Od pojawienia się mediów społecznościowych autorskie „ja” panoszy się zupełnie niesłusznie. Prawie wszyscy jesteśmy pisarzami i pisarkami, ogłaszamy mikrohistorie, opowiadamy wycinki rzeczywistości, przeżywamy życia mniej lub bardziej publicznie. Autobiografie - czasem bardzo intymne jak “Bezmatek” Miry Marcinów, niekiedy równie osobiste, ale podane z ironią jak “Rzecz, których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy, czy będące rebusem literackim jak “Nie ma” Mariusza Szczygła zdobywają nagrody, uznanie czytelników i czytelniczek, a po autobiografię sięgają pisarze i pisarki trzydziestoletni, którzy w mniej lub bardziej autobiograficznych formach opisują doświadczenie dzieciństwa na przełomie lat 80 i 90. Odautorskie „ja” nigdy nie miało się tak dobrze. Nasz wojeryzm również.

"Wybory zamordowanej miss"

Maggie Nelson w „Czerwonych fragmentach” przełożonych przez Annę Gralak prowadzi czytelników i czytelniczki przez życie swoje i swojej rodziny bez znieczulania sztuczkami, ale i nie bez wątpliwości. Bo czy można opisywać ból własnej matki, która po trzydziestu latach musi ponownie spojrzeć na zdjęcia swojej zamordowanej siostry? Co z dziadkiem, ojcem zamordowanej Jane? Nelson opowiada własne życie i to, co widzi, wiedząc, że stąpa po cienkim lodzie przekroczenia granicy ekspiacji i runięcia w dół, do szeolu bibliotek pełnych kiczu i manipulacji emocjami czytelników i czytelniczek.

„Czerwone fragmenty” choć odsłaniają niezwykle dużo z tragicznej historii Jane, niełatwego życia autorki i skomplikowanych relacji między życiem a śmiercią, towarzyszących rodzinie Nelsonów, to robi z gracją, chłodnym wdziękiem kogoś, kto próbuje analizować swoje życie nie będąc dla siebie przesadnie czułym. Jak przytaczany przez Autorkę Winnicott, który dał ludziom prawo do bycia „wystarczająco dobrymi”. Nelson jest „wystarczająco empatyczna”, „wystarczająco dobra”, „wystarczająco czuła”. I to sprawia, że „Czerwone fragmenty” są książką balansującą pomiędzy kroniką sądową, kryminałem, opowieścią rozliczeniową z własną rodziną, ale też opowieścią o trudnych, choć bardzo klasycznych miłościach.

Jane Mixer jest jedną z tych kilkuset białych dziewczyn, którymi uwielbia zajmować się amerykańska telewizja. Dlatego, że zostały bestialsko zamordowane, a procesy domniemanych morderców przekształciły się w spektakl, w którym każdy zajmował przewidziane dla niego miejsce. Zwłaszcza rodzina zamordowanej, która przed kamerami, w specjalnych programach poświęconych pamięci „bestialsko zamordowanej pięknej pani X” opowiadała o tym, jak pani X udzielała się w organizacjach charytatywnych i marzyła o lepszym świecie dla wszystkich. Nelson z brutalną szczerością odsłania mechanizmy tego rodzaju programów, które przypominają perwersyjne „wybory zamordowanej miss”.

Trudno autorce odmówić szczerości - opisuje przecież też własny udział w takim programie. Nelsonowie trafili do niego, gdy po ponad trzech dekadach od morderstwa Jane, okazało się, że analiza porównawcza DNA znalezionego na miejscu zbrodni, wskazała prawdopodobnego mordercę kobiety. Był to szczególny czas w życiu Maggie, która dopiero co skończyła pracę nad tomem poezji poświęconym ciotce, a przy okazji tegoż przekopała się przez materiały śledztwa w jej sprawie i sama obudziła od dawna już śpiące, rodzinne demony.

Czerwone fragmenty recenzja

Czym jest współcześnie śmierć?

Opowieść o ponownym śledztwie, sprawie sądowej i skazaniu zabójcy przeplatana jest historią o nieudanym związku autorki, jej relacjach z matką (te oczywiście są bardzo skomplikowane, czy ktoś kto pisze w ogóle ma nieskomplikowane relacje z matką?), ale to co najbardziej Nelson interesuje, to przyglądanie się temu, czym jest dla nas współcześnie śmierć, czy istnieje sprawiedliwość i jej „wymierzanie”, dlaczego mimo świadomości klisz i niebezpieczeństw dajemy się zaangażować w sytuacje, których powinniśmy uniknąć. Nelson nie pokazuje nam się jako osoba wyjątkowo mądra, ale ktoś kto mimo mądrości, dalej jest „zwykłym” człowiekiem dającym sobie prawo do błędów, zagubienia, niemądrości. Przy całej erudycji, nienadużywanej zresztą w „Czerwonych fragmentach” i dawkowanej z rozsądnym umiarem, Nelson opowiada swoje życie nie kreując się na specjalistkę od niego.

Nelson konfrontacje nas jednak z obrazami - opisuje szczegółowo zdjęcia zamordowanej pokazywane na sali sądowej, przedstawia relacje świadków, ale prowadzi też czytelnika na drinka z sobą samą i jej znajomymi. To różnorodność rejestrów i obrazów, które niekoniecznie mają służyć odkryciu wielkich prawd, za którymi nie stoi nachalny dydaktyzm a opowieść o „normalnym” życiu, jest lekturą niezwykle pasjonującą. Jak pisze Nelson, czasem chcąc „niczym Edyp wyruszyć w podróż szlakiem wiodącym ku objawieniu jakiejś pierwszej zbrodni, pierwszej prawdy”, gubimy ścieżkę i uciekamy w las. A czasami „nagle nie sposób odróżnić ścieżki od lasu”.

Banalność nawet wyjątkowego losu

Takie książki rodzą się z pragnienia niemożliwego, z próby wyjścia ponad jednostkowe doświadczenia do czegoś uniwersalnego. Autorzy i autorki często mamią nas obietnicą, że to co im się przytrafiło, może służyć jako metafora jakiegoś doświadczenia zbiorowego, uniwersalnego. Tylko dlaczego czytelnicy rzadko mają takie poczucie w swoim życiu? Czy uniwersalne metafory przytrafiają się tylko pisarzom i pisarkom? Nelson przypomina o eseju Joan Didion, zaczynającego się od słynnego i pięknego zdania: „Opowiadamy historie, żeby żyć”. Esej amerykańskiej pisarki kończy się jednak refleksją, że „jak dotąd pisanie nie pomogło mi zrozumieć, co to znaczy”.

Opowieści można dać początek, można nawet jak Julian Barnes znaleźć kilka jej początków, ale czy wiemy dokąd nas doprowadzi i pozwoli uchwycić życie na nowo? Nelson pokazuje, że nawet traumatyczne rodzinne doświadczenie widziane oczami intelektualistki-erudytki niekoniecznie daje się przerobić w uniwersalną metaforę. To są takie fragmenty, które możemy dla siebie chwytać, bez poczucia, że nasze życie jest bardziej zwyczajne. Bo to książka o banalności nawet wyjątkowego losu.

Przy tej okazji warto przypomnieć - o tej książce warto przypominać zawsze - o “Argonautach” (przekład Kaja Gucio), książce w której pokazuje jak teorie feministyczne zderzają się z rzeczywistością, w której daje sobie ponownie prawo do błądzenia i rozpoznawania świata po omacku. Mądrzy ludzie niepewni własnej mądrości to chyba najlepsi autorzy i autorki na świecie. Prosi się nie przegapić, czytać i brać dla i do siebie.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.