Niebiańska ojczyzna

Akcja książki Wołodymyra Rafiejenki (tłum. Marcin Gaczkowski i Anna Ursulenko) dzieje się w mieście Z, które łatwo połączyć z Donieckiem, choć pewne różnice występują. Podstawową z nich jest to, że z pewnością wokół Doniecka nie ma wielkich stonek pożerających uciekających mieszkańców. Są inne, rosyjskie insekty.

Rafiejenko rozlicza się nie tylko z wieloletnią wojną w Donbasie, ale też stosunkiem jego mieszkańców do Ukrainy i Rosji. Sokrates Iwanowicz Gredis, Litwin który nigdy nie był na Litwie, prowadzi tu z przyjaciółmi łaźnię Piąty Rzym. Bo jak wiadomo - Rzymów było kilka. Najpierw ten właściwy, nad Tybrem, potem ten nad Bosforem, kolejnym miała być Moskwa. Czwartego nigdy nie udało się znaleźć. Łaźnia w powieści ukraińskiego pisarza nie służy tylko wypoczynkowi. To tutaj przychodzą Rosjanie. I giną. Przed śmiercią jednak opowiadają o sobie.

Pracownicy łaźni, „wnoszą bezustanny, zgubny astralny ferment w pracę mechanizmów rosyjskiego inferno!”. Poranki zaczynają od wykonania ukraińskiego hymnu. „Dyrektor, księgowa i masażysta stawali na piętrze przed oknami zwróconymi na północny wschód i spiewali o tym, że ukraińska siła i chwała jeszcze nie umarły”. Na północny wschód jest Moskwa.

Dlaczego walczący z rosyjskim najeźdźcą Ukraińcy wciąż spoglądają w kierunku Kremla? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie jest w powieści Rafiejenki - poza niezwykłą wyobraźnią - najbardziej wciągające. Bo to opowieść o ukraińskiej tożsamości, która musi pomieścić zarówno nostalgię za dawnymi czasami, do których nie ma powrotu (a jak ktoś próbuje wrócić, to ginie) i potrzebę nowoczesności i niezależności, z którą Ukraina nie do końca sobie radzi. Przynajmniej w perspektywie mieszkańców Z, dla których „to nie państwo, biedny młody kraj, rozszarpywany na strzępy zarówno przez rosyjskich, jak i miejscowych szakali”. Mówiącego te słowa Sokratesa prowadzi to do dość osobliwego wniosku - ponieważ Ukraina nie jest „żadnym terytorium”, to nigdy nie zostanie pokonana. Bo Ukraina to „w istocie nasza niebiańska ojczyzna”. Niebiańska Ukraina, niczym Jeruzalem zdaniem bohaterów tej powieści nigdy nie nastanie. Co innego z „wiekuistym prorosyjskim Z”. Ale to jak skazanie na dożywocie.

Najdłuższe czasy

Otwierają oczy

Lektura „Najdłuższych czasów” w tym niezwykłym i oby nie najdłuższym z czasów daje możliwość zastanowienia się nad tym, czy wojna w swoisty sposób nie przyczyni się do tego, że niebiańska ojczyzna stanie się dla wielu ludzi czymś jednak osiągalnym za życia. O ile dożyją. Czy wstrząs wojenny pozwoli przełamać sytuację, o której pisze Rafiejenko? Dzisiaj wszyscy pewnie mamy taką nadzieję. Na ile jednak realna - trudno powiedzieć. W trudnych czasach potrzebujemy mitów i dzielni ludzie z Ukrainy nam ich dostarczają. I o mitach właśnie pisze Rafiejenko. W końcu trójka właścicieli łaźni postanawia uratować Ukrainę i z figurką słonia oraz wierszami Tarasa Szewczenki.

Sokrates Gredis „Ukrainę kochał, choć z pewną rezerwą. Zaś „ruskiego mira” jak każdy inteligentny człowiek (...) poważnie się obawiał”. Rafiejenko z perspektywy Donbasu przygląda się państwu próbującemu wydobyć się z „postsowieckiej melancholii”. Łączy w swojej powieści publicystyczno-socjologiczne zapędy z niezwykłą, fascynującą wyobraźnią. W końcu jesteśmy w mieście, gdzie „czołg staje się grzechotką. Nieboszczyk melodią. Prawosławny czołgista Buriatem”, a nad „zbroczoną jezdnią” pojawia się „figurka świętej pamięci Amy Winehouse. Cała na czarno” idzie boso po śniegu i śpiewa „Back to black”.

W wojnie w Donbasie, jak pisze Rafiejenko, „spotkały się i zrymowały początek minionego stulecia i początek obecnego”. Dzisiaj możemy dodać, że refrenem tej piosenki jest II wojna światowa. „Kręci się karuzela dziejów”, ale czy uda się ją zatrzymać? „Najdłuższe czasy” nie są w tej kwestii opowieścią przesadnie optymistyczną.

Ponoć pisarz nigdy nie był w Ukrainie dobrze widziany. Pisząc przez lata po rosyjsku, piętnując postkolonialną postawę mieszkańców kraju, jak i kolonialne zapędy Rosji, rozdrapywał rany i - zdaje się - próbował pokazać, że trzeba unieważnić przeszłość i tworzyć nowoczesne, wieloetniczne państwo. Nie każdemu w Ukrainie było po drodze z tezami pisarza. Czy teraz się to zmieni? Trzeba trzymać kciuki i wspierać, ale też nie ulegać zbyt łatwej mitologizacji i romantyzacji naszego sąsiada. „Najdłuższe czasy” otwierają oczy. A do tego naprawdę dobrze się czytają.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.