Urodzona na Mauritiusie, wyspie na Oceanie Indyjskim, wychowywała się w wieloetnicznym, mówiącym wieloma językami, społeczeństwie. Od strony matki jest Hinduską, od strony ojca - Kreolką. Mówi po francusku, ale też telugu, kreolsku, angielsku i - słabiej - w bhojpur oraz hindi. Przez lata pracowała jako tłumaczka dla ONZ, godząc ją z pisaniem literatury. W końcu zadebiutowała na Mauritiusie w wieku 19 lat, a jak sama opowiadała w wywiadach - będąc nastolatką napisała kilkadziesiąt opowiadań i kilka powieści młodzieżowych. Dziś mieszka we Francji i ma na swoim koncie już kilkadziesiąt książek.

Jej „Zielone sari” było dla mnie jak objawienie. Opowieść o umierającym lekarzu, który tuż przed śmiercią podejmuje ostatniej próby podtrzymania swojej władzy nad rodziną, w porywający sposób analizowała patriarchalną przemoc i obnażała mechanizmy domowego terroru. Powieść, napisana w 2009 roku, w Polsce ukazała się niemal dziesięć lat później w przekładzie Krzysztofa Jarosza. Pisałem o tej książce dla jednego z magazynów:

„Zielone sari” to monolog wymierającego gatunku, mężczyzny-oprawcy, który nie musi się liczyć z nikim, bo jego wpisana w kulturę przemoc jest bezkarna. Ale jego świat jest skazany na zniknięcie – poza czytelnikami nie znajduje posłuchu, po jego domu chodzą mrówki.

Książkę, jakkolwiek nie podejrzanie brzmi to sformułowanie, pokochali (nie aż tak liczni) czytelnicy, a wydawnictwo „poszło za ciosem” i w ciągu czterech lat wydało dwie powieści i zbiór opowiadań pochodzącej z Mauritiusu pisarki. I wszystkie okazały się wybitne.

Najważniejsza w jej twórczości

„Ewa ze swych zgliszczy” pokazywała przerażającą codzienność nastolatków żyjących w blokowisku w stolicy Mauritiusu i zachwycała poetyckością języka kontrastującą z brutalnością opisywanego przez Devi świata. W „Smutnym ambasadorze” było zabawniej, objawiła się przed nami Devi-ironistka, analizująca skomplikowane relacje międzyludzkie w wielokulturowym świecie Indii. Sporo mówi się tu o reliktach kolonializmu, zagubieniu ludzi „Zachodu” w zetknięciu z tamtejszą różnorodnością. Na kolejną książkę Devi po polsku trzeba było poczekać. I w końcu się doczekaliśmy!

Pod koniec roku do rąk czytelników trafia „Indian Tango”, powieść którą sama pisarka uważa za najważniejszą w swojej twórczości. Z pewnością jest to też najtrudniejsza w lekturze jej książka wydana w Polsce.
 

Indian tango ananda devi
 

Wydobywanie się z patriarchatu

„Klęczenie ma miejsce od ich pierwszych kroków w domu”. Tak zaczyna swoją opowieść Devi. Kim jest ta, co klęka i „mruga oczami, żeby uwolnić je od jakiejkolwiek myśli”? Kto ją obserwuje? Devi gra narracją i powoli odsłania przed nami historię, którą zamierza opowiedzieć. Początkowo - gdy nie wiemy kim jest narratorka i jakie intencje jej przyświecają - możemy wręcz pomyśleć, że narratorem jest jakiś cień, czy duch unoszący się tuż obok tej, co klęka przez teściową, by umyć jej stopy. Na szczęście Devi w swoich powieściach - mimo skłonności do poetyczności - trzyma się całkiem blisko podłoża.

Jesteśmy w Delhi, w domu gdzie władzę sprawuje Mataji, której „jedynym powodem do wywyższania się było urodzenie samca”. Samcem jest Jugdish, mąż Subhadry, pięćdziesięciodwulatki u progu menopauzy. To ten moment w jej życiu, gdy nadciąga „nieunikniona utrata”, a jednocześnie bohaterka dopiero co „zaczęła pojmować, że dotychczas w ogóle nie żyła”. Życie obudziło się na nowo w Subhadrze dzięki poznanej przed sklepem muzycznym kobiecie. Nieznajoma - pisarka, która przyjechała do Indii - staje się kochanką kobiety, a „Indian tango” wypełniają niezwykłe, sensualne i pełne metafor opisy miłosnych uniesień i ekscytacji.

To oczywiście telegraficzny skrót. Devi przedstawia nam w „Indian Tango” obraz niezwykle podzielonego, kastowego społeczeństwa, w którym kobiety są traktowane w dwulicowy sposób - z jednej strony wychwalane i czczone, w sferze domowej sprowadzane do przedmiotu. Devi pisze o tym doświadczeniu: „stan braku łaski”. Jak przejść od przedmiotu do podmiotu? O wydobywaniu się z patriarchatu jest właśnie ta powieść.

Fizycznie i metaforycznie

Tytuł książki, jak zauważa w obszernym posłowiu jej tłumacz Krzysztof Jarosz, nawiązuje do skandalizującego filmu Bernarda Bertolucciego „Ostatnie tango w Paryżu”. Film ten, swego czasu będąc forpocztą obyczajowego wyzwolenia, dzisiaj jest symbolem opresji i przykładem wykorzystywania, uprzedmiotowienia kobiet. I manipulacji. Podobnie Devi zdaje się przedstawiać lesbijską fascynację swojej bohaterki jako przeciwstawną tradycyjnej, maczystowskiej kulturze Indii. Dla Subhadry odkryciem będzie to, że rzeczywistość, która ją otacza pełna jest erotyki. Dostrzega postacie kobiet na świątynnych płaskorzeźbach, zagłębia się we własne ciało - fizycznie i metaforycznie.

To nie jest łatwa książka w lekturze. Devi prowadzi naprzemiennie narrację o Subhadrze, którą opowiada nam narratorka powieści w trzeciej osobie i narrację pierwszoosobową (w czasie przeszłym), w której bliżej poznajemy tę, która relacjonuje historię. I nie za każdym razem czytelnik od razu orientuje się, w której historii właśnie się znalazł.

Mimo to, a może właśnie dzięki temu, jest to powieść zachwycająca bogactwem języka, autotematycznymi wstawkami, w których narratorka sama analizuje swoją rolę, dobrze skonstruowanymi postaciami drugiego planu. Devi w tej paraautobiograficznej opowieści zauważa, że jej czytelnicy, podobnie jak ciekawscy mieszkańcy Delhi, „są tak zadowoleni, sądząc, że mogą odgadnąć, kim jestem”. Jak sama mówiła w wywiadzie Tomaszowi Grząślewiczowi:

 „Rzeczą, która irytowała mnie we Francji, zwłaszcza na początku, było to, że krytycy i dziennikarze mówili o Mauritiusie, który opisywałem jako ‘prawdziwym, podczas gdy ja nie mówiłem o fizycznym Mauritiusie, ale o jego mentalnej reprezentacji”.

W „Indian Tango” Devi pisze, że „w zamkniętym świecie książki, wszyscy są obcy”, przypominając nam, byśmy zawsze fikcję traktowali najpierw jako wytwór wyobraźni. Sama była zdziwiona, że po napisaniu książki o homoerotycznej fascynacji, niektórzy czytelnicy uznali, że dokonała „coming outu”.

Z drugiej strony, jak tu traktować opowieść Devi wyłącznie jako fikcję, gdy jej opisy Delhi są tak plastyczne, że dają się wyobrazić niczym odtwarzany w głowie film?
 

Zielone sari Ananda Devi
 

Walka o wolność w skostniałym świecie

Wszystkie dostępne po polsku powieści Devi - „Ewa ze swych zgliszczy”, „Zielone sari”, jak i „Indian Tango”, to książki, w których centrum znajduje się temat emancypacji kobiet walczących o wolność w skostniałym świecie. Bohaterka „Ewy…” wybiera pracę seksualną jako sposób na wyzwolenie, w „Zielonym sari” wyzwoleniem dla wnuczki głównego bohatera jest ucieczka z domu, dla Sidharty - odkrywanie zmysłowości w świecie, gdzie zapach spalin wdziera się do każdej szczeliny. Tym, co łączy bohaterki książek Devi jest swoiste unieruchomienie w świecie i walka o prawo do decydowania o swoim losie.

Ananda Devi pisze niezwykle poetyckim, niespiesznym, zwróconym ku zmysłom, językiem. Pokazuje kontrasty współczesnego świata, w którym wydaje się, że na wyciągnięcie ręki dostępne jest wyzwolenie i „bycie kim się chce”, a z drugiej - miliony kobiet tkwi w niezmienianych od wieków dekoracjach. Wydobywa je nie tylko za pomocą opisu, ale właśnie języka, czasem jakby nieprzystającego do okoliczności, nadmiernie epickiego w scenach pozbawionych rozmachu, ukwieconego gdy wokół brzydko pachnie. Język jest tu również elementem transgresji i wyzwolenia od codzienności - inne opisanie świata daje szansę na, choćby wyobrażoną, ucieczkę od tego, który nas zniewala.

Devi pokazuje w swoich książkach, że kobiety - i nie chodzi tu tylko o Mauritius czy Indie - muszą znaleźć w sobie siłę do transgresji, by choć na moment wydobyć się poza rzeczywistość, która nie została przez nie zaprojektowana.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam