednak najdotkliwiej w drugim tomie swoich przygód, „Rozdartej zasłonie”. Otóż Karolcia złożyła wymówienie tuż przed Wielkanocą. Czasu nie ma, gotować trzeba, sprzątać trzeba, rodowe srebra pucować, a do tego jeszcze zabójstwo! Jest rok 1895 i profesorowa Szczupaczyńska ma wszystkiego serdecznie dość. Nie znano jeszcze pojęcia multitasking, ale pewnie tak by określiła swoje zdolności dorodna krakowska matrona w CV, gdyby kiedykolwiek musiała je pisać. Na szczęście ma męża, profesora, zapalonego cyklistę i czytelnika „Czasu”, który do kobiet ma stosunek pobłażliwy, sympatyczny acz nie bezkrytyczny wobec nowomodnej emancypacji.

Rozdarta zasłona okładka

Profesorowej przybywa lat, ale nie zbywa na animuszu. Mając w domu wierne stadło złożone ze służącej Franciszki (podkradzionej dawno temu dalekiej kuzynce) i chcącego najbardziej pokoju na świecie i świętego spokoju Ignacego, profesorowa rozrywki musi zapewniać sobie sama. A taką jest niewątpliwie oglądanie zaćmienia słońca i wywoływanie duchów w najlepszym, krakowskim towarzystwie. Trzeci tom przygód Szczupaczyńskiej, „Seans w Domu Egipskim”, to opowieść o krakowskiej kulturze u progu nowego stulecia, nowych prądach i postaciach, ale też wierze w latające talerzyki.

Seans w domu egipskim okładka

 

Szymiczkowa na weselu. Tym weselu

Dwa lata później, 20 listopada 1900 roku w kościele Mariackim trwa najważniejsza impreza roku - ślub Rydla (poeta) z Mikołajczykówna (chłopka). Nie mogło tam zabraknąć Szczupaczyńskiej, która najpierw dzięki łokciom i parasolce przebija się do pierwszych rzędów kościoła, by wraz ze swoją właśnie co przysposobioną w myślach rodziną, brać udział w uroczystości, a następnie prostym trikiem dostać się na wesele, które poeta wyprawia w Bronowicach, w dworku Włodzimierza Tetmajera. Jak to na wiejskim weselu - jest pikantnie, chłopi się popili i pobili, miastowi próbują zachować dystans społeczny ale raczej bezskutecznie. Zofia dostrzega jednak coś więcej. Zofia widzi, że tu coś się dzieje innego. Na drugim czy trzecim planie weseliska przemieszczają się postaci skądś znajome Zofii, kobiecie w końcu oczytanej i bywałej w kulturze. Byśmy zapomnieli dodać, że tuż przed weselem Zofia jest świadkinią zuchwałego napadu z morderstwem, do czego już się trochę przyzwyczailiśmy. Co z tym wszystkim ma wspólnego jakieś wiejskie wesele? Kluczyk i zegarek? Kto tu kogo oszukuje, kto gra kartą „patriotyzm”, a kto „zdrada”? Jedno ze śledztw poprowadzi profesorowa.

Złoty róg okładka

Maryla Szymiczkowa fascynująco zmiksowała słynne bronowickie „Wesele”, jego opisy u Wyspiańskiego, doprawiła Boyem i „Plotką o Weselu”, a do tego dołożyła całkiem obszerne tło historyczne, obyczajowe, pokazując jak udanie można wtopić fikcyjną postać w historyczne wydarzenie, które „de facto” znamy z… fikcji. Dzięki temu profesorowa może być uczestniczką rozmów, które doskonale wszyscy znamy, stać z boku i przysłuchiwać się najsłynniejszym polskim „słowom skrzydlatym”. Koronkowa robota Szymiczkowej! Chociaż już sam wątek kryminalny, perturbacje zegarkowe były trochę nużące i książka zdecydowanie ma nierówne tempo. No ale jak się zaczyna od „Wesela” to później nic już tak nie smakuje. Szymiczkowa tym razem zaskoczy czytelników i czytelniczki choćby tym, że w Zofii obudzi emocje, do tej pory chowane pod kapeluszem, zakrywane przed publicznością. I kto wie, czy kolejny tom nie będzie historią pewnej namiętności? „Złoty róg” niekoniecznie będzie waszą ulubioną częścią przygód Szczupaczyńskiej, ale trzyma poziom.

 

Szymiczkowa puszcza oko

Jest rzeczą oczywistą, że kryminały Szymiczkowej są satyrą - tak na współczesność (stróż w Muzeum Czartoryskich nazwiskiem Gliński…), jak i przeszłość (demitologizacja tu jest ostra). Tym razem warto docenić opis życia dworkowego na początku XX wieku - gdy Ignacy za namową Zofii wyjeżdża do rodziny, trafia w miejsce, w którym nie dość, że nia ma „Czasu” (jak w naszych czasach wi-fi), to życia też tam nie ma. Szymiczkowa uśmiecha się do nas szeroko, a czasem tylko puszcza oczko. To pisarka, że tak kynologicznie sobie pozwolimy napisać, rasowa. Tak dobra, że aż nieprawdopodobna. Nadal jednak sugerujemy autorce, żeby wyprawiła profesorową choćby do Wiednia, bo warto postudiować nowe scenografie.

Staraliśmy się o wywiad z Szymiczkową, ale agent autorkę usprawiedliwił, że w miesiącach zimowych oszczędza struny głosowe, a wszystko co miała o sobie do powiedzenia napisała w książkach. Mniemamy z tego, że pani Szymiczkowa jest obdarzona gadulstwem, wyobraźnią i kokieterią. Czekając na wiosnę zaś proponujemy Państwu lekturę dzieł słynnej pisarki, mistrzyni pischingera, bo cóż robić jesienno-zimową porą, jak nie podróżować daleko, daleko… a przy zamknięciu granic i pandemii, to choćby i do Krakowa.

 

A już dziś o Maryli Szymiczkowej oraz profesorowej Szczupaczyńskiej opowiedzą Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński. Spotkanie odbędzie się na facebookowym kanale Empiku 13 listopada o godz. 20. Link do spotkania w grafice poniżej.