Autorka: Katarzyna Kowalewska

Analizując rodzimą kulturę, trudno przegapić, że jako naród mamy słabość do umarłych, którzy jednak pozostają nieumarli. Przykład – największe chluby naszej literatury, czyli „Dziady” oraz „Wesele”. Grzegorz Uzdański nie stawia krytycznych narodowych diagnoz tak jednoznacznie jak Jacek Dehnel w swojej satyrycznej powieści o Polakach-truposzach „Ale z naszymi umarłymi”, lecz wyraźnie diagnozuje dwa polskie fetysze. Są nimi: trupy-nietrupy oraz Mickiewicz, nasz rodzimy Elvis Presley, wieszcz, przewodnik, a nawet – wampir czy raczej nasz słowiański demon: wypiór.

Mickiewicz w narodowym pakiecie

Sytuacja w „Wypiorze” prezentuje się dosyć zabawnie: Adam Mickiewicz, choć żyje, właściwie nic już nie robi. Nie pisze – ugryzienie do szczętu odebrało mu talent, raz na jakiś czas skrobie jakiś list, a od rozpowszechnienia internetu mail, do starego znajomego (na przykład do dawnego współwięźnia, Żegoty, który został człowiekiem-pumą i zyskał długowieczność). Nie czyta, co najwyżej komiksy czy serwisy plotkarskie (wraz z komentarzami). Nie interesuje się polityką, a jeśli już to chilijską, na polską wypaczającą idee mesjanizmu autor źle pojętych doktryn nie ma siły ani cierpliwości. Prawie nie wychodzi z domu – słońce mu szkodzi, a wieczorem nie znajduje dla siebie rozrywek. Ukrywa się w szafie, scrolluje internet, czasem dorabia jako strażnik (głównie w okresie jesienno-zimowym, gdy noce są dłuższe). Poluje na resztki krwi wyrzucanej ze szpitali jako niezdatna do użycia. Właściwie tyle. I jeszcze jedno – irytuje oraz doprowadza swoją obecnością do szału Łukasza.

 

Wypiór, Grzegorz Uzdański

 

Mężczyzna – śmiertelnik, poeta, hipster – wraz ze swoją dziewczyną Martą wynajmuje od jej wuja niedrogie mieszkanie w kamienicy w centrum Warszawy. Haczyk w umowie – zaszczyt-przekleństwo? Obecność współlokatora – autora „Dziadów” w stanie spoczynku. Marta, pracownica Muzeum Adama Mickiewicza, pisząca powieść „Towianka”, zafascynowana Towiańskim i romantyczną spuścizną, znosi tego trzeciego lepiej. Jednak Łukasz szaleje z zazdrości – jako niedoceniony poeta i jako kochanek. „[…] jeszcze ten trzeci. / Widać przecież, że Marta na Adama leci, / Jeśli nie seksualnie (jak się wciąż zastrzega), / To w sensie fascynacji na pewno” – diagnozuje, zresztą dosyć słusznie, bo przecież Mickiewicz jest „Taki mądry, genialny, taki smutno sexy”.

W Łukaszu kotłują się więc kompleksy, próbuje ignorować starszego kolegę po fachu, ale nie potrafi i obsesyjnie myśli o wampirzym współlokatorze. Patrząc na tę sytuację z dystansu, można by zaryzykować stwierdzenie, że badacze polskiej kultury i ludzie pióra (także Uzdański) dostają Mickiewicza jako współlokatora niejako w narodowym pakiecie, wraz z aktem urodzenia i obywatelstwem. „My z niego wszyscy”, ale i „My z nim wszyscy” – wobec niego, przeciw niemu, w wiecznej konfrontacji, od której nie da się uciec, bo wszystkie drogi zdają się prowadzić do romantyzmu.

Kisząc się w mickiewiczowskim sosie

W poemacie Grzegorza Uzdańskiego znajdziemy niewiele akcji, metafory też wcale nie ścielą się gęsto. Język jest raczej prosty, współczesny i niestroniący od kolokwializmów. Owszem, autor posługuje się trzynastozgłoskowcem i nawiązuje do Mickiewiczowskiej frazy, widać pewien rozmach niektórych opisów (zwłaszcza wyliczeń) nasuwających skojarzenia z „Panem Tadeuszem”. Uzdański jak gdyby uaktualnia strategię zastosowaną w eposie prawie 200 lat wcześniej – niespieszność, dygresje, prostota i przystępność dla współczesnego (czyli w przypadku „Wypiora” XXI-wiecznego) czytelnika. Żeby było ciekawiej na poziomie formy, niektóre fragmenty Uzdański zapisuje jak dramat, a inne – prozą (zwłaszcza listy Mickiewicza). Dowiadujemy się, jak krwiście przebiegała droga z trumną Mickiewicza ze Stambułu do Polski oraz jak Pigoń zdobywał dla swojego idola krew (a na marginesie można rozwiązać zagadkę, skąd badacz tyle wiedział o wieszczu). Otrzymujemy ponadto fragmenty dzieł młodej pary, wątpliwej wartości, a także coś jakby solilokwium rozliczającego się ze swojego stosunku do żony oraz dzieci Mickiewicza, również dalekiego od szczytu formy, ale przynajmniej szczerego i zdzierającego maski autokreacji.

Jest ciekawie, zabawnie, zrozumiale, chociaż… w planie współczesnym nie dzieje się wiele– akcja niespiesznie posuwa się naprzód, na horyzoncie niewielu nowych bohaterów, konflikty pulsują podskórnie, ale rzadko kiedy wybuchają. Można by powiedzieć – trójka kisi się we własnym sosie, lecz jak tu przyznać, że z Mickiewiczem pod jednym dachem może grozić nuda i zmęczenie sobą? A zresztą, para podświadomie zdaje sobie sprawę, że bardziej niż wieszcz nękają się wzajemnie oni sami – związek sypałby się i bez tego trzeciego, bez niego nawet bardziej, bo nie byłoby już na kogo zrzucić winę.

W szerszej perspektywie nasuwa się pytanie – czy bez Mickiewicza znaleźlibyśmy sobie jako społeczeństwo innego wampira? Czy to musiał być koniecznie on, czy tylko najbardziej pasował, bo przecież „tak pięknie o nieumarłych pisał” (parafrazując słowa napotkanej w 1855 roku wampirzycy)? Bez względu na odpowiedź dziś jesteśmy na Mickiewicza skazani, tak jak on – na nas. I nie wiadomo, kto ma gorzej.

Interesują Was, jak Uzdański przepisuje klasyków? Przeczytajcie recenzję „Nowych wierszy sławnych poetów”. Zajrzyjcie także do innych artykułów z pasji Czytam.