Łysa głowa z charakterystycznym kodem kreskowym, dobrze skrojony garnitur i garota schowana w kieszeni. Tę postać dobrze kojarzą wszyscy miłośnicy gier wideo. Agent 47 przez lata stał się prawdziwą ikoną gier wideo i dzisiaj spokojnie można go ustawić w jednym szeregu z Larą Croft z „Tomb Raidera” i Master Chiefem z „Halo”. I nie bez powodu.
Seria „Hitman” to jeden z tych fenomenów branżowych, które po prostu nie chcą się zestarzeć. Od czasu premiery pierwszej części minęło ponad 20 lat, a gracze wciąż chętnie wracają do tych gier, by po raz kolejny wykonać zabójcze zlecenia. Świeżo wydany „Hitman 3” pokazuje, że twórcy z jednej strony nie boją się wprowadzać do swojego dzieła nowych rozwiązań, z drugiej jednak stawiają na elementy znane fanom od początku. Pozostaje więc pytanie – co jest w tej serii takiego wyjątkowego, że pomimo upływu lat wciąż przyciąga do siebie kolejne rzesze fanów?
Ulubieniec graczy
Kultowy cykl skradanek został stworzony przez duńskie studio IO Interactive – pierwsza część pt. „Hitman: Codename 47” ukazała się w 2000 roku. Od tamtego czasu seria doczekała się aż 10 gier, w tym również wersji na urządzenia mobilne. Podczas rozgrywki gracz wciela się w postać Agenta 47 – bezimiennego płatnego mordercy, który przyjmuje kolejne kontrakty i wykonuje swoje krwawe zadania w najcichszy możliwy sposób. W końcu zbrodnia doskonała to taka, w której nie ma żadnych podejrzanych, a samo zajście do złudzenia przypomina nieszczęśliwy wypadek.
Pierwsze cztery części (z których ostatnia – „Hitman IV: Krwawa Forsa” – ukazała się w 2006 roku) uznawane są przez fanów za klasyczne odsłony serii. To właśnie w nich zarysowano podstawowe mechaniki rozgrywki, które zostały z nami aż do dzisiejszego dnia. Do tego mogliśmy lepiej poznać Agenta 47: jego charakter oraz tajemniczą przeszłość. Szybko okazało się, że Hitman nie jest tylko bezwzględnym mordercą na zlecenie, a jego plany niekoniecznie muszą zgadzać się z interesami pracodawców.
Hitman powraca
Po „Krwawej forsie” Agent 47 mógł udać się na zasłużone wakacje. Kolejna część – „Hitman: Rozgrzeszenie” – ukazała się dopiero w 2012 roku i spotkała się ze stosunkowo pozytywnymi reakcjami od fanów i recenzentów. Jednak prawdziwa rewolucja nastała nieco później.
W 2016 roku seria doczekała się miękkiego rebootu – numerację rozpoczęto od nowa, kolejną część zatytułowano po prostu „Hitman”, a gra wychodziła w epizodach (podobnie jak „Life is strange” czy „The Walking Dead” od Telltale Games). Pomimo tak dużych zmian, to wciąż był stary, dobry Agent 47, którego gracze powitali z uśmiechem. Kolejne części ukazywały się regularnie: „Hitman 2” w 2018 i „Hitman 3” w 2021 roku.
Piaskownica pełna możliwości
Patrząc z perspektywy czasu na pierwszą część „Hitmana”, największe wrażenie robi rewolucyjność tego tytułu. Deweloperom z IO Interactive udało się stworzyć wciągającą i przemyślaną skradankę w czasach, gdy ten gatunek (przynajmniej w znanej nam formie) dopiero raczkował. Już od samego początku gracze otrzymali wszystkie mechaniki, które stały się z czasem nieodzownymi elementami serii. Przede wszystkim – pełna wolność w wykonywaniu kolejnych zadań. Mogliśmy zamienić „Hitmana” w grę akcji i eliminować kolejne cele głośno i z karabinem w rękach. Jednak było to nie tylko źle oceniane przy podsumowaniu misji, ale też zwyczajnie nudne.
Geniusz „Hitmana” objawia się w pełnej krasie, gdy staramy się każdą misję przejść możliwie jak najlepiej – pozostając cały czas niezauważonym i bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Nigdy nie ma jednej słusznej drogi do zwycięstwa. Od samego początku misji gracz musi kombinować, szukać kolejnych rozwiązań, a niejednokrotnie improwizować, żeby wykonać zadanie. Możemy wejść w bezpośrednie starcie z wrogami, którzy stoją nam na drodze, ale to zazwyczaj najgorsza dostępna opcja. Może lepiej przekraść się za ich plecami? Odwrócić ich uwagę, żeby opuścili dane pomieszczenie? Ogłuszyć jednego z nich, gdy nikt nie patrzy i ukraść mu ubranie, dzięki czemu przemkniemy niepostrzeżenie? A może po prostu warto obrać inną drogę do celu?
Zlecenia w „Hitmanie” to w zasadzie zbiory małych zagadek, które musimy rozpracować – a rozwiązań zawsze jest przynajmniej kilka. Którędy wejść do budynku? Co zrobić, żeby nikt nas nie zauważył? Gdzie znajduje się nasz cel? W jaki sposób najlepiej się go pozbyć? Z czasem takich mikrodecyzji przybywa, a opracowanie planu, w którym wszystko się udaje, a my zyskujemy na koniec misji najwyższą ocenę, zawsze wywołuje ogromne emocje.
Tak zaprojektowany gameplay sprawia masę frajdy i zachęca do powtarzania kolejnych misji i odkrywania nieznanych nam wcześniej sposobów na ich ukończenie. Od lat IO Interactive mocno stawia na ten aspekt zabawy – chociażby za sprawą sieciowych wyzwań, gdzie gracze mogą rywalizować ze sobą na konkretnych mapach. Dzięki temu nawet najbardziej oddani fani, którzy znają wszystkie misje na pamięć, mają co robić.
Fabuła w „Hitmanie”
Być może narażę się fanom serii, ale uważam, że fabuła w „Hitmanie” od samego początku pełniła raczej drugorzędną rolę, a liczył się przede wszystkim gameplay. Widać to chociażby w „Krwawej forsie”, gdzie cała gra opiera się na retrospekcjach z najciekawszych zleceń Agenta 47. Podobne podejście zdają się mieć twórcy serii: przy premierze „Hitman: Rozgrzeszenie” pojawiły się głosy krytyczne, według których zbyt rozbudowana historia zaczęła negatywnie wpływać na wolność gracza podczas wykonywania zleceń. IO Interactive posłuchało i skupiło się na sandboksowym aspekcie rozgrywki – do tego stopnia, że kolejne misje były osobnymi epizodami, które można było spokojnie ogrywać bez znajomości pozostałych.
Jednak nie oznacza to, że aspekt fabularny w „Hitmanie” jest słaby – gra przede wszystkim błyszczy w skali mikro. Każda misja to w końcu niewielka historyjka, na którą mamy realny wpływ. Duża część zabawy w najnowszych odsłonach serii opiera się na obserwacji otoczenia, podsłuchiwaniu NPC-ów i wyławianiu tych informacji, które są kluczowe i mogą nam się przydać podczas wykonywania zlecenia. Fabuła w tym przypadku stanowi wsparcie dla rozgrywki i sprawdza się w tej roli świetnie.
Przede wszystkim – wyzwanie
To, co może zaskakiwać nowych graczy, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z serią od klasycznych części to poziom trudności. „Hitman” przez lata miał stosunkowo wysoki próg wejścia, rzadko wybaczał błędy i doceniał u graczy kreatywność oraz strategiczne myślenie. Stąd tak duża popularność poradników, w których doświadczeni fani pokazują najlepsze sposoby na wykonanie misji.
Najlepszym sposobem, by obecnie zapoznać się z serią są części wydane już po reboocie marki, począwszy od „Hitmana” z 2016 roku. Deweloperzy wprowadzili do serii kilka rozwiązań, które ułatwią start niedoświadczonym zabójcom. Najważniejszą z nich jest Instynkt naszego bohatera, który ułatwia nam zlokalizowanie na mapie kluczowych elementów. Pod względem fabularnym spokojnie można zacząć zabawę od „Hitmana 3” z 2021 roku.
Do zobaczenia Agencie 47
„Hitman” wciąż pozostaje jednym z najświeższych i najciekawszych doświadczeń, po jakie mogą sięgnąć gracze. Współczesny „Hitman” zachwyca podobnie, jak pierwowzór w 2000 roku – to piękna pod względem wizualnym, wymagająca i inteligentna produkcja, od której nie sposób się oderwać. Warto na własnej skórze przekonać się, dlaczego fani tak bardzo kochają Agenta 47. I liczyć, że za kilka lat ukaże się kolejna część.
Więcej podobnych artykułów znajdziesz w dziale Gram na Empik Pasje!
źródło zdjęć: materiały promocyjne IO Interactive
Komentarze (0)