Izolacja fascynuje filmowców od zarania. Klaustrofobiczne przestrzenie wpływają przecież na odczucia widza. Ograniczona możliwość manewru bohatera świadczy najczęściej o tym, że jest w niebezpieczeństwie. Nic dziwnego, że gatunkiem, który najchętniej sięga po takie rozwiązanie, jest horror. Kiedy nie ma możliwości ucieczki, rodzi się pole do - najczęściej bardzo krwawej - konfrontacji z zagrożeniem. Ale żeby widz uwierzył, że ekranowa postać faktycznie znalazła się w potrzasku, trzeba się porządnie nagłówkować. Formuła domu na pustkowiu wyzuła się już do cna. Współczesnej publiczności do satysfakcji trzeba znacznie więcej. Na szczęście filmowcom pomysłów nie brakuje. Przeczytajcie o najciekawszych konceptach!

 

Bohaterowie zamknięci na łodzi, w mieszkaniu czy w... sądzie

Na początku swojej drogi kino naturalnie osadzało bohaterów w jednej przestrzeni. Film był traktowany jako przedłużenie teatru z jego jednością miejsca, czasu i akcji. Dopiero po wprowadzeniu montażu zaczęto czerpać frajdę z przemieszczania się postaci. Trzymanie się kurczowo jednej lokacji uchodziło w pewnym momencie za obciach: świadczyło o małej wyobraźni twórców albo o niskim budżecie produkcji, której nie stać na zmiany plenerów.


Rear Window (brak polskiej wersji językowej) (DVD)

Dopiero w latach 40. klaustrofobiczne kino przeżyło renesans, który zawdzięcza Alfredowi Hitchcockowi. Brytyjczyk miał nie tylko rewelacyjne pomysły na stworzenie sytuacji, w których postacie nie mogą się ruszyć, ale też potrafił dzięki nim obnażyć prawdę o naszych instynktach. Zafascynowany psychoanalizą reżyser w 1944r. zaadaptował opowiadanie Johna Steinbecka „Łódź ratunkowa”, w której bohaterami są rozbitkowie dryfujący po oceanie. Przesiąknięty nastrojami II wojny światowej Hitchcock skupił się na pokazaniu, do czego zdolni są ludzie w sytuacji granicznej, kiedy kończą się zasoby wody i jedzenia, a z nieba leje się niemiłosierny upał. Zgodnie z tradycją, twórca pokazał się na chwilę na ekranie. Nie mógł dołączyć do rozbitków, więc widzimy go w przypadkowo ocalałej gazecie na zdjęciu przed i po odchudzaniu (twórca przeszedł wtedy rygorystyczną dietę).

 

W „Sznurze” (1948) według sztuki Patricka Hamiltona koncept wydaje się mało oryginalny, bo zamkniętą przestrzenią jest mieszkanie, w którym odbywa się przyjęcie. Rzecz w tym, że najemcy nie mogą na krok opuścić lokum z obawy, że goście odkryją zawartość skrzyni, pełniącej jednocześnie rolę stołu. A w środku spoczywa zamordowany przez organizatorów rautu młody mężczyzna. Z kolei w „Oknie na podwórze” (1954), adaptacji opowiadania Cornella Woolricha, bohater grany przez Jamesa Stewarta nie może się poruszać ze względu na uszkodzoną nogę. Kiedy staje się świadkiem morderstwa w domu sąsiadów, rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Hitchcock restrykcyjnie przestrzegał w tym filmie zasady, że całość świata przedstawionego oglądamy tylko z perspektywy tytułowego okna. Zaledwie w kilku ujęciach kamera wychodzi poza nie. Ten koncept pozwolił mistrzowi pokazać, że to nie tyle przestrzeń nas ogranicza, co nasze własne możliwości.

Choć po Hitchcocku filmowcy regularnie wracali do zamkniętych przestrzeni, trudno mówić o boomie na taką formę scenerii. Złotymi głoskami w historii kina zapisały się przede wszystkim dramat sądowy „Dwunastu gniewnych ludzi” (1957) oparty na przedstawieniu Reginalda Rose’a, w którym ława przysięgłych debatowała nad winą oskarżonego chłopaka z nizin, i „Lśnienie” (1980) Stanleya Kubricka według bestsellera Stephena Kinga, w którym rodzina ma spędzić zimę w odciętym od świata nawiedzonym hotelu. I w tym dziele zagrało wszystko: we wnętrzu szalał psychopatyczny mąż o ciele Jacka Nicholsona, na zewnątrz - równie bezwzględna natura. Potrzask bohaterów był dojmujący.


Klub winowajców. Kolekcja VHS (DVD)

Interesująco zamkniętą przestrzeń wykorzystał także John Hughes w „Klubie winowajców” (1985). Bohaterowie są uwięzieni w szkole, do której muszą przyjść w ramach kary w sobotę. Zderzenie postaci dało reżyserowi możliwość pokazania przepaści społecznej, jaka dzieli mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Świetnie widać to w pozornie przeciętnych scenach, choćby spożywania drugiego śniadania. Dziewczyna z bogatego domu przynosi na nie sushi, szkolny osiłek bogatą w proteiny gigantyczną kanapkę, odstająca od wszystkich dziewczyna łączy cukier z tostami, a lokalny twardziel nie ma ze sobą nic, co mówi o jego sytuacji wszystko.

 

Czemu służy izolacja bohaterów?

W „Dwunastu…” i „Klubie…” zamknięta przestrzeń służy przede wszystkim skonfliktowaniu bohaterów, wyostrzeniu pojedynku na racje, zarysowaniu różnicy i wzajemnych wpływów, jaki na siebie mają, kiedy lepiej się poznają. Dopiero dekada lat  90. przyniosła ożywienie formuły w kinie stricte rozrywkowym, co spowodowały przemiany technologiczne. Kurczące się kamery nie wymagały od twórców dużych połaci do rozstawienia sprzętu. Wystarczył zaledwie skrawek podłogi dla operatora.

I tak już w 1994r. do kin wchodzi „Speed: Niebezpieczna prędkość” z Keanu Reevesem i Sandrą Bullock, w którym bohaterowie są uwięzieni w pędzącym z zawrotną prędkością autobusie. Jeśli zwolni, zamachowiec zdetonuje ładunek wybuchowy zamocowany u podwozia. Pełne napięcia kino ściągnęło do kina tłumy. Producenci połakomili się na sequel (1997), który osadzili w łodzi.

 


Cube (brak polskiej wersji językowej) (DVD)

Hitem był również horror „Cube” z 1997r., którego akcja działa się w tytułowym sześcianie - bohaterowie wędrowali z jednego pomieszczenia do drugiego, a w każdym czyhała na nich śmiercionośna pułapka. Utrzymany w cyberpunkowej stylistyce film dobrze korespondował z niepokojami społecznymi wywołanymi coraz bardziej zapełniającą nasze życia technologią i zbliżającym się millenium.

Już w nowym stuleciu na błyskotliwy pomysł wpadł Joel Schumacher, który w „Telefonie” (2002) zamknął bohatera w budce telefonicznej (czy ktoś je jeszcze pamięta?). Na celowniku trzymał go snajper. Twórcom udało się utrzymać uwagę widza dzięki znakomitej kreacji Colina Farrella. Bo w tego typu filmach, w których przez ponad 90 minut patrzymy na jedną i tę samą twarz, najważniejszy jest wyrazisty i magnetyczny aktor. Dlatego w one-man-show grają najwięksi: w „Pogrzebanym” (2010), którego akcja rozgrywa się w… trumnie, podziwiamy popisową kreację Ryana Reynoldsa, we „Wszystko stracone” (2013) po oceanie samotnie dryfuje fantastyczny Robert Redford, a w „Locke” (2013) dajemy się porwać Tomowi Hardy’emu w długą podróż - akcja dzieje się wyłącznie w samochodzie.

 


Życie Pi (DVD)

Zamknięta przestrzeń posłużyła również filmowcom do tworzenia dramatów wysokiej artystycznej próby. W „Życiu Pi” (2012) Ang Lee na łajbie umieszcza chłopaka i tygrysa. A my w przejęciu oglądamy, jak układa się ich koegzystencja. Lee wypakował adaptację powieści Yanna Martela religijnymi odniesieniami i swoją filozofią. Choć wrogowie walczą o każdy centymetr powierzchni, nie wiemy, czy zwierzę jest prawdziwe, czy tylko personifikuje wewnętrzny strach bohatera.
Z kolei w „Pokoju” (2015) Lenny’ego Abrahamsona psychopata trzyma w zamknięciu młodą kobietę i jej syna, który nie zna świata poza tym więzieniem. Matka tłumaczu mu, że poza murami życie nie istnieje, tworzy spójną narrację na temat sytuacji, w jakiej się znaleźli. Abrahamson bada, jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć w miłości do dziecka, a także śledzi drogę przez niemożliwą adaptację do wolności.

Ale oczywiście formuła zamknięcia to wciąż domena kina rozrywkowego. Choć na horrorze „Frozen” Adama Greena można wieszać psy i wyrzucać mu toporność i - nomen omen - koszmarną grę aktorską, to nie można mu odmówić ciekawego wykorzystania przestrzeni. Twórca więzi swoich bohaterów… na krzesełku na wyciągu narciarskim. I nie brakuje mu pomysłów, jak skomplikować ich sytuację jeszcze bardziej. Zejście okazuje się niemożliwe, bo w kablach wciąż płynie prąd, a na dole czyhają spragnione ludzkiego mięsa wygłodniałe wilki. Czekania na ranek, a z nim ponowne otwarcie wyciągu, też nie jest rozwiązaniem, bo temperatura gwałtownie leci w dół.

A to dopiero początek problemów! I właśnie „Frozen” jest najlepszym dowodem na to, że przy odrobinie wyobraźni zamknięta przestrzeń może stać się polem wspaniałej zabawy!

 

Robienie filmów w czasie kwarantanny

Uwięzionym przez pandemią filmowcom izolacja już zdążyła posłużyć za inspirację. TVP emituje serial „Będzie dobrze kochanie” o Justynie (Wiktoria Gąsiewska) i Arturze (Filip Gurłacz), którzy tuż przed ślubem zostali rozdzielenie przez coronavirusa. On utkwił w Australii, ona mieszka w Polsce. Czy młodym uda się utrzymać związek przez komunikator? Twórcy - Bartosz Kubera u Krzysztof Gureczny - zapowiadają wzruszenia i uśmiechy.
Na komedię postawił Robert Górski, twórca głośnego „Ucha prezesa”. Wraz z żoną, Moniką Sobień-Górską przygotowali serial „Państwo z kartonu”, do którego zdjęcia powstały z użyciem smartfonu. Małżeńskie rozterki czasu pandemii można oglądać w Telewizji WP.
Poświęcony tematowi serial „Social Distance” zapowiada też Netflix. Będzie za niego odpowiedzialna ekipa „Orange Is the New Black”. Będzie powód, żeby nie wychodzić z domu!