Powód pierwszy: zmęczenie trasami koncertowymi i sobą nawzajem

Szczyt Beatlemani przypadł na rok 1966, który to wszyscy muzycy wspominali jako wyjątkowo ciężki – grali po dwa koncerty dziennie, często podróżując po kilkaset kilometrów między jednym a drugim występem, a reakcje widzów były na tyle histeryczne i głośne, iż… Beatlesi nie byli w stanie słyszeć się nawzajem. Ringo Starr wspominał po latach, że musiał obserwować ruchy ramion McCartneya, Lennona i Harrisona, aby wiedzieć, w jakim miejscu danego utworu się znajdują. „Cóż, należy przyznać, że nie graliśmy wtedy zbyt dobrze” – mówił po latach perkusista. Wszyscy byli coraz bardziej zmęczeni trasą – oprócz McCartneya, który stał na stanowisku, iż muszą koncertować, bo dzięki temu „dają swojej muzyce życie”. Z czasem jednak i on doszedł do wniosku, iż po zagraniu zaplanowanych na rok 1966 występów, przyszedł moment na odpoczynek. Wtedy jeszcze nie było jasne, że końca dobiegła era stadionowych, dużych tras Beatlesów – zagrali jeszcze razem słynny koncert na dachu studia nagraniowego Apple w Londynie, 30 stycznia 1969 roku – i że zwiastuje to prawdziwy rozpad zespołu. Dla Lennona zaprzestanie koncertowania było pierwszym sygnałem do tego, że jest życie poza Beatlesami i że tak naprawdę pragnie opuścić zespół, chociaż nie wiedział jeszcze, jak miałby tego dokonać. „Wtedy ziarno zaczęło kiełkować: zdałem sobie sprawę, że muszę znaleźć sposób na opuszczenie The Beatles bez bycia wyrzuconym z The Beatles” – tłumaczył w materiałach dodatkowych do wydanej po prawie 20 lat po jego śmierci „Anthology”. „Jednak nigdy nie mógłbym opuścić tego pałacu, bo za bardzo mnie to przerażało”.

 

The Anthology. Volume 1

 

Powód drugi: śmierć Briana Epsteina

Brian Epstein do dziś nazywany jest jednym z najlepszych menedżerów w historii muzyki. I to wcale nie dlatego, iż reprezentował The Beatles przez lwią część ich kariery. On „stworzył” The Beatles, których znają i kochają całe pokolenia. To właśnie Epstein ukierunkował ich karierę, przygotował grunt pod Beatlemanię i walczył o przełom na rynku amerykańskim. Gdy w grudniu 1961 roku został menedżerem czwórki utalentowanych, ale wyraźnie nieoszlifowanych beatników z Liverpoolu, wymyślił i wyegzekwował „ten” wizerunek: dopasowane, identyczne garnitury dłuższe, niesforne fryzury i zawadiackie uśmiechy. To on zdobył dla nich pierwszy kontrakt płytowy i zaaranżował pierwszą profesjonalną sesję zdjęciową, dzięki której Wielka Brytania mogła zakochać się w hipnotyzującej wpadającymi w ucho, szczerymi piosenkami o miłości, Czwórce z Liverpoolu.

Epstein wiedział, jak „zarządzać” Beatlesami: dawał im dużą artystyczną swobodę i robił wszystko, aby mogli skupić się na muzyce, podczas gdy on zajmował się wszystkim innym – z rozładowywaniem napięć, konfliktów i kryzysów na czele, szczególnie w najbardziej intensywnych okresach. Kiedy więc w 1967 roku, w wieku zaledwie 32 lat zmarł po przypadkowym przedawkowaniu leku nasennego na receptę, zespół był w szoku. Jego śmierć najmocniej odbiła się na Lennonie, najbardziej z Epsteinem związanym emocjonalnie. Brak sprawnego agenta i świetnie radzącego sobie z ego swoich podopiecznych menedżera, była również bardzo problematyczna, mając na uwadze dalszą karierę Beatlesów, bez tego będącą już przecież w kryzysie.

Powód trzeci: Yoko Ono

Po decyzji o zaprzestaniu koncertowania i występie w antywojennej czarnej komedii „Jak wygrałem wojnę”, w listopadzie 1966 roku Lennon poznał Yoko Ono. Oficjalna wersja głosi, iż ich związek był czysto platoniczny aż do wiosny 1968 roku, kiedy to muzyk podjął decyzję o rozstaniu ze swoją żoną, Cynthią. Wielu biografów The Beatles nie zgadza się jednak z tą tezą i wskazuje, iż Lennona i japońsko-amerykańską artystkę romans połączył niemalże natychmiast. „John zawsze kochał silne kobiety” – wspominał w 2019 roku w programie Howarda Sterna McCartney. „Jego matka była silną kobietą, jego ciotka, która go wychowała, też była niezwykle silną kobietą. Z całą moją sympatią i szacunkiem wobec Cynthii, ona taką kobietą po prostu nie była”. Relacja Lennona i Ono szybko nabierała tempa, a pogłębiły ją m.in. niezbyt udana wycieczka do Indii, w trakcie której muzyk miał odnaleźć duchowy spokój oraz nagrywać nowe utwory (jak wspominał później, napisał wtedy „jedne z najbardziej żałosnych piosenek świata”).

 

White Album (50th Anniversary Reissue Deluxe Edition)

 

Kiedy Beatlesi wrócili do studia, aby pracować nad „The White Album”, John zabierał Yoko ze sobą na sesje nagraniowe, co stało się wyjątkowo problematyczne. Do tej pory nie zdarzało się bowiem, żeby w trakcie pracy Beatlesom towarzyszył ktoś poza personelem technicznym, tymczasem Ono nie tylko „chodziła za Lennonem jak cień” i „siedziała na podłodze, mówiąc do niego cicho i delikatnie”, ale odważyła się też wyrazić swoją opinię na temat wokalu Paula, co oczywiście bardzo go rozzłościło. „Chciał, żebym była częścią grupy. Stworzył ją, więc myślał, że inni powinni to zaakceptować” – wspominała Ono po latach. „Ja sama niespecjalnie chciałam brać w tym udział”.

Powód czwarty: problemy finansowe i prawne

W 1968 roku Beatlesi założyli swoją własną wytwórnię muzyczną (zastąpiła poprzednią, Beatles Ltd), Apple Corps, co miało być nie tylko posunięciem typowo biznesowym, ale i sposobem na uniknięcie płacenia gigantycznych podatków (podobny cel miała poprzednia inwestycja, czyli wspomniane Beatles Ltd). Niestety, seria niefortunnych decyzji, przede wszystkim w kwestii polityki zatrudnienia, brak jakiejkolwiek kontroli nad finansami oraz brak odpowiedzialnego i kompetentnego menedżera doprowadziły do katastrofalnej sytuacji oraz gigantycznych strat. Jeden z księgowych pracujących dla Apple, składając wypowiedzenie, zostawił też list, w którym stwierdził: „Wasze finanse to kompletny chaos!”. Rok później muzycy poróżnili się kolejny raz, tym razem na tle wyboru nowego menedżera i głównego księgowego: McCartney chciał, aby finansami grupy zajęli się nowojorscy prawnicy, Lee i John Eastman, ojciec i brat jego ówczesnej dziewczyny Lindy. Lennon i Ono lobbowali zaś za Allenem Kleinem, amerykańskim biznesmenem, który nie miał zbyt dobrej reputacji. „Nawet się do niego nie zbliżaj!” – ostrzegał Paula jego kolega, Mick Jagger, zaś Epstein za życia nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Ostatecznie John i Yoko przekonali do swojego pomysłu George’a i Ringo, jednak McCartney nie złożył swojego podpisu pod kontraktem z Kleinem.

Beatlesi byli w trudnej sytuacji z jeszcze jednego, nawet ważniejszego powodu: po śmierci Epsteina nie udało im się przejąć formalnej kontroli nad prowadzoną przez niego firmą menedżerską, co doprowadziło do niemal całkowitego przejęcia praw nad katalogiem zespołu przez ATV, nieistniejącą już brytyjską korporację telewizyjną. Odzyskanie kontroli nad dziełami życia zajęło Beatlesom kolejne lata. McCartney zdecydował się nawet pozwać Lennona, Harrisona i Starra, domagając się w sądzie formalnego rozwiązania ich muzycznej spółki. Odmowa złożenia podpisu pod kontraktem z Kleinem okazała się brzemienna w skutkach, zaś sam księgowy został też pozwany przez pozostałych członków zespołu. To nie koniec: Klein w 1979 roku został skazany na dwa miesiące więzienia za oszustwo podatkowe (w sprawie niezwiązanej z pracą dla Beatlesów).

 

Abbey Road (Remaster)

 

Równia pochyła

Nagrywanie „The White Album” było koszmarem dla wszystkich zaangażowanych, jednak największe piętno odcisnęło na Starze, który w pewnym momencie po prostu opuścił studio, zaś w liście do McCartneya napisał: „Odchodzę z zespołu, bo nie czuję się kochany i nie gram dobrze”. Ringo wyjechał na kilkutygodniowe wakacje, zaś jego koledzy kontynuowali nagrania, zmieniając się za zestawem perkusyjnym. Ostatecznie przekonali go do powrotu, wysyłając telegram o treści: „Jesteś najlepszym perkusistą świata. Wracaj do domu, kochamy cię”.

Formalne rozstanie nabrało tempa w 1969 roku, kiedy do życia powołano Apple Corp. Harrison, zmęczony obecnością i wpływem Ono na kondycję grupy, wdał się w kłótnię z Lennonem i stwierdził, iż opuszcza formację. Ostatecznie jednak muzycy doszli do porozumienia i spotkali się na planie filmu „Let it Be”, nagrywając słynny koncert na dachu swojej firmy. Niestety, było to jedynie przedłużanie agonii: 20 września 1969 roku John zwołał spotkanie, na którym ogłosił, że opuszcza zespół. „To świetne uczucie” – miał powiedzieć. „To tak, jakbyśmy się rozwodzili”. Ponieważ w planach było już wydanie „Let it Be” oraz towarzyszącego mu filmu, Kleinowi udało się przekonać Lennona, aby nie ogłaszał publicznie swojego odejścia. „Wsiedliśmy do auta, a John zwrócił się do mnie i stwierdził: „To już koniec z Beatlesami. Od tej pory istniejesz dla mnie tylko ty” – wspominała po latach Ono. Pół roku później, w marcu 1970 roku, McCartney zadzwonił do swojego przyjaciela i poinformował go, że i on opuszcza zespół, jednak nic nie wskazywało na to, że ogłosi to publicznie. Jednak 9 kwietnia 1970 roku, na tydzień przed oficjalną premierą pierwszej solowej płyty, „McCartney”, Paul rozesłał kopie wydawnictwa do kilku redakcji, dołączając do nich materiały w formie „Q&A”, w których opowiedział o swoim „zerwaniu z Beatlesami” oraz „braku planów dalszej współpracy”. McCartney upublicznił swoją decyzję jako pierwszy (i jedyny), więc właśnie wtedy stało się jasne, iż zespół faktycznie przestał istnieć. Następnego dnia największy brytyjski tabloid, The Mirrror, ogłosił na pierwszej stronie: „Paul opuścił The Beatles”.

 

McCartney

 

Do dzisiaj powszechnie uważa się, iż to Yoko Ono odciągnęła Johna Lennona od kolegów z zespołu i „pokłóciła ich”, jednak prawda, jak widać, jest nieco bardziej skomplikowana. Ostateczny rozpad Beatlesów był efektem działania wielu czynników, narastających latami nieporozumień i konfliktów, różnic, które pojawiały się wraz z dojrzewaniem muzyków jako artystów, problemów z finansami i prawem oraz, wreszcie, zwyczajnym zmęczeniem międzynarodową histerią beatlemanii.

Fani The Beatles mogą jednak spać spokojnie: w rozmowie z Stephenem Colbertem w jego talk show dla stacji CBS, Paul McCartney zapewniał, iż od momentu oficjalnego zakończenia działalności The Beatles, udało im się z Lennonem nie tylko odnowić kontakt, ale i wrócić na dawne tory bliskiej przyjaźni. „Często o nim śnię. Kiedy jesteś z kimś związany w tak głęboki sposób przez tyle lat, ludzie odwiedzają cię w twoich snach” – mówił 77-letni dzisiaj muzyk, zaś we wspomnianej rozmowie z Howardem Sternem dodał: „To prawdziwe błogosławieństwo, że nasz konflikt po rozstaniu nie trwał długo i udało się nam o tym zapomnieć. Bo gdyby się to nam nie udało, to nie wiem, jak poradziłbym sobie z jego śmiercią. Mieliśmy szczęście, bo odnowiliśmy naszą przyjaźń”.