Książka Jacka Poniedziałka to rodzaj spowiedzi, chociaż sam od języka religijnego pewnie by się odżegnywał. Jego dziennik ma dwa plany czasowe – opowieści z życia pełnego pracy, podróży, imprez oraz zapiski z odwyku w ośrodku pod Krakowem.

Talent przepustką do zmiany

Ta historia jest przejmująca. Można zacząć ją opowiadać od początku: uboga, duża rodzina, mieszkająca w biednej kamienicy w Krakowie, i szukanie sposobu, żeby przerwać ten zaklęty krąg, jak powiedzielibyśmy dziś, wykluczenia. Dla dziewczyn mógł to być ślub, dla chłopaków – raczej praca, a może nawet bardziej – pieniądze. U Poniedziałka: niespodziewany talent artystyczny. Talent do zagrania melodii po pierwszym usłyszeniu, talent do „dojrzałej” interpretacji wiersza, talent plastyczny.

Jacek Poniedziałek fot. Monika Stolarska/mat WAB

Jacek Poniedziałek, fot. Monika Stolarska

To właśnie ciągle fascynuje w sztuce, że talent może urodzić się w każdych warunkach. Reszta jest determinacją. I łutem szczęścia. Bo jaki realny wpływ na swoje życie może mieć chłopak, który zaczyna się wyróżniać i tuż po odebraniu świadectwa zostaje pobity przez kolegów? Który tę przemoc ma w domu? Który wokół siebie widzi domy tak pełne biedy i goryczy, aż wydawać się to może normą?

Nie mamy jednak w książce punkt po punkcie przedstawionego życiorysu. Wspomnienia w „(Nie)Dzienniku” są raczej wywoływane przez impulsy z teraźniejszości. Więc dla czytelnika, który być może nie jest teatromanem, nakreślę kontekst.

Jacek Poniedziałek książka NieDziennik

Teatralna rewolucja

Jacek Poniedziałek trafił do krakowskiej PWST w okresie jej największego fermentu artystycznego. Tam kształt nowego, niezmanierowanego latami 90. i pogonią za pieniądzem teatru, wykuwał się pod okiem takich reżyserów-nauczycieli jak Krystian Lupa.

Ale największy jego sukces rozpoczął się, kiedy spora grupa aktorska, w tym Magdalena Cielecka, Maja Ostaszewska, Poniedziałek właśnie, oraz reżyserzy: Grzegorz Jarzyna i Krzysztof Warlikowski, przyjechali do Warszawy. Rewolucja, jaką pod koniec lat 90. rozpoczęli, zmieniła myślenie o teatrze. Ze staromodnego, nudnawego, mieszczańskiego medium stał się formą na wskroś współczesną, a tworzony przez nich wtedy Teatr Rozmaitości – najgorętszym adresem w Warszawie i Polsce. Wystawiali zarówno nowe odczytania klasyki, jak i teksty współczesne. O szoku, jaki wywoływali, krążą legendy. Podczas wystawienia „Hamleta”, w scenie gdy nagi Hamlet (Jacek Poniedziałek) rozmawia z Gertrudą (Stanisławą Celińską), nauczycielka, która przyszła na spektakl z klasą, krzyczała z widowni: „Proszę założyć majtki i grać dalej!”.

Jacek Poniedziałek Hamlet fot Stefan Okołowicz mat. archiwum TR Warszawa

Jacek Ponieddziałek jako Hamlet w spektaklu w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego.
Fot. Stefan Okołowicz, archiwum TR Warszawa

Z kolei na „Oczyszczonych” na podstawie dramatu Sarah Kane widownia siedziała niewzruszona podczas scen odcinania kończyn, a na scenie pocałunku dwóch mężczyzn, wychodziła, trzaskając drzwiami.

Na ich premiery czekało się z ekscytacją. Wśród krytyków głosy oburzenia coraz częściej zamieniały się w zachwyty, bo zaczynali rozumieć ten język bliższy estetyce filmu, muzyki, sztuk wizualnych, MTV czy imprez techno niż teatrowi, jaki wtedy panował.

Ta fala wznosząca trwała. Role Poniedziałka można wymieniać długo: od wybitnego Kruma w „Krumie” – gdzie zagrał postać mężczyzny, który wyjechał podbić świat, nic nie osiągnął i zmaga się w powrotem. A potem niejako kontynuację tego bohatera w „Wyjeżdżamy”, w budowanej już kolejnej scenie – Nowym Teatrze w Warszawie. Świetnie zagrał w „Aniołach w Ameryce” czy w „Kabarecie warszawskim”.

Jacek Poniedziałek od początku współtworzy i rozumie teatr Krzysztofa Warlikowskiego, gra w nim poruszające role, i potrafi wytłumaczyć go tym, dla których jest zbyt hermetyczny. Tłumaczył też z angielskiego wystawiane sztuki.

Właśnie ten teatr dał mu nowe życie. Życie sztuką, wyjazdami po Europie i świecie, oklaskami po sześciogodzinnych spektaklach; ale też życie nieustannym stresem i napięciem związanym z byciem na świeczniku, z dogłębną pracą na swoich emocjach, psychice i ciele, z byciem w każdej chwili ocenianym przez innych.

Oczywiście praca Jacka Poniedziałka to też film, ale w książce można odnieść wrażenie, że to jednak teatr jest tym, czym żyje. I tym, z czego powstał „(Nie) Dziennik”.

Do zatracenia

Poniedziałek zaczął go pisać podczas prób z Krzysztofem Garbaczewskim do spektaklu w Nowym Jorku, zainspirowanym życiem i twórczością Mirona Białoszewskiego. To, jak sam aktor pisze, popularne podejście:

„Można spojrzeć na to tak, że sprawdzona metoda młodej, polskiej reżyserii zadziałała i tym razem. Dać aktorom dużo książek do czytania, dużo filmów do obejrzenia, jakieś linki, skojarzenia; namówić ich do własnej twórczości (jak ten dziennik), potem nie nadużywać słów na próbach, chyba że w napadzie furii, a tuż przed premierą zawiesić nad sceną kilka kartonów i jarzeniówek (wyglądało to genialnie!), postawić mikrofony i powiedzieć: teraz grajcie. Ale można też spojrzeć na to inaczej: że jest to kwestia intuicji i wystarczy jej po prostu zaufać”.

Jednak czytając książkę miałam wrażenie, że więcej niż Białoszewskiego jest w niej Gombrowicza. Na przykład w takim fragmencie, kiedy Poniedziałek opisuje, jak podczas pobytu w Nowym Jorku poznał D., a potem umówił się z nim w Meksyku. I tam spotkał jakby innego człowieka, szowinistę, rasistę, nie poznawał go.

„Tu przyjechał ktoś inny (…). Przywiózł z sobą ojca albo matkę, ojcem albo matką się opancerzył!”

co rymuje się z gombrowiczowskim „ojcem i matką podszyty”.

Opisuje zatracanie się w romansach, przygodach, podróżach, dyskusjach, sztuce. Wspomina przyjaciół, z którymi drogi się rozeszły. Wymienia fascynacje literackie jak „Powrót do Reims”, który – potem przeniesiony na scenę – został uznany za jeden z najlepszych spektakli 2020. Pokazuje swoje zakochanie w teatrze, np. w „Capri” Krystiana Lupy, a także ujawnia obrzydzenie polityką rządu. Opisuje też, jak grał spektakl na przepustce z ośrodka.

 

Wielka Praca

Praca w teatrze ma ciągle duży etos. Mówi się, że jak aktor nie dotrze na spektakl, to tylko dlatego, że umarł. Nie wiemy, co się z nim dzieje do momentu wejścia na scenę i po zejściu z niej. Aktorzy grają, kiedy rodzą im się dzieci i kiedy umierają im rodzice; kiedy dowiedzieli się o własnej chorobie i kiedy jutro biorą ślub. Aktorzy grają też na przepustce z ośrodka, pierwszy raz od dawna na trzeźwo.

Uzależnienie, podobnie jak talent, też jest demokratyczne. Może dopaść każdą osobę. I ją zniszczyć. Poniedziałek przyznaje w książce, że zdecydował się na leczenie, bo wiedział, że inaczej umrze. Bo zdał sobie sprawę, że z kolejnej imprezy może już nie wrócić. Albo pochłonie go depresja.

Jacek Poniedziałek fot. Monika Stolarska mat. WAB

Jacek Poniedziałek, fot. Monika Stolarska

Sytuacje z ośrodka opisuje dość surowo. Nie usprawiedliwia siebie. Odkrywa karty. Wraca do bolesnych doświadczeń z dzieciństwa, z domu, z młodości. Opisuje reakcje ciała i problemy po odstawieniu alkoholu i narkotyków. I zastanawia się: jak wrócić do swojego życia?

I to jest coś, co mnie najbardziej porusza zarówno w tej książce, jak i wywiadach, których przy okazji premiery udziela Jacek Poniedziałek. Czy zmiana, która się wydarzyła, będzie tak silna, żeby ustawić świat na nowo? „Zmierzyć się z życiem, jakie jest”? Oby. Jak mówi na koniec „Aniołów w Ameryce” Prior: „Zaczyna się Wielka Praca”.

Więcej artykułów o książkach znajdziesz w naszej pasji Czytam. A we wtorek 16 marca o godz. 18 na kanale na Facebooku Empiku odbędzie się spotkanie online z Jackiem Poniedziałkiem. LInk do wydarzenia - w grafice poniżej.

Jacek Poniedziałek książka spotkanie online EMpik