Persona nongrata

Maj ubiegłego roku, Festiwal Filmowy w Cannes. Po siedmiu latach „wygnania”, spowodowanego wypowiedziami o „zrozumieniu” idei Adolfa Hitlera, na imprezę powraca Lars von Trier. W Cannes premierę ma jego najnowszy film, „Dom, który zbudował Jack” z Mattem Dillonem w roli głównej. Tytułowy bohater, z zawodu architekt, przez ponad 12 lat morduje - w wymyślny, okrutny sposób - kobiety, mężczyzn i dzieci. W jedną z jego ofiar wciela się Uma Thurman. Obraz wzbudza w obecnych na pokazie widzach nie tyle kontrowersje, do których przecież duński reżyser na pewno wszystkich przyzwyczaił, ale przede wszystkim zniesmaczenie oraz swoiste poczucie bezsensowności jego stworzenia. „Podły film. Nie powinien powstać. Aktorzy również są tu winni” - napisał Roger Friedman, jeden z najwybitniejszych amerykańskich krytyków filmowych. „Obrzydliwy. Pretensjonalny. Wywołujący wymioty. Tortura. Żałosny” - tweetuje inny. Ponad stu widzów nie doczekuje końca filmu, wychodzą w trakcie. O von Trierze znów jest głośno.


Złote serce Larsa

A von Trier przecież zachwycał. Owszem, wzbudzał kontrowersje, ale wywołane nie mocno dyskusyjną przemocą na ekranie, ale trudnymi, uwierającymi widza filmami, o których dyskutowało się długo po wyjściu z kina. Zarzucano mu niezrozumiałą, lekko wydumaną nienawiść do Stanów Zjednoczonych, w których nie był ani razu, jednak jego sprawna, nieprzegadana krytyka konsumpcjonizmu, ludzkich wad i przywar sprawiała, że produkcje były światowymi hitami, a także nigdy nie dzieliły krytyków (i widzów) tak bardzo. Cała „Trylogia Złotego Serca” jest na to najlepszym dowodem: „Przełamując fale” zdobyło Grand Prix w Cannes w 1996 roku, a Emily Watson nominowana była do Oscara za wcielenie się w postać bogobojnej, uprawiającej „rytualną prostytucję” Bess McNeill. „Idioci”, swoista paralela artystycznych dokonań reżysera, nominowani byli do Złotej Palmy i Europejskiej Nagrody Filmowej, zaś „Tańcząc w ciemnościach”, popis talentu i wrażliwości Björk, obsypano nagrodami na całym świecie. Piosenka „The Sound of Music”, którego islandzka gwiazda była współkompozytorką, nominowana została i do Oscara, i do Złotego Globu. To właśnie na gali wręczenia Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej Björk pojawiła się w słynnej dzisiaj sukience-łabędziu. Warto w tym momencie wspomnieć, iż o burzliwych współpracach von Triera z aktorkami na planie - z Björk, Charlotte Gainsbourg, Nicole Kidman czy Kristen Dunst - krążą legendy. Jednak większość osób, z którymi współtworzył, wypowiada się o duńskim reżyserze pozytywnie, chociaż nie bez podkreślenia wyzwania, jakim jest podjęcie roli w jego filmie.
 

Domy rysowane kredą, czyli „Dogville” i (niedokończona) trylogia „Land of Opportunities”

Powodem, dla którego von Trier nigdy nie był w Stanach Zjednoczonych nie jest tylko fakt, że uchodzi za jednego z największych krytyków amerykańskiego stylu życia – panicznie boi się podróży samolotem. Sam zainteresowany twierdzi jednak, że wcale nie jest „antyamerykański”, a jego dzieła odczytywać można wielorako. „Jeżeli zastosowalibyśmy taką ocenę, to każdy film, w którym są gangsterzy, będzie antyamerykański” - tłumaczył w rozmowie z „The Independent” w 2005 roku, tuż przed premierą „Manderlay”, sequela „Dogville”. Obrazy składały się na trylogię „Land of Opportunities”, której ostatecznie reżyser nie dokończył - trzecia część „Washington”, ma jednak w przyszłości powstać. Główną bohaterką „Dogville” jest grana przez Nicole Kidman Grace Margaret Mulligan, uciekająca do małego miasteczka przed złymi „ludźmi w czerni”. Mieszkańcy godzą się ją przyjąć i udzielić jej schronienia w zamian za pomoc w codziennych obowiązkach. Z czasem jednak Grace zaczyna być traktowana jak niewolnica, a sprawy przybierają iście „vontrierowski” obrót. Emocje bohaterów, ich motywacje, rozterki oraz moralnie dyskusyjne czyny są dosłownie na pierwszym planie - scenografia ogranicza się bowiem do wyrysowanego kredą na podłodze planu domów i ulic oraz nielicznych rekwizytów. Aktorzy zachowują się jednak tak, jakby otaczały ich prawdziwe ściany i przedmioty, dając przejmujące, niemalże teatralne wrażenie. Von Trier nie epatuje tutaj ani przemocą, ani nagością, a mimo to - a być może właśnie dzięki temu - stawia widza przed szeregiem dylematów moralnych, sprawiając niemal fizyczny ból. Uczucia te zostają z nami jeszcze na długo po seansie, co jest chyba największą siłą filmów Duńczyka.

Dom, który zbudował Jack (DVD)

Przebłysk niewinności

Dokąd zmierza Lars von Trier? I, co więcej, czy chcemy podążać razem z nim, zastanawiając się, w jaki sposób zszokuje nas tym razem? A może wszystkie granice zostały już przekroczone, a wartość artystyczna postawiona pod zbyt dużym znakiem zapytania? Owen Gleibman z „Variety” stwierdza, iż duński reżyser musi odnaleźć „nową ścieżkę” i zachęca: obejrzyjcie jeszcze raz „Przełamując fale”, przypomnijcie sobie ten „błysk niewinności”, którym nas do siebie przyciągnął, zanim zachwycił cały świat. Gleibmanowi trudno odmówić racji - wiele wskazuje bowiem na to, że von Trier tak zapamiętał się w szokowaniu i testowaniu granic swoich odbiorców, iż wszystko to, za co ceniono go przez ostatnie 30 lat, niepokojąco blaknie.