„Z rzeczy pierwszych”. Recenzja

Eliot Weinberger obok pisania esejów i opowiadań para się również tłumaczeniami z hiszpańskiego. Dla Amerykanów odkrył twórczość Octavio Paza jeszcze zanim ten otrzymał literackiego Nobla. Jest specjalistą od wielkich cywilizacji - fascynują go Aztekowie, Inkowie, dawne królestwa chińskie, ale przede wszystkim ciekawią go ludzkie historie, które wyławia z oceanu historii i opowiada tak, że wraca w czytelniku dziecięca czy młodzieńcza radość podróżowania palcem po mapie, wyobraźnią po tekście, zagłębiania się w nieznane.

Choć eseje Weinbergera w „Z rzeczy pierwszych” ułożone są w logiczny ciąg, to nie jest łatwo odkryć zasady go porządkujące. Wyczuwamy je raczej intuicyjnie, czując jakbyśmy byli bliscy odkrycia tajemnicy, a autor umykał przed czytelnikiem, podsuwając mu kolejne tropy. Przyjrzyjmy się temu.

Z rzeczy pierwszych

Pierwszy esej to refleksje na temat natury wiatru, „feng” w Chinach oznacza zarówno wiatr jaki pieśń, a mit w swoich początkach był pieśnią, która często zanosila skargę ludu do władcy. I tak podróżujemy z wiatrem i Weinbergerem aż do Konfucjusza, czyli „tego, który wie skąd wieje wiatr”. A jak jesteśmy w Chinach to poznajmy niespokrewnionych ze sobą Zhangów, czy mężczyzn noszących to nazwisko łączą jakieś cechy? Zhang Zhong, filozof z XIV wieku „wędrował po górach bez umiaru i zawsze nosił żelazną czapkę”. Zhang Zhu, poeta z XIII wieku napisał wers poetycki, którego nikt do dzisiaj nie wyjaśnił, a Zhang Yi był lektorem cesarza pięć wieków później. Zhangów łączy śmiertelność i dokonania, które sprawiły, że przeszli do historii. A jeden z Zhangów jest autorem słynnego - przynajmniej w Chinach - rapsodu o strzyżykach, ptakach których dzieje - jak pisze Weinberger – „sięgają głęboko”, co daje mu sposobność do napisania o jednej z najstarszych cywilizacji na świecie o bardzo dźwięcznej nazwie, Moche.

20 maja 1515 roku do Europy zawitał nosorożec. Był to pierwszy przedstawiciel swojego gatunku, który odwiedził Stary Kontynent od czasu upadku cesarstwa rzymskiego. Zwierzę trafiło do Dom Manuela, portugalskiego króla, a dzięki swojej sławie na fresk Rafaela i sztych Durera. Ten ostatni uwiecznił nosorożca w zbroi, choć nigdy nie widział ani zbroi na nosorożcu ani samego zwierzęcia. Tak rozpoczęła się kariera uzbrojonego nosorożca. Opowiadają o tym zaledwie dwie strony tej niezwykłej książki, więc sami możecie sobie wyobrazić jak pojemna jest opowieść o „rzeczach pierwszych”.

Chciałbym, żebyście się zabrali w podróż z Weinbergerem i choć okładka trochę sugeruje, że żeby się z nim spotkać trzeba najpierw skończyć trzy fakultety na uniwersytecie i obowiązkowe seminarium z Deleuze’a, to przystępność tych opowieści jest niezwykła, ich komunikatywność jest nastawiona na przyjemność odkrywania wielowarstwowości naszego aktualnego doświadczenia. To książka pozwalająca na ucieczkę od codzienności, powrót do dziecięcych pragnień o poznaniu czegoś niezwykłego, odkryciu nowego lądu czy krainy, spotkania olbrzyma czy choćby lewitującego mnicha. Ale też książka pokazująca, jak drobne sceny z naszego codziennego życia mogą mieć wielkie implikacje filozoficzne. Pięknie przełożona przez Mikołaja Denderskiego, jak zawsze doskonale wydana przez Karakter, lektura obowiązkowa jeśli chcecie przypomnieć sobie na czym polega przyjemność obcowania z książką, która zabiera was na wyprawę z której nie chcecie wrócić.

Zniewalająca, porywająca i inspirująca. Idealna pod kocyk, z herbatką i wyszukiwarką pod ręką, bo warto tropy Weinbergera śledzić i nimi podążać. Choć muszę dodać, jako osoba pisząca, że po tej lekturze moja pisarska nieśmiałość jeszcze się bardziej wzmogła. Bo to jest naprawdę mistrzowskie. Bardzo potrzebujecie tej książki. Zwłaszcza w tym roku, gdzie wszystkim nam przydałby się długi urlop od rzeczywistości. Możecie sobie go zafundować chwytając w łapki Weinbergera i informując całą rodzinę - tak jak chciał Italo Calvino w pierwszych akapitach „Jeśli zimową nocą podróżny” - że teraz was nie ma, bo właśnie lądujecie w Portugalii u progu renesansu, albo gdzie was tam autor wyrzuci, bo to jest lektura dosłownie porywająca.

Więcej recenzji znajdziecie w naszym cyklu Książka tygodnia w Pasji Czytam.