Rozmowa z Ishbel Szatrawską

Olga Wróbel: Od premiery „Żywotu i śmierci pana Hersha Libkina z Sacramento w Kalifornii” minie niedługo rok. Był to rok recenzji, teraz zaczyna się rok nominacji i nagród. Jak oceniasz odbiór Hersha, czy coś cię szczególnie zaskoczyło na plus lub na minus?

  • Ishbel Szatrawska: Zdecydowanie. Zaskoczyły mnie nominacje do nagród, bo nie sądziłam, że Hersh się przebije – nawet nie dlatego, że w niego nie wierzyłam, po prostu sądziłam, że na starcie będzie miał trudniej z samej racji, że jest dramatem.
    Ale znacznie bardziej zaskoczył mnie odbiór. Czytelnicy i czytelniczki często piszą do mnie w mediach społecznościowych i dzielą się swoimi spostrzeżeniami, wielu mówi, że to książka, która jest dla nich ważna. Szczególnie wzruszają mnie wiadomości od osób bardzo młodych i od tych w starszym wieku, takim wskazującym na to, że są lub mogliby być rodzicami a nawet dziadkami młodych dorosłych. Ale ostatnio zdarzyła mi się także sytuacja odwrotna. Jedna z instagramerek pisała w instastories, że pożyczy książkę swojemu ojcu, bo jest pasjonatem kultury żydowskiej. Ten wielopokoleniowy odzew jest dla mnie najbardziej wzruszający.

Bestsellery Empiku Ishbel Szatrawska

Ishbel Szatrawska odbierająca nagrodę Odkrycie Empiku 2022 w kategorii „Książka". / fot. Mieszko Piętka, Jacek Kurnikowski, Piotr Podlewski/AKPA
 

Zdecydowałaś się na dramat i nie było łatwo przekonać do tego pomysłu wydawców. Czy myślałaś kiedykolwiek o Hershu jako o powieści?

  • Nie, nie myślałam o Hershu jako o powieści. Od początku wiedziałam, że to będzie dramat, zresztą myślę, że ta forma bardzo dobrze robi całej historii. Ale następna książka będzie powieścią. Zresztą z przyczyn bardzo trywialnych: tematycznie jest zbyt obszerna na dość krótką formę, jaką jest dramat.

Czy myślisz, że twój sukces zmieni przekonanie, że dramatu wydawać nie warto?

  • Taką mam nadzieję. Oczywiście nie przypisuję tego sukcesu tylko sobie. W zeszłym roku dramaty wydali także Dorota Masłowska i Szczepan Twardoch, chociaż trzeba przyznać, że owszem, moja sytuacja jest o tyle wyjątkowa, że był to debiut książkowy i nie mam tak rozpoznawalnego nazwiska. Siłą rzeczy w decyzję o wydaniu Hersha było wpisane spore ryzyko. Z drugiej strony myślę, że w obecnych czasach wydawanie fikcji literackiej, zwłaszcza polskiej, jest trudne w ogóle, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z prozą, poezją czy dramatem.

Jak tam plany teatralne, czy będzie można zobaczyć Hersha na scenie?

  • 25 marca tego roku odbędzie się premiera „Żywotu i śmierci pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia” w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Reżyseruje Łukasz Kos. Cieszę się, mocno trzymam kciuki za zespół i reżysera, ale mam też nadzieję, że Hersh zawędruje także do innych miast – ciekawa jestem po prostu różnych wizji inscenizacyjnych, tego, jak można ten dramat wystawić, zinterpretować, jakie można na jego podstawie zbudować role. Myślę, że najprzyjemniejsze w dramacie jest właśnie to: możliwość oglądania tej samej historii w zupełnie różnych odsłonach. Żeby dać przykład: jestem wielką fanką „Makbeta”. Oczywiście, gdzie Szatrawskiej do Szekspira! Wiadomo. Ale… „Makbet” to sztuka, którą widziałam w tak różnych odsłonach, że dużą radość sprawia mi także porównanie tego, co robi z nią Kurosawa w „Tronie we krwi”, jak radzi sobie z główną rolą Michael Fassbender w ekranizacji Justina Kurzela, czy co zrobił z nią w swoim wybitnym spektaklu nieżyjący już litewski reżyser, Eimuntas Nekrošius.

ishbel szatrawska odkrycie empiku kategoria literatura

Czy pisanie na scenę różni się czymś niż pisanie dla wydawnictwa i dla czytelników/czytelniczek?

  • Myślę, że to zależy od twórcy/twórczyni. Są tacy, którzy pracują, jak to się branżowo mówi, „w procesie” – są obecni na próbach, zmieniają tekst w trakcie powstawania spektaklu. Pracują innymi metodami niż wtedy, gdy robią to w zaciszu własnego domu i docelowo tekst ma zostać wydany w formie książkowej. W moim przypadku tej różnicy nie ma z tej przyczyny, że nie jestem zainteresowana pracą podczas prób. Interesuje mnie zamknięcie tekstu, jego redakcja, korekta i wydanie. Dalsze losy dramatu powierzam w ręce teatrów i reżyserów i nie zamierzam się w tę pracę wtrącać.

Opowiedz dwa słowa o tym, co mnie najbardziej fascynuje: jak konstruuje się historię tak bogatą w odniesienia i wielowątkową jak Hersh? Masz psychopatyczne wykresy, tony notatek, budzisz się w nocy i dopisujesz gorączkowo odniesienie do Burtona Finka?

  • To nie będzie zbyt budujące dla początkujących twórców i twórczyń… ani zachęcające do pisania, ale… nie. To jest troszkę twórczego chaosu, troszkę planowania typowego dla pisania scenariuszowego, czyli tak zwana drabinka – i to by było na tyle. Lubię zostawiać sobie duże pole do popisu. Zazwyczaj mam przemyślane, kto występuje w sztuce i jaka scena wiedzie do kolejnej, czyli cały przebieg dramaturgiczny jest generalnie ustalony na początku.
    Jednak to, co się dzieje już w danej scenie, w danej wymianie kwestii między postaciami, to jest jazda bez trzymanki. Puszczam cugle wyobraźni, dostaję głupawki, pozwalam sobie na najbardziej absurdalne skojarzenia. Pewnie też dla własnej przyjemności, bo bez tej wolności nie miałabym flow, a flow jest dla mnie bardzo ważny. W ogóle uważam, że jak się nie ma flow, to wychodzą z tego nudne dramaty. A jak się ma ten dryg – do dialogu, zmian akcji, absurdalnych sytuacji, i humoru, i tragedii – to odbiorcy też wsiąkają w ten świat w zupełnie inny, bardziej naturalny sposób.

zywot i smierc odkrycia empiku ishbel szatrawska

Ten dramat to plejada olśniewających postaci, czy do którejś jesteś wyjątkowo przywiązana i dlaczego do Übermatki?

  • O, paradoksie! Wcale nie do Übermatki. Wiem, że wszyscy kochają Übermatkę – a przynajmniej docierają do mnie właśnie takie głosy – ale jest to dla mnie troszkę przerażające i krępujące, bo to jednak postać upupiająca głównego bohatera, będąca groteskowym przerysowaniem figury jidysze mame, tak naprawdę jest to ucieleśnienie toksycznego macierzyństwa.
    Najbardziej jestem chyba przywiązana do Dawida. Pewnie dlatego, że od początku do końca miał być w moim zamyśle czystą energią, taką prawie nieuchwytną, trochę tricksterem, trochę Hermesem, kimś w rodzaju postaci biblijnej lub mitologicznej – czyli realnym i nierealnym jednocześnie. I tu się zatrzymam, bo nie chcę spojlować. Rzecz w tym, że Dawid jest dla mnie ucieleśnieniem różnych pragnień i oczekiwań, które są i wyzwalające, i w różnym stopniu ograniczające.
    Przyznaję, że mam tu mocne skrzywienie jeśli chodzi o tworzenie postaci, bo po pierwsze, za czasów moich studiów krakowska teatrologia mocno siedziała w mitologii i w ogóle teatrologię jako taką wielu postrzegało jako gałąź antropologii czy też konkretnie: antropologię widowisk. Do tego dochodzi wiele lat pracy w organizacjach związanych ze społecznością żydowską i kulturą żydowską w ogóle, więc mam za sobą trochę przeczytanych tekstów biblijnych, midraszy, różnych komentarzy do Tory i Tanachu. To wszystko jest w Hershu i przeplata się z główną historią, ale chyba najbardziej wyraźne jest w postaci Dawida. Już sam wybór imienia nie jest przecież przypadkowy.

Czego życzysz sobie i innym twórcom twórczyniom w najbliższych ciężkich latach dla branży wydawniczej?

  • Wszystkim twórcom i twórczyniom literatury życzę, żeby nie słyszeli w kółko, jak branży wydawniczej jest ciężko, bo ciężko było rok temu, dwa lata temu, trzy lata temu, dziesięć lat temu i dwadzieścia lat temu. Nie ma branży, w której od trzydziestu lat wszyscy by nie narzekali, że im ciężko. Życzę też twórcom, aby nie byli przez wydawców olewani i ghostowani, gdy wysyłają maile ze swoimi dziełami. Życzę im przede wszystkim, aby oferowano im godnie płatne umowy, aby faktycznie pieniądze były wypłacane (i na czas) i aby byli traktowani przez wydawców po partnersku, nie jak niewolnicy. A na końcu: żeby wszystkim wydawcom chciało się promować swoich twórców i twórczynie bez względu na ich rozpoznawalność i etap w karierze, a nie tylko te osoby, które mają Noble, Nike i wielki fejm.

Więcej artykułów o książkach znajdziesz w pasji Czytam.

Zdjecia: materiały wydawnictwa Cyranka, fot. Izabella Górska.