Rozmowa z Katarzyną Czajką-Kominiarczuk

Artur Zaborski: Dlaczego świat oszalał na punkcie seriali?

  • Katarzyna Czajka-Kominiarczuk: To żadna nowość. Ludzie zawsze lubili opowieści w odcinkach. Lubimy zawieszenia akcji, które pozwalają nam na snucie teorii, co stanie się z bohaterami. Fragmentaryczny sposób opowiadania jest starszy niż telewizja i radio, a nawet literatura, bo część utworów mówionych również była przekazywana w częściach. Aktualny boom na seriale może natomiast wynikać z naszych poszukiwań programów, które mogłyby towarzyszyć nam codziennie, a jednocześnie nie byłyby zupełnie przypadkowe. W serialach zaczynają pojawiać się narracje, które dla wielu widzów są dużo ciekawsze niż te kinowe. W kinie dominują wysokobudżetowe hity za setki milionów dolarów i tanie ambitne produkcje. Seriale znalazły niszę gdzieś pomiędzy nimi.

Katarzyna Czajka Kominiarczuk książka

Co im to umożliwiło?

  • To, że są bardzo przystępne wizualnie, przedstawiają nam historie, które chcemy śledzić, ale mają też świetną obsadę i coraz bardziej skomplikowanych psychologicznie bohaterów. Możliwość rozłożenia narracji na wiele odcinków daje twórcom czas na pogłębienie postaci. Seriale oferują nam również coraz lepsze efekty specjalne, czego przykładem jest „Gra o tron”. Do tego dochodzą czynniki społeczne: chcemy mieć tematy do rozmów ze znajomymi. Jeśli nie mamy wspólnych kolegów, a u nas też nic szczególnego się nie wydarza, to zostają nam serialowe postaci, bo u nich zawsze dużo się dzieje. Seriale sprostały wymogom pogłębionych narracji, tworząc nam grupy postaci, o których możemy dyskutować.

 

Serialowi znajomi zastępują nam tych prawdziwych?

  • Istnieją badania, według których mieszkający sami ludzie bardzo lubią oglądać seriale z tymi samymi bohaterami w kółko - po to, aby stworzyć sobie z ich pomocą namiastkę towarzystwa. Potrzebujemy postaci, do których możemy się przywiązać, z którymi możemy równolegle różne rzeczy przeżywać. Dużą popularnością niezmiennie cieszą się takie seriale jak „The Office” czy „Przyjaciele”, które się skończyły, a ludzie nadal do nich wracają. Myślę, że część osób robi to, ponieważ bohaterowie równocześnie z nami przeżywają pewne emocje. Jesteśmy tak zindywidualizowani, że często nie znajdujemy we własnym towarzystwie takiej osoby, która dopiero co w kimś się zakochała, bierze ślub albo oczekuje narodzin pierwszego dziecka. Za to zawsze znajdziemy bohatera serialu, któremu dokładnie to się przydarzyło. Co do czynników psychologicznych, to warto też pamiętać, że seriale uzależniają. Mechanizmy używane przez ich twórców mają ogromny wpływ na to, że czujemy potrzebę włączenia kolejnego odcinka. Co nie jest niczym dziwnym, bo kiedy spotykamy się z niedopowiedzeniem lub obietnicą ciągu dalszego, zawsze będziemy ją odczuwać.

 

I to nas prowadzi do binge-watchingu, czyli zarywania nocy z powodu oglądania całego sezonu serialu. W książce wysnuwasz ciekawą teorię, że ci, którzy oglądają jeden odcinek tygodniowo, pamiętają serial znacznie lepiej.

  • Proces oglądania serialu dzielę na dwie przestrzenie. Pierwsza to ta, w której obcujemy z odcinkiem przez 45 minut, a druga trwa tydzień lub dłużej, kiedy serialu nie oglądamy, za to rozmawiamy o nim, wieszczymy, co będzie dalej. Było to doskonale widoczne w przypadku „Gry o tron”, kiedy jednego dnia pojawiał się odcinek, a dwa kolejne były wypełnione spekulacjami i wspólnym przeżywaniem wydarzeń. W momencie, gdy cały sezon dystrybuowany jest jednocześnie, nie ma czasu na teorie, polecenia znajomym, rozmowy, wszystko jest od razu wyłożone. Teraz widzimy, że twórcy seriali zorientowali się, że przestrzeń, w której serial nie jest emitowany, a która polega na oczekiwaniu, niesie za sobą wartość darmowego marketingu szeptanego. Co więcej, przeprowadzono badania, z których wynika, że lepiej zapamiętujemy seriale oglądane w taki sposób, bo tylu wydarzeń nie jesteśmy po prostu w stanie przetworzyć przy jednorazowej ciągłej projekcji. Aktualnie możemy zaobserwować, jak skorzystała na tym platforma Disney+, jak widzowie przeżywają i wyczekują kolejnych odcinków „Mandaloriana” czy „WandaVision”. Z kolei HBO zorientował się, że są seriale kryminalne jak „Od nowa” czy „Wielkie kłamstewka”, których nie można pokazać w formie binge-watchingu, bo ich popularność bazuje na spekulacji, kto zabił. Ponadto ludzie powoli zaczynają się orientować, że nawet przy regularnym binge-watchingu nie da się obejrzeć wszystkich seriali.

Kominiarczuk czajka Zwierz popkulturowy książka

Katarzyna Kominiarczuk-Czajka ze swoją książką „Seriale. Do następnego odcinka”. Fot. mat. wydawnictwa.

Jak ty jako badaczka i fanka opowieści w odcinkach sobie z tą świadomością radzisz?

  • Nadal nie udało mi się z tym pogodzić. Staram się nie łapać na to, że muszę coś obejrzeć, bo wszyscy o tym mówią. I sięgam po coś starszego, np. 40 odcinków serialu „Szpital New Amsterdam”. Trochę się z tym męczę, ale pracuję nad sobą i wybieram z oferty platform głównie to, co mnie interesuje. Jestem fanką sitcomów, uważam je za fascynujący gatunek, bo z jednej strony jest zabawny, a z drugiej przynosi nam bardzo dużo informacji o interakcjach międzyludzkich i społecznościach. Bardzo lubię też seriale kostiumowe, historyczne, brytyjskie.

Od nowa serial na dvd

Twój Netflix w systemie rekomendacji pewnie podsuwa ci same takie produkcje. Próbujesz z nim walczyć?

  • Najlepszym sposobem na pokonanie algorytmu Netfliksa jest przeglądanie produkcji od A do Z, chociaż zajmuje to sporo czasu. Staram się za każdym razem sama coś wybrać, mimo że platformy streamingowe usilnie próbują wepchnąć nam konkretne tytuły. Mam świadomość, że jest to pewnego rodzaju złośliwość, ale czasami warto wyrwać się z systemu rekomendacji. Jest on bardzo dobry, bo w końcu ktoś wyławia z setek tytułów to, co może nam się spodobać, i to faktycznie działa, większość osób z tego korzysta. Ale Netflix jakiś czas temu uznał, że skoro lubię kino historyczne i kostiumowe, a na dodatek jestem kobietą, która ogląda komedie romantyczne, aby cierpieć, to jedyną słuszną rekomendacją będą dla mnie wyłącznie romanse. Próbowałam sprawdzić, czy system podpowie mi, że w katalogu pojawił się „Star Trek”, na którym się wychowałam, ale tak się nie stało. Tutaj pojawia się pułapka: jeśli algorytm czegoś o nas nie wie, to nam tego nie pokaże, zamykając nas jedynie w części naszych zainteresowań.

 

Algorytm zamyka nas w bańce?

  • Tak, i jest to szczególnie niebezpieczne, bo kultura powinna zachęcać nas do wychodzenia poza to, co znamy. Powinniśmy spotykać się z ludźmi, którzy się od nas różnią, poszukiwać doświadczeń, przeżyć, które nie są elementem naszej codzienności, a czasem nawet wywołują w nas dyskomfort. Kiedy wszystko jest sprofilowane pod nas, bardzo trudno się potem z takiej bańki wydostać. Wiele z moich najważniejszych przeżyć kulturowych polegało właśnie na odkryciu nieznanego, nawet na obejrzeniu czegoś, bo wypadało, bo wszyscy o tym mówili. Boję się tego, że przestaniemy być zaskakiwani. Kiedyś skakało się po kanałach, natrafiało na czarno-biały film i zostawało przy odbiorniku, a potem okazywało się, że właśnie obejrzeliśmy „Obywatela Kane’a”, a życie już nigdy nie będzie takie samo. Kiedy zniknie element zaskoczenia, możemy Kane’a przegapić. Rekomendacje są świetnym ułatwieniem, oszczędzają czas, ale zawsze zachęcam do wyjścia poza strefę komfortu.

Książka o Oscarach

Co ciekawego odkryłaś ostatnio metodą od A do Z?

  • Serial SF „Expanse” opowiadający o kolonizacji terenów wokół Marsa czy “Call My Agent!” o agentach filmowych - byłam pod dużym wrażeniem dzięki nawiązaniom do kina francuskiego i świetnemu poczuciu humoru. Sama znalazłam również „Fleabag”, jeszcze zanim stał się popularny, kiedy można było go obejrzeć jedynie na trzecim kanale BBC. Byłam zachwycona, a nie było nikogo, z kim mogłabym o nim porozmawiać, bo w Polsce nikt go jeszcze nie widział!

 

Ostatnio dużo mówi się o wpływie seriali na społeczeństwo. Politycy wskazują je jako przyczynę liberalizacji poglądów młodych ludzi. Co o tym sądzisz?

  • Przyglądam się tej dyskusji z lekkim rozbawieniem, bo w sferze obyczajowej seriale przedstawiają nam, jakby mogło być, a nie odzwierciedlają świata. Bardzo często kładą nacisk na ukazanie reprezentacji pewnych grup, żebyśmy mogli dostrzec bohaterów czy osoby, których nie widzimy na co dzień. Jest to o tyle ciekawe, że wysokobudżetowe kino raczej tego nie robi, bo stara się trafić do jak najszerszej widowni na całym świecie. A ponieważ target seriali jest mniejszy, mogą one pozwolić sobie na odważniejsze treści. I nagle okazuje się, że to w nich znajdujemy poważne tematy, to one pokazują nam, że nie każdy bohater na świecie będzie białym, heteroseksualnym mężczyzną. Narracje serialowe przedstawiają różne punkty widzenia, uświadamiają nam wiele spraw, pomagają się z nimi oswoić. Z pewnością zwrot ku lewicowym poglądom wśród młodych Polaków, który teraz obserwujemy, może częściowo wynikać z wychowania w kulturze otwartej. Staje się im obce zmęczenie męskimi, starszymi od nich bohaterami, które towarzyszyło mi. Jeśli tworzymy 500 seriali rocznie, nie możemy w każdym opowiadać o tych samych postaciach.

Wielkie kłamsetwa serial na dvd

Konserwatywni bohaterowie nie mogą być ciekawi?

  • Oczywiście, że mogą, a nie ma ich właściwie aż tak wielu. Sama z ciekawością obejrzałabym serial poświęcony wyborcom Trumpa. Pamiętajmy, że zmieniają się nie tylko narracje, ale również twórcy seriali, wśród których pojawia się coraz więcej kobiet, scenarzystek czy producentek. Dzięki nim pojawiają się na ekranie opowieści, których wcześniej nie było. Seriale z pewnością mogą na nas wpływać, a jednocześnie opowiadają coś o nas samych. Gdybyśmy nie chcieli oglądać seriali o mniejszościach czy o kobietach, nie byłoby ich, bo wytwórnie nie są instytucjami charytatywnymi.

 

Dlaczego platformom opłaca się tworzenie tak dużej liczby seriali?

  • Producenci wiedzą, że nigdy wszyscy nie będą oglądali tego samego. Zaledwie ułamek seriali jest kierowany do ogółu, zawsze istniał podział na te dla młodzieży, kobiet czy całej rodziny na wieczór. Platformy starają się tworzyć seriale, które będą na tyle dobrze dostosowane do swojej widowni, że widz wykupi dostęp do streamingu, choćby tylko dla tego jednego tytułu, a wtedy być może zostanie tam na dłużej. Dlatego opłaca się tworzyć dużo targetowanych seriali, aby pozyskiwać nową widownię. Platformy sieć zarzucają szeroko, tak, aby nikt się nie wymknął. Jeśli w kinie mamy produkcje superbohaterskie, a wśród nich tylko jedną, w której główną bohaterką jest kobieta, to w świecie telewizji produkuje się seriali z taką bohaterką kilka, bo może przyciągnąć one fanki konkretnych postaci. Duży budżet musi zwrócić się z przytupem. Mniejszy pozwala na poszukiwanie nowych tematów dla sprecyzowanych grup.

Czarnobyl serial na dvd

Jakich jeszcze seriali ci brakuje?

  • Niech w końcu ktoś zrobi serial o Kościuszce! To moje wielkie marzenie. Uważam, że realizacją powinno zająć się HBO. Mamy wszak bohatera polsko-amerykańskiego, więc Amerykanie sypnęliby groszem, pierwsze trzy sezony działyby się w Stanach, a kolejne trzy w Polsce. To byłoby wspaniałe! A że powstał już fenomenalny serial „Szpiedzy Waszyngtona” o wojnie amerykańsko-brytyjskiej, to nie trzeba byłoby szyć kostiumów. Wciąż za mało mamy też seriali, które pokazują nam reprezentację mniejszości, ale nie ze względu na rasę czy orientację, tylko grupę społeczną. Na pewno by mnie przyciągnął serial pokazujący, co obecnie dzieje się z klasą robotniczą, albo jak dzisiaj wygląda życie na wsi.

Kod podarunkowy Netflix

Może za scenariusz opowieści o Kościuszce powinna odpowiadać Kasia Czajka-Kominiarczuk?

  • Jest to powtarzany od blisko pięciu lat dowcip, który powoli przestaje być żartem i zaczyna się urealniać. Mam koleżankę, również historyczkę, z którą często o tym rozmawiamy. Musimy odłożyć na bok bycie fankami Tadeusza Kościuszki i spróbować podejść do tematu bardziej realnie. Nie ukrywam, że moje doświadczenie serialowe opiera się na byciu odbiorcą, więc nie znam się na tym przemyśle od drugiej strony. Ale kto wie, może któregoś dnia moja wizja zadebiutuje, a moje nazwisko pojawi się w napisach końcowych. Śmieję się, że jeśli tak się stanie, nadam dziełu tytuł „Pan Tadeusz”.

 

A gdyby producenci chcieli, żeby Kościuszkę zagrał czarnoskóry aktor?

  • Kościuszko był znany ze swojego otwartego podejścia do czarnych osób - w testamencie kazał wykupić niewolników Jeffersona. Gdyby grał go czarny aktor, pewnie by to zmieniało interpretację tego zachowania. Z drugiej strony może by wzbogaciło odczytanie? Nie mam problemu z jakimikolwiek efektem castingu, jeśli tylko aktor byłby odpowiednio dobry.

Więcej artykułów o filmach i serialach znajdziecie w naszej Pasji Oglądam.