Bogactwo

W 2023 roku zachwyciło mnie bogactwo wyboru nowości książkowych, jakie znajdziemy na księgarnianych półkach. Wciąż zachwyca mnie to, że polskie przekłady ważnych dzieł dostajemy często kilka miesięcy po premierach książek w ich językach oryginalnych. Nagradzane powieści pojawiają się w polskich księgarniach zanim poznamy decyzje jury w kolejnych edycjach. I tak tuż przed finałem tegorocznego Bookera w moje ręce trafiła wspaniała powieść „Siedem księżyców Maalego Almeidy” Shehana Karunatilaki (tłum. Mariusz Gądek), którą oczywiście umieściłem w swoim tegorocznym TOP10.

Karunatilaka pisze jak lekko złośliwe i wyrodne dziecko Salmana Rushdiego - zachowując wszystko to, co w pisarstwie autora „Szatańskich wersetów” najlepsze i jednocześnie idąc w swoim kierunku. A kierunek to niezwykle oryginalny. Fakt, że obszerną i niełatwą w tłumaczeniu książkę lankijskiego pisarza dostajemy w niecały rok po uhonorowaniu go najważniejszą nagrodą literacką w anglojęzycznym świecie jest wart docenienia. Jeszcze niedawno było zupełnie inaczej.

Choć jak już jesteśmy przy temacie Bookera, to czekam, aż ktoś w końcu wyda „Milkmana” Ann Burns, powieść nagrodzoną w 2018. Jedyną - od połowy lat 90. - wyróżnioną tą nagrodą i niedostępną po polsku. Może doczekam się w 2024 roku? Kto wie. Wydanie powieści Burns zapowiadało wydawnictwo Art Rage. Wydawnictwo, które w tym roku sprawiło, że w księgarniach było dostępne dzieło aktualnego Noblisty, Jona Fossego. To, że Fosse kiedyś Nobla dostanie, było dla znawców i znawczyń literatury czymś oczywistym. Trzymano kciuki, by autor tylko dożył, bo życie prowadził w trybie nie oszczędzającym się.

Noblista z Norwegii

Udało się - Fosse dożył Nobla, a my mogliśmy sobie sprawić „Drugie imię. Septologia I-II”, w tłumaczeniu Iwony Zimnickiej. Dzieło trudne, wyłamujące się znanym nam tradycjom pisarskim, eksperymentalne i wymagające od czytelników naprawdę sporo. Nic więc dziwnego, że wiele osób odbiło się od tej książki jak samochód od barierki na drodze. Bolesne lądowanie zgotował wielu czytelnikom Fosse, ale gdy już ktoś się przełamał i wgryzł w to, jak pisze Norweg - czekała na niego naprawdę wielka, czytelnicza uczta.

Nowe przekłady wielkich dzieł

Dostaliśmy w tym roku fantastyczne, niezrównane przekłady wielkich, dawnych dzieł. Kaja Gucio przełożyła „Umiłowaną”, najważniejsze dzieło Toni Morrison, amerykańskiej pisarki, która w 1993 roku dostała literackiego Nobla. „Umiłowana” to opowieść o Sethe, zbiegłej niewolnicy, którą nawiedza duch jej zamordowanej, dwuletniej córeczki. Choć to książka, która ma już niemal czterdzieści lat, to czyta się ją jakby powstała wczoraj. Także dzięki przekładowi Gucio.

Tomasz S. Gałązka przełożył opowiadania („Pozostałe opowiadania”), a Martyna Tomczak „Pożegnanie z bronią” Ernesta Hemingwaya. Magda Heydel przetłumaczyła „Panią Dalloway” Virginii Woolf, a Maciej Świerkocki (ten od „Ulissesa”) „Nostromo” Josepha Conrada. Piotr Tarczyński dołożył do tego zestawu „Światłość w sierpniu”, a Maciej Płaza „Flagi pokrył kurz” Williama Faulknera. Jacek Dehnel prosto na grudzień ma dla nas „Opowieść wigilijną” Charlesa Dickensa. A to na pewno nie wszystko - nowe przekłady wielkich dzieł stały się w ostatnich latach bardzo ważną częścią oferty wydawniczej. Świat wokół nas się zmienia, język ewoluuje, a często okazuje się, że dawne przekłady były - delikatnie mówiąc - nieodpowiednie. Ciekawe, co za trzydzieści lat powiedzą przyszli nowi tłumacze i tłumaczki Faulknera, czy Hemingwaya.

Pisałem o wielkich dziełach, które dostajemy niemal kilka miesięcy po premierze. Nie inaczej jest z - trochę rozczarowującą - nową powieścią Orhana Pamuka, „Noce zarazy” w przekładzie Piotra Kawuloka, czy - spełniającą oczekiwania - powieścią Salmana Rushdiego, „Miasto zwycięstwa” (tłum. Jerzy Kozłowski). Jednak to nie tylko wielkie, epickie narracje przyciągnęły w tym roku moją uwagę. W dziesiątce najważniejszych dla mnie zagranicznych książek roku znajdziecie książki skromne, niewielkie, a uderzające czytelnika swoją mocą. Bo literatura nie zawsze potrzebuje objawiać się pod postacią sążnistego tomiszcza.

Wyróżnienia

Zanim przejdziemy do finałowej dziesiątki, czas na wyróżnienia. Książki, po które na pewno warto sięgnąć, to:

  • „Wielki krąg” Maggie Shipstead, (tłum. Justyn Hunia)
  • „Paradajs” Fernandy Melchor (tłum. Katarzyna Sosnowska)
  • „Małe preludia” Helen Gardner (tłum. Kaja Gucio),
  • „Berg” Ann Quin w przekładzie Jerzego Jarniewicza.
  • „Raj” Abdulrazaka Gurnaha (tłum. Krzysztof Majer),
  • „Pójdę sama” Chisako Wakatake (tłum. Dariusz Latoś),
  • „Szklany ogród” Tatiany Tibuleac (tłum. Kazimierz Jurczak),
  • „Straszliwą zieleń” Benjamina Labatuta (tłum. Tomasz Pindel),
  • „Przyjęcie” Natashy Brown (tłum. Martyna Tomczak),
  • „Już nie żyjesz. Historia bombardowania” Svena Lidqvista (tłum. Ewa Wojciechowska)
  • „Na okrągło. Sekretne życie roweru” Jody'ego Rosena (tłum. Bartłomiej Kaftan) „Zadziwienie” Richarda Powersa (tłum. Dorota Konowrocka-Sawa)

A te, po które jeszcze bardziej warto sięgnąć, to…

11. Joshua Cohen, „Rodzina Netanjahu”, tłum. Aga Zano

Początkowo z niechęcią myślałem o lekturze tej książki. Po co mi kolejna powieść o rozliczeniach z izraelską i żydowską historią? I do tego - straszyło mnie wydawnictwo - miała być to powieść zabawna. Nie jestem miłośnikiem „zabawnych” powieści. A jednak okazało się, że amerykański pisarz, rocznik 80', wciągnął mnie w porywającą opowieść o Rubenie Blumie, pierwszym wykładowcą żydowskiego pochodzenia na fikcyjnym uniwersytecie w Corbin, który ma gościć kontrowersyjnego izraelskiego historyka Bencijona Netanjahu. Powieść Cohena skrzy się jak najlepsze dzieła Philipa Rotha, a dla dociekliwych będzie fascynującą lekcją współczesnej historii Izraela i opowieścią o filozofii, historii i polityce. Wspaniała rzecz.
 

Rodzina Natenjahu
 

10. Zeruya Shalev, „Los”, tłum. Magdalena Sommer

Shalev jest pisarką doskonale znaną polskim czytelnikom.Jest to jedna z tych twórczyń, które w fascynujący sposób zagłebiają się w meandra ludzkiej psychiki, wrażliwe na emocje swoich bohaterów i bohaterek, umiejętnie łączące powieść obyczajową z tłem historycznym i wszystkim nam potrzebną dawką nadziei. „Los” to historia dwóch kobiet, które połączy ze sobą historia. Podobnie jak u Cohena to fascynująca lekcja izraelskiej i żydowskiej historii współczesnej.
 

Los Shalev
 

9. Adania Shibli, „Drobny szczegół”, tłum. Hanna Jankowska

Lista najlepszych książek roku bez Shibli zawsze będzie listą ułomną. Palestyńska pisarka również - jak Cohen i Shalev - pisze o historii i jej przecięciach ze współczesnością. Historia zgwałconej i zamordowanej w 1948 roku przez izraelskich żołnierzy Beduinki przeplata się z opowieścią o palestyńskiej współczesności. Shibli tka swoją powieść niezwykle uważnie, a wiele drobnych szczegółów jak odłamki rozbitego szkła, trafiają prosto w serca czytelników. Pisałem o „Drobnym szczególe”, że jest to „powieść jak skowyt”. Podtrzymuję.
 

Drobny szczegół
 

8. Fatma Aydemir, „Dżiny”, tłum. Zofia Sucharska

Z Izraela i Palestyny ruszamy do Stambułu, gdzie spotykają się wszystkie światy. W powieści Aydemir śledzimy (przez krótką chwilę) losy Turka, który w latach 70. wyemigrował za pracą do Niemiec i - a mamy lata 90. - w końcu dorobił się i kupił mieszkanie w mieście nad Bosforem. Roztaczająca się przed nim wizja spokojnej starości w otoczeniu rodziny i bliskości Błękitnego Meczetu, okazuje się fatamorganą. Nasz bohater bowiem umiera już na samym początku książki. A my będziemy śledzić historię oczami jego dzieci, żony, a także tytułowych dżinów. Jedna z najciekawszych powieści obyczajowych, jakie w tym roku czytałem.
 

Dżiny
 

7. Ismail Kadare, „Kronika w kamieniu”, tłum. Marek Jezierski

Bierzemy rozbieg i czas na niewielki skok na mapie. Przenosimy się ze Stambułu do Albanii. Powieść najsłynniejszego albańskiego pisarza dzieje się w czasie II wojny światowej, w jego rodzinnym mieście - Gijrokastrze. Kadare z pasją, stosując sztuczki realizmy magicznego, ale też dziecięce spojrzenie, przygląda się wojennym absurdom w mieście, które przechodzi z rąk włoskich w greckie, potem znowu we włoskie, by w finale wkroczyli do niego Niemcy. Jak mieszkańcy dostosowują się do tych zmian i czy odwieczne, kamienne miasto przetrwa? Czy zostanie przechowane jedynie jako mit w pamięci nielicznych, którzy przeżyją? A może jedno i drugie? To kolejna powieść na mojej liście, w której zajmujemy się problemem pisania historii. „Kronika w kamieniu” w oryginale ukazała się w latach 70. XX wieku, do nas trafia mocno spóźniona. Jednak znowu okazuje się, że wielka literatura się nie starzeje.
 

Kronika w kamieniu

 

6. Barbara Kinsgolver, „Demon Copperhead”, tłum. Kaja Gucio

Amerykańska pisarka sięga po wielką literaturę i sama tworzy wielką, wybitną literaturę. „David Copperfield” Dickensa to wydana w 1850 roku powieść obyczajowa, której główny bohater, półsierota zostaje odesłany przez ojczyma do szkoły z internatem, w której jest maltretowany przez nauczyciela. Po śmierci matki trafia do fabryki, w której pracuje z narażeniem życia i za marny grosz. W końcu ucieka do swojej ciotki... Kingsolver tworzy współczesną kopię powieści Dickensa. Jej bohater, Demon urodził się w rodzinie uzależnionej od narkotyków nastoletniej dziewczyny, która żyje w przyczepie campingowej. Przemocowy ojczym, opioidy i sąsiadka zastępująca matkę - Kingsolver pokazuje, że świat od czasów Dickensa zmienił tylko scenografię. Epicka powieść, która doskonale łączy fikcyjny romach z dokumentalnym, niemal reporterskim obrazem Stanów Zjednoczonych.
 

Demon Copperhead
 

5. Azar Nafisi, „Czytaj niebezpiecznie”, tłum. Dawid Czech

Uwielbiam książki o książkach, opowieści o czytaniu. Nafisi jest autorką jednej z najbardziej niezwykłych, wciągających opowieści o czytaniu, czyli „Czytając Lolitę w Teheranie”, gdzie razem z autorką, profesorką literaturoznawstwa i jej uczennicami, przyglądamy się temu jak literatura, nawet pisana w innych czasach i skierowana do innych czytelników, może być aktualna w zaskakującym, zupełnie innym świecie i czasie. I podobnie jest w „Czytaj niebezpiecznie”, w której Nafisi zauważa, że to, czego się boją wszystkiego dyktatury, to wolność myślenia, którą osiąga się wraz z czytaniem. Od słynnych „Szatańskich wersetów” Salmana Rushdiego, po powieści Toni Morrison i Jamesa Baldwina, Nafisi prowadzi nas przez literaturę współczesną jak przez wystawę w jakimś niezwykle wciągającym muzeum. W efekcie dostajemy książkę, która jest opowieścią nie tylko o czasach Nafisi, współczesnym świecie, Iranie, czy populistach w rodzaju Trumpa, a filozoficzną rozprawę o tym, czym jest wolność.
 

Czytaj niebezpiecznie

 

4. Jon Fosse,”Drugie imię. Septologia I-II”, tłum. Iwona Zimnicka

Arcydzieło literatury współczesnej. Książka dla tych, którzy cenią literaturę, która wymaga, męczy, ale w finale wynagradza za podjęty wysiłek. Fosse, norweski dramaturg, w „Septologii” tworzy dzieło o przyjaźni, wierze w Boga, przemijaniu, ale też o tym, jak ważne w życiu każdego z nas są drobne sprawy - radość z prowadzenia samochodu, czy ciepło ukochanego psa. Bezsprzecznie napisał Fosse jedno z najważniejszych dzieł w historii literatury. A brzmi ono na przykład tak: „miło będzie mieć psa, właściwie zawsze miałem ochotę mieć psa, ale kiedy byłem mały, matka nie chciała, żebym miał psa, i Ales też nie za bardzo chciała, żebyśmy mieli psa, a kiedy Ales odeszła, to właściwie przestałem już myśleć o tym, że fajnie by było mieć psa”.
 

Jon Fosse

 

3. Shehan Karunatilaka, „Siedem księżyców Maalego Almeidy”, tłum. Mateusz Gądek

Najwyraźniej lubię powieści, w których główny bohater umiera już na pierwszych stronach. Ale - w przeciwieństwie do kryminałów - nie znika z historii, a uczestniczy w niej na równych prawach z żyjącymi. Innymi słowy - lubię ludzi pośmiertnych. „Lincoln w Bardo” Saundersa, „Szatańskie wersety” Rushdiego - trzeba niczym nieskrępowanej wyobraźni, by opowiedzieć życie kogoś trochę martwego. I to się zdecydowanie udaje Karunatilakowi, który w „Siedmiu księżycach...” opowiada losy tytułowego fotografa wojennego. A jak fotograf wojenny, to musi być wojna. A jak fotograf, to muszą być poruszające obrazy. A jak to wszystko dzieje się na Sri Lance, to dostajemy sporą dawkę surrealizmu. Mimo humoru, ironii, zdań ostro wyciętych, jest to powieść dojmująco momentami smutna. Karunatilaka zabrał mnie w chyba najbardziej pasjonującą podróż tego roku.
 

Siedem księżyców Maalego Almeidy
 

2. Greta Thunberg i inni, „Książka o klimacie”, tłum. Michał Rogalski

Zaskoczone? Zaskoczeni? Już uzasadniam. Autorzy i autorki wielu wymienionych tu książek chcą nas zachęcić do zmian. Karunatlika pokazuje dramat wojny domowej, Kingsolver pisze dzieło z oczywistym moralnym przekazem, upominające się o dobro wykluczonych, Shibli przypomina, że wszystkim ofiarom należy się pamięć, a Nafisi analizuje to, czy literatura ma szansę stać się bronią lub zbroją. „Książka o klimacie” to właśnie książka o działaniu - w wyważony sposób pokazująca to, gdzie jesteśmy, skąd przychodzimy i dokąd możemy zmierzać, gdy uświadomimy sobie potrzebę zmian.

Jeśli czytanie jest umiejętnością, która ma nas uchronić przed złem (chyba w to wszyscy wierzymy), a książki są naszymi przewodniczkami po świecie pełnym komplikacji, to czytanie „Książki o klimacie” jest najlepszym tegorocznym pomysłem.
 

Książka o klimacie

 

  1. Hernan Diaz, Zaufanie”, tłum. Agnieszka Walulik

Rzutem na taśmę, ostatnia wielka amerykańska powieść, którą przeczytałem w tym roku. Niezwykła, monumentalna, wciągająca, niemal „porywająca” historia o ludziach, którzy choć mają pieniądze, to nikomu nie ufają. Hernan Diaz, znany polskim czytelnikom ze świetnej powieści “W oddali”, w “Zaufaniu” umieścił kilka opowieści, z których każda jest zwodnicza i każda podważa to, co przeczytaliśmy w poprzedniej. Doskonałe portrety, bohaterowie i bohaterki, którzy zapadają w pamięć. I twisty, przewrotki, nagle pojawiające się zakręty, czyli wszystko to, co miłośnicy i miłośniczki dobrej fikcji kochają. Diaz przypomina nam, że czytanie to zarówno oczekiwanie, że to, co napisano jest prawdą”, przy jednoczesnym poddawaniu się urokowi kłamstwa. Pisarz jest kłamcą i dlatego jest niebezpieczny. Trzeba jednak komuś zaufać. W tym roku zaufajcie Diazowi i sięgnijcie po jego niezwykłą powieść.
 

Zaufanie Herman Diaz
 

Czego się trzymać?

„Historia składa się z dziesiątek różnych wersji, a gdy okrzepnie do tylko jednej - umiera”, pisze libański pisarz Iljas Churi w przytaczanej przez Azar Nafisi powieści „Bab asz-Szams”.

W „Mieście zwycięstwa” Rushdiego Pampa Kampana, bliska bogom twórczyni nowego miasta, która jego obywateli wyhodowała z zasianych ziaren, mówi: „Nowi ludzie potrzebują opowieści, które im podpowiedzą jakimi są ludźmi (...). Wkrótce całe miasto będzie miało swoje opowieści, wspomnienia, przyjaźnie i zatargi. Nie możemy czekać całe pokolenia, aż stanie się miejscem prawdziwym”.

Żeby narodziło się nowe imperium, w którym nie dojdzie do rzezi, a kobiety „już nigdy nie będą musiały wchodzić na płonące stosy”, trzeba tworzyć opowieści pozornie niemożliwe - bez nich nie będziemy wiedzieć, jak to jest żyć inaczej. „Miastu służyło bogactwo jego fikcji”, pisze narrator powieści Rushdiego. „A było to dobre”, jakbyśmy powiedzieli sięgając do innej tradycji.

Wiara w literaturę jako narzędzie zmian łączy wszystkich autorów i autorki z mojej dziesiątki. To literatura wzbudzająca emocje, uruchamiająca zakazy, będąca elementem walki i łąmiąca bariery.

„Literatura zaczyna po prostu wtedy, gdy zaczyna mieć kłopoty”, pisze William Marx w eseju „Nienawiść do literatury” (tłum. Krystyna Belaid i Tomasz Stróżyński). Dodaje: „Literatura jest tym, co pozostaje, kiedy inne dyskursy zajęły cały teren”.

Gdy nic nam nie pozostanie, mamy wciąż literaturę. I tego się trzymajmy.

Więcej artykułów znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam