Można śmiało powiedzieć, że literacki świat naprawdę czekał na kolejną książkę Sally Rooney. Choć uważa się, że to zawsze druga książka jest testem dla pisarza czy pisarki, w przypadku Rooney mówimy o trzeciej. Kiedy w 2017 roku drukował się jej literacki debiut, „Rozmowy z przyjaciółmi”, który rozbił bank (prawa do publikacji książki stały się przedmiotem aukcji), ona już kończyła kolejną książkę. „Normalni ludzie” wyszli rok później, niejako uprzedzając pytanie: co po debiucie? Druga powieść przyniosła jej nominację do Nagrody Bookera, ogromne zainteresowanie ze strony mediów i popularność czytelniczą na całym świecie. A sama Rooney zniknęła. Udzieliła kilku wywiadów, zgodziła się na sesję fotograficzną w „Vogue” i dała sobie trzy lata na kolejną książkę. Oczekiwania narastały z każdym rokiem.

Sally rooney gdzie jesteś piękny świecie

Miłość w kilku wersjach

 „Gdzie jesteś, piękny świecie” (przełożył Jerzy Kozłowski) można śmiało postawić na półce obok dwóch poprzednich powieści, choć w porównaniu z nimi jest to dzieło na pewno dojrzalsze i mniej przekombinowane, jeśli chodzi o relacje między głównymi bohaterami. Tu także mamy romans, a właściwie dwa, rozgrywające się między dwiema parami trzydziestolatków. W „Normalnych ludziach” świat kręcił się wokół dwójki zakochanych w sobie bohaterów, w „Rozmowach z przyjaciółmi” podobnie, choć tu mieliśmy pozamałżeńską relację. W „Gdzie jesteś, piękny świecie” Rooney zestawia ze sobą dwie pary. Pierwszą tworzy nieśmiała i pogubiona redaktorka w piśmie literackim Eileen z wieloletnim przyjacielem z dzieciństwa, Simonem, którego kocha od zawsze, ale długo nie potrafi mu wyznać uczucia. Druga para to uznana autorka dwóch książek Alice (nie trudno tu doszukać się alter ego Rooney), która z kolei zakochuje się w Felixie, chłopaku pracującym na co dzień w magazynie.

Pierwsza para reprezentuje motyw znany już z Jane Austen, sióstr Brontë czy choćby „Małych kobietek” – wieloletnia przechodzona przyjaźń, która już dawno powinna zmienić status, o czym wiedzą wszyscy, tylko nie para głównych bohaterów. Eileen kocha oddanego jej Simona, ale sama nie wie, czy woli go mieć jako przyjaciela na całe życie, czy zaryzykować miłość ze świadomością, że związek może się nie udać.

Druga przypomina nam tę z „Normalnych ludzi”, gdzie bohaterów dzieli sytuacja zawodowa, finansowa, no i kapitał kulturowy. Przyznam, że Felix jest moim ulubionym bohaterem, a jego przenikliwość i celne komentarze pomogą nam zrozumieć, co w „prostym, nieoczytanym” chłopaku widzi Alice. Zresztą na ten temat mamy kapitalną wymianę zdań w książce, gdy Felix zabiera Alice na spotkanie ze swoimi znajomymi. Okazuje się, że jest ona znaną pisarką, z czego Felix nie zdawał sobie sprawy. Tak znaną, że ma swój biogram w Wikipedii.

„ – Prawdopodobnie sama to wszystko napisałaś – komentuje zawstydzony Felix. – Nie, piszę tylko książki – odpowiada rozbawiona Alice”,

Sally Rooney

Sally Rooney / fot. Kalpesh Lathigra, mat. wydawnictwa Faber & Faber

Świat literatury

Wątek romansowy, choć budzący emocje, to tylko jedna z warstw nowej książki Rooney. Mamy tu także historię bliskiej przyjaźni między Alice i Eileen. Dziewczyny przyjaźnią się od czasów studiów, ale ich więź zostaje wystawiona na próbę, gdy Alice najpierw daje się porwać blichtrowi literackiego świata, z jego spotkaniami autorskimi i zagranicznymi wyjazdami, a potem – przytłoczona ciężarem ocen, oczekiwań i próbom sprostania im ląduje w szpitalu psychiatrycznym, by na koniec zakopać się w małej nadmorskiej mieścinie, z dala od Dublina. Rooney dosadnie i bez cienia sympatii pisze o świecie, w którym wyobrażenia o życiu pisarzy nie wytrzymują w zderzeniu z rzeczywistością.

 „Ciągle natykam się na tę osobę, która jest mną, i nienawidzę jej całym sercem. Nienawidzę tego, jak się wyraża, nienawidzę tego, jak wygląda, nienawidzę jej opinii na temat wszystkiego. A jednak gdy inni ludzie o niej czytają, wierzą, że ona jest mną. Mierząc się z tym faktem, czuję się tak, jakbym już nie żyła” – pisze Alice w liście do Eileen.

Jednocześnie krytykuje środowisko literackie, które chętnie narzeka w swoim bezpiecznym grajdołku na ceny honorariów, promocje ich książek, gdy „prawda jest taka, że oni o zwyczajnym życiu nie mają bladego pojęcia. Większość z nich od kilkudziesięciu lat nie wyściubiła nawet nosa na tak zwany prawdziwy świat”. Trudno nie odnieść wrażenia, że środowisko literackie, jego bolączki, problemy i kompleksy, z jakimi się boryka, jest wszędzie takie samo, niezależnie od szerokości geograficznej. Gdy Eileen mówi Felixowi, ile zarabia na stanowisku redaktorki w piśmie literackim, ten nie może ukryć zaskoczenia, że jest ona w stanie utrzymać się z tak niewielkiej pensji. Eileen reprezentuje świat literackiego prekariatu, gdzie prestiż pracy w miłym miejscu, którego wytwory czyta grupka nielicznych, musi wystarczyć przy dochodzie pozwalającym wykształconej i inteligentnej trzydziestolatce jedynie na wynajęcie pokoju we współdzielonym mieszkaniu. Tu też znajomo dzwoni dzwoneczek.

Pean na cześć przyjaźni

Ale Rooney wbija szpilę nie tylko w środowisko literackie – także sobie. Alice w listach do Eileen snuje rozważania nad sensem swojej pracy, nad sensem powstawania powieści nie mających żadnej wartości w świecie, w którym są nierówności społeczne i w którym ponad polowa ludzkości żyje w biedzie.

„Problem ze współczesną powieścią euroamerykańską polega na tym, że warunkiem jej strukturalnej integralności jest ukrywanie realiów życia większości istot ludzkich na Ziemi. (…) Kto się przejmuje, co się stanie z bohaterami powieści, gdy dzieje się to w kontekście coraz szybszego, coraz brutalniejszego wyzysku większości rodzaju ludzkiego?” – pyta retorycznie Alice przyjaciółkę.

 I dodaje:

„Uważam, że moja praca jest moralnie i politycznie bezwartościowa, mimo to właśnie to robię w życiu i jest to jedyna rzecz, którą chcę robić” – pisze Alice. „Stałam się osoba, którą tak bardzo pragnęłam zostać, a którą teraz z całego serca gardziłam.(...) dlaczego ktoś miałby być bogaty i sławny, gdy inni żyją w skrajnej nędzy?”.

W "Gdzie jesteś piękny świecie" padają pytania o sens pisania książek, których celem jest zafałszowanie rzeczywistości, żeby była choć trochę bardziej znośna, ale Rooney nie zostawia nas bez odpowiedzi. Jak stwierdzają jej bohaterki, wciąż warto pisać o miłości i przyjaźni, przypominać o ich wadze i znaczeniu. Naszych bohaterów zawodzi praca i rodzina. Oparcie mogą znaleźć tylko w tych, których sobie wybrali za towarzyszy życia. „Gdybyś nie była moją przyjaciółką, nie wiedziałabym, kim jestem”, mówi Eileen do Alice. I ta prawda, choć banalna, ale głęboko nas dotyka. Gdy dociera do nas – dorosłych – jak niewiele wiedzą o nas nasi krewni, i jak jeszcze mniej akceptują, to rodzina z wyboru staje się tą, która nas naprawdę zna. Nowa książka Rooney, choć opowiada o miłosnych perypetiach, jest tak naprawdę peanem na cześć przyjaźni.

Więc drodzy czytelnicy, jeśli macie przeczytać w marcu jedną książkę, niech to będzie Sally Rooney. Zostanie w was na długo.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcie okładkowe: tło: shutterstock.com