Piotr Miecznikowski: Ralph, co się u ciebie działo przez te trzy lata? Kim i gdzie dziś jesteś?

Ralph Kaminski: Z całą pewnością jestem w miejscu, w którym zawsze marzyłem żeby być. Mogę w końcu wykonywać swój zawód swobodnie, mam możliwość robienia tego co kocham. To się zmieniło w ciągu tych trzech lat i dzięki temu mam w sobie więcej spokoju.

Ten spokój przyszedł z doświadczeniem?

- Po części także z doświadczeniem, ale przede wszystkim dzięki temu, że udało mi się zbudować swoją markę i pójść dalej po tym jak zadebiutowałem. Pozytywny odzew od publiczności dał mi poczucie bezpieczeństwa. To jest bardzo ważne dla artysty.

To bardzo ciekawe. Pamiętam cię jako chłopaka, w którym wrzało od emocji i pomysłów. Z jednej strony było to imponujące, ale z drugiej można się było zastanawiać, czy jesteś w stanie to wszystko udźwignąć.

- Zawsze wychodziłem z założenia, że jeżeli chcę zadebiutować, to muszę się trzymać własnej wizji. Taka postawa kosztuje bardzo dużo emocji i energii, długo nie da się tak funkcjonować. Teraz jestem już innym człowiekiem, ale wtedy to było bardzo potrzebne. Inaczej mogłoby się nie udać. Teraz wiem, że to doświadczenie było mi bardzo potrzebne. Inna sprawa, że udało mi się zbudować wokół siebie grupę ludzi z którymi pracuję i mam cały czas poczucie, że nie jestem sam. Dziś łatwiej mi jest zaufać innym, nie jestem już takim control freakiem (śmiech). Kiedyś to wynikało z faktu, że bardzo wiele rzeczy lubiłem robić sam, teraz czuję, że potrzebuję trochę więcej przestrzeni i nie mogę sobie zbyt wiele obowiązków brać na głowę. Inaczej zwariuję (śmiech).

Myślę, że dziś ludzie chętniej idą za tobą, bo udowodniłeś, że miałeś rację. To co kiedyś wydawało się szalone, dziś jest receptą na sukces.

- Debiutant zawsze ma coś do udowodnienia. Musi wywalczyć zaufanie, a do tego potrzebna jest wiara w siebie i determinacja, żeby wszystko co się zaplanowało doprowadzić do końca. A to i tak jeszcze nie koniec, bo później trzeba dalej walczyć, żeby utrzymać to zaufanie. Wiara w siebie jest absolutnie konieczna. Od zawsze wiedziałem, że najpierw muszę sam być z siebie zadowolony, muszę żyć w zgodzie ze sobą. Patrząc w lustro, móc powiedzieć: zrobiłem to najlepiej jak umiałem i jestem z siebie zadowolony. Akceptacji nie można szukać wyłącznie na zewnątrz, jeżeli wiesz co mam na myśli.

Wiem i zgadzam się z tym w stu procentach. Pogadajmy teraz o muzyce. Twoja nowa płyt, ma bardzo ciekawą cechę - jest równocześnie bardzo łagodna i bardzo wymagająca. Nie można jej słuchać na pół gwizdka, przy sprzątaniu czy innych zajęciach. Ten materiał wciąga bez reszty.

- To komplement, dziękuję. Wydaje mi się, że to co robię jest formą dialogu ze słuchaczem, rozmowy. A kiedy z kimś rozmawiasz, to musisz go równocześnie słuchać, inaczej się nie da. Nie pisałem tych piosenek z takim założeniem, że to będzie „muzyka do windy”. To jest pewna konkretna opowieść. Ta płyta jest trochę jak książka, musisz się nad nią skupić i poświęcić jej czas.

„Młodość” - co chcesz powiedzieć tym tytułem?

- Chcę tę swoją młodość w jakimś wymiarze uwiecznić tą płytą. Szczególnie, że ucieka, kończy się powoli i chcę się z tym wszystkim rozliczyć. Patrzę na ostatnie dziesięć lat i jestem w szoku jak wiele rzeczy się zmieniło, jak ja się zmieniłem. Wszystko jest bardzo niejednoznaczne i otwarte. Tak jak ten tytuł.

„Młodość”

 

Muzyka to nie tylko płyta, także a może nawet przede wszystkim - koncerty. Kiedyś granie na żywo kosztowało cię sporo wysiłku ze względu na duży skład i logistykę, jak się dziś czujesz na scenie?

- Fantastycznie! (śmiech). Udało mi się zbudować własną publiczność. Mogę nawet powiedzieć, że to co się wydarzyło w tej kwestii przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Ludzie dają mi dużo siły i radości. Wiem, że ktoś czeka na to co robię. Pewnie, że każdy artysta tworzy najpierw dla siebie, a dopiero później dla słuchacza, ale we mnie jest potrzeba interakcji. Wciąż się zastanawiam: co mogę zrobić, żeby zaskoczyć publiczność, żeby znowu ją porwać, żebyś razem przeżyli coś szalonego. Koncerty są najfajniejszą częścią tego co robię, nawet pomimo faktu, że kosztują mnie mnóstwo energii i pracy. Cały czas bardzo dużo inwestuję w koncerty, nie są tanie w produkcji - scenografia, ludzie, światło, dźwięk. Cieszę się, że w ogóle mam możliwość, żeby to wszystko tak realizować. Mógłbym sobie po prostu grać, bez napinki, trzepać kasę i mieć wszystko gdzieś. Tymczasem im więcej mam możliwości i pieniędzy, tym więcej wkładam w przygotowanie całego show.

Śledzisz co robią inni artyści twojego pokolenia?

- Jestem świadomy tego, co robią moi koledzy na polskim rynku, jednak staram się nie zapominać, że mam własną drogę i cele, które chcę osiągnąć. Wiem, czego chciałbym spróbować przy następnych dwóch, może trzech projektach. A później zobaczymy co będzie. Obserwuję co się dzieje w mediach, jakie triki marketingowe stosują inni, ale sam staram się bazować na własnych pomysłach. Nie korzystam ze sprawdzonych mechanizmów.

Nie boisz się niczego?

- Boję się tylko, że nie mógłbym grać i być muzykiem. Boję się braku pomysłów i inspiracji, chociaż z drugiej strony wcale nie mam pewności, że do końca życia będę robił to samo co dziś. Nie wiem czy zawsze będę chciał być na scenie, w świetle reflektorów. Interesują mnie różne aspekty tego biznesu, im dłużej w nim funkcjonuję, tym bardziej podoba mi się świat kreacji, ale także widziany z drugiej strony, nie tylko oparty na prezentowaniu siebie samego. Zawód, który wykonuję otwiera przede mną różne możliwości i nie wiem czy chcę się ograniczać wyłącznie do pisania i wykonywania piosenek.

Dziennikarze uwielbiają porównać jednych artystów do innych. Do kogo porównuje się ciebie?

- Ech, bardzo tego nie lubię. Sam nigdy nie myślę w ten sposób o innych artystach. Nie wiem z czego to wynika, to szukanie odpowiednika artysty na zachodzie, z kompleksów? Niedawno było bardzo miło, kiedy ktoś mnie porównał do Marka Grechuty. To akurat było bardzo miłe.

Które kompozycje z „Młodości” najlepiej oddają charakter tego albumu?

- Myślę, że „Kosmiczne Energie” są takim nowym otwarciem. To taka piosenka, w której spróbowałem zupełnie nowego podejścia do kompozycji. Wcześniej niczego nie robiłem w ten sposób. Cała płyta jest dość krótka, każda piosenka jest inna, specyficzna, z każdej jestem bardzo dumny. Jest tu trochę nowych rozwiązań i eksperymentów.

To nowe otwarcie, to także nowy image. Zostanie z tobą na dłużej, czy przy kolejnych płytach będziesz pokazywał nowe wersje Ralpha?

- Taki jest plan (śmiech). Przez jakiś czas pobędę sobie Ralphem z „Młodości”, ale później wymyśle coś nowego.