Wywiad z Margaret


Twoja poprzednia płyta „Gaja Hornby” zaczynała się mniej więcej od słów: „Utknęłam między chcę, w drodze do muszę”. Gdzie byłaś, pisząc nowy album?

  • Margaret: Kiedy nagrywałam „Gaję” stałam jeszcze po dwóch stronach barykady. Czułam, że wiele rzeczy mnie uwiera, że chcę robić coś nowego, ale jeszcze boję się. Natomiast mój najnowszy album to jest już totalne odpuszczenie. Na „Maggie Vision” Margaret nie boi się już wielu rzeczy.

„Te nuty to przebiśniegi – nie wiem, czy jest target ready” – tak z kolei rozpoczyna się „Maggie Vision”. Zastanawiałaś się, jak nową i odważną Margaret przyjmą słuchacze?

  • Nie, raczej nie. Pod pierwszymi singlami przeczytałam tylko kilka komentarzy w stylu: „Margaret robi teraz hip-hop, bo to się sprzedaje”, ale prawda jest taka, że ja tą moją nową płytą świadomie zrezygnowałam z pewnych pieniędzy. Do tej pory byłam mocno w popie, a zaczęłam eksperymentować z pobudek muzycznych i ambicji, które moim zdaniem nijak mają się do pieniędzy –  jest to bardziej skok na głęboką wodę, niż skok na kasę. Jestem pewna tego kierunku, bo sprawia mi on wiele radości. Zresztą patrzę na to jak na rozwój – czułam, że zaczynam się powtarzać, że chodzę już jakimiś utartymi ścieżkami, które mnie nudzą, a ja chcę muzycznie się rozwijać i robić nowe rzeczy. Czy target jest ready? Pytam trochę z przekąsem, ale też z nadzieją, że tak. Jestem artystką, która cały czas chce mieć swoich słuchaczy i mam nadzieję, że oni będą rozwijać się razem ze mną, ale chcę też otwierać się na nowych.

maggie vision margaret

Jakie uczucia towarzyszyły ci podczas nagrywania nowej płyty? Częściej był to – posługując się tytułami utworów – „Pure Fun” czy „Xanax”?

  • Trochę tego, trochę tego. Mój album jest słodko-gorzki. W ramach dojrzewania, zaczęłam być dużo bardziej świadoma rzeczy, które wokół mnie się dzieją. Już na „Gai” były momenty, kiedy we mnie buzowało, tylko teraz tego nie uciszam i nie przypudrowuję, ale z siebie wypluwam, bo mam ku temu powody. Ostatni rok to rok ogromnych zmian, które wywoływały wiele emocji i one oczywiście są na mojej płycie, ale są tam też emocje ze świata wokół. Także to, co dzieje się w Polsce – to, w jakim punkcie jesteśmy – też bardzo rezonuje ze mną, a ja po prostu mówię, jak się z tym czuję. Na „Maggie Vision” jest trochę muzycznej doliny, bo podczas powstawania tego albumu były momenty, które mnie dobijały i o których mówię w ciemniejszych wersach, ale też nie chciałam, by było na niej za dużo negatywnej energii – aktualnie jestem w bardzo dobrym miejscu w życiu, jestem szczęśliwa i żyję w harmonii.

Te momenty, o których wspominasz, rejestrujesz na bieżąco. Śpiewasz: „Nie wychodzę z domu bez notesu”.

  • Notes w iPhonie faktycznie jest moim przyjacielem. Zazwyczaj jest tak, że zapisuję jedno-dwa zdania, różne konteksty, które potem rozwijam w piosenkę. Wiesz co jest najlepsze? Notowanie rozmów i myśli wymienianych z drugim człowiekiem. Ale to też jest najtrudniejsze, bo ciężko w trakcie rozmowy się upilnować, żeby te wszystkie fajne rzeczy zapisywać. Zauważyłam, że właśnie w rozmowach padają szczere słowa i uwagi najbardziej w punkt. Kiedy siadam sama i zaczynam nad czymś rozmyślać – jaki rym dać do tego, a co powinnam zrobić tutaj – to zazwyczaj zaczynam się kręcić w kółko. Staram się więc jak mogę łapać momenty, gdy myśli przychodzą mi znikąd. Takie nieoczywiste i nie poddawane ocenie. Mnie to całe ocenianie, to, że żyjemy w świecie, w którym non stop oceniamy wszystko i siebie nawzajem, strasznie zamyka głowę.

addc the blond reedition margaret

A jak bardzo twoją głowę otworzył hip-hop? Na przykład w kontekście pisania nowych tekstów?

  • Hip-hop, język tej muzyki, bardzo mi pomógł. Ja bardzo szanuję swoją dotychczasową drogę, bo ta droga wiele mnie nauczyła – sama współpraca ze świetnymi producentami z całego świata naprawdę wiele mi dała. Ale zdaję sobie sprawę, że było to wszystko wygładzone i przypudrowane. Bardzo poprawne. Hip-hop jako gatunek jest natomiast dzisiaj bardzo otwarty, szczery i taki, wiesz, „in your face”, co bardzo mi pomogło opowiedzieć moją historię. Do tej pory pojawiało się wiele teorii spiskowych na mój temat, ja sama często na ten temat się nie wypowiadałam, bo nie wypadało, bo nie mogłam, a teraz ten hiphopowy język bardzo mi pomógł w wyrażaniu siebie. Co muszę jednak podkreślić, pod względem muzycznym nie chciałam robić czystego hip-hopu, absolutnie. Na „Maggie Vision” nadal są chwytliwe melodie, nadal czerpię z popu, ale w połączeniu z hiphopowymi inspiracjami i tymi kwaśnym tekstami, nabierają one u mnie zupełnie nowego wymiaru.
     

Czy „Maggie Vision” jest czymś w rodzaju twojej muzycznej terapii?

  • Tak, formy terapii i też pamiętnika. Te nowe piosenki są mocno na kontrze do tego, co się działo i robiłam kiedyś. Ja swoje stare piosenki co prawda nadal lubię i szanuję, absolutnie nie chcę ich przekreślać, bo to wszystko, co robiłam wcześniej, wiele mnie nauczyło, ale dopiero teraz zdobyłam się na totalne otwarcie i opowiadanie o swoim życiu. I ze świadomością, że sama mocno wystawiam się na ocenę innych. Co wcale nie było łatwe. Ale zauważyłam, że im bardziej się otwieram, tym mniej można mnie zranić, bo jestem już tak otwarta, że proszę bardzo, „try me”. Im częściej zrzucam z siebie te kajdany, tym bardziej czuję, że jestem lżejsza.

W zrzucaniu tego balastu pomaga na pewno pisanie piosenek po polsku. Kiedyś powiedziałaś, że musiałaś dojrzeć i jednocześnie nauczyć się posługiwać językiem polskim. Dzisiaj jak się z nim czujesz?

  • Bardzo dobrze! Ostatnio nawet zaczęłam coś tam robić po angielsku i muszę ci powiedzieć, że miałam takie poczucie, że… hmmm, no jakoś nie czuję tego mięsa (śmiech). Duża w tym zasługa świetnego nauczyciela – mojego partnera w życiu prywatnym, ale i muzycznym, czyli KaCeZeta. Ja od zawsze byłam bardzo wrażliwa na słowo i wcześniej nie robiłam swojej muzy po polsku, bo wiedziałam, że to będzie „krindżi”. Słuchałam dużo polskiej muzyki w radiu i dziwiłam się, że wielu artystów ma odwagę śpiewać po polsku, bo nie brzmiało to zazwyczaj dobrze. Dlatego też sama w to nie szłam, bo nie czułam, że wiem jak i że umiem to robić. Język angielski zawsze mi dobrze brzmiał, pracowałam też sporo za granicą z writerami, którzy mówili po angielsku, więc to było dla mnie bardzo naturalne.
    Dlatego cieszę się, że spotkałam na swojej drodze KaCeZeta, bo zawsze miałam ogromną chęć, żeby rozkminić, jak dobrze pisać po polsku – żeby to i dobrze brzmiało, i było ciekawe – a bardzo często kręciłam się wokół naszych różnych, językowych zasad. Na przykład transakcentacja, która nie jest niepoprawna. Ale dlaczego? Moim zdaniem transakcentacja jest świetnym środkiem wyrazu – o ile tylko dobrze się ją zrobi – i dzięki niej twoje słowa zaczynają zupełnie inaczej brzmieć. Z pomocą Piotrka udało mi się nauczyć wielu rzeczy, które do tej pory wydawały mi się poza zasięgiem.

gaja hornby margaret

Skoro już o wspieraniu mowa – w piosence „Fotel” śpiewasz: „Wybrałam swoją drogę, nikt nie jest moim mentorem”. A ja chciałbym cię zapytać o muzycznych idoli i wzorce, do których chcesz jako artystka dążyć.

  • To ciekawe, ja nigdy nie posiadałam idoli. Indyjski filozof Jiddu Krishnamurti, którego ostatnio czytam, pisał nawet, by nie mieć w życiu autorytetów, bo ich posiadanie jest lenistwem intelektualnym. Ja oczywiście inspiruje się wieloma rzeczami, mam ludzi, których podziwiam, i z których czerpię, ale nie ma w moim życiu kogoś, za kim pójdę artystycznie bez żadnych wątpliwości. Jak rapował Łona „Ty bądź uprzejmy mieć wątpliwość”. No i ja ją mam.

Czego w takim razie słuchałaś podczas pisania „Maggie Vision”? Na pewno Skepty, do którego nawiązujesz w „Roadsterze”.

  • Przede wszystkim dużo hip-hopu i r’n’b. Świetne jest na przykład to, co robi PRO8L3M, świetny jest Kukon…

...który znakomicie wypadł zresztą w twoim numerze „No Future”. Z kim jeszcze – oprócz słyszalnego na krążku Young Igiegi, Kizo, Otsochodzi czy Natalii Szroeder – robiłaś tę płytę?

  • Muszę zacząć oczywiście od KaCeZeta. Piotrek był głównym producentem całego materiału. Do kilku numerów zaprosiliśmy też innych bitmejkerów, bo mamy z Piotrkiem taką zajawę – tak też działamy w naszej wytwórni Gaja Hornby – że próbujemy wyszukiwać zdolnych dzieciaków.  Zdajemy sobie sprawę, że percepcja muzyczna lubi się starzeć i że w młodych jest siła, stąd na mojej płycie znalazło się trochę rzeczy od młodych zdolnych z podziemia. Przy piosence „Sold Out” zaprosiliśmy z kolei do współpracy brytyjskiego producenta, z którym miałam okazję pracować jeszcze za moich szwedzkich czasów.

A co było w nagrywaniu „Maggie Vision” najtrudniejsze?

  • Najtrudniejsze, jak to zwykle bywa, było mierzenie się z samą sobą. Z oczekiwaniami, z presją. Po prostu. Nic odkrywczego, ale to jest naprawdę blokujące w procesie twórczym. To poczucie, że coś jest niewystarczające, że powinno być lepsze. Wiesz, „same old story”. Ale jak dzisiaj patrzę na „Gaję” i na to, że było na niej sporo niepokoju, że dużo na niej często musiałam się stopować, żeby czegoś nie powiedzieć, żeby może komuś nie zrobić przykrości, albo może tak Margaret nie wypada – tak teraz czuję, że… już poszło. Dlatego też traktuję „Maggie Vision” jako najbardziej „mój” album dotychczas. To jest właściwie mój prawdziwy debiut. Jestem aż cała w emocjach, co będzie dalej.

Więcej artykułów o muzyce znajdziecie w pasji Słucham.

Zdjęcie i tekst: materiały wydawcy.

A w poniedziałek 15 lutego zapraszamy na spotkanie online z Margaret na naszym Facebooku. Początek godz. 18.