Mały Frank – marzący o karierze architekta, nieustannie podejmuje próby tworzenia rozmaitych konstrukcji i stawiania wyjątkowych budowli. Przygląda się temu doświadczony, nieco skażony rutyną jego dziadek architekt, również Frank, który nie pała entuzjazmem do nowatorskich, nieco zwariowanych pomysłów wnuka. Wręcz podważa ich sens i neguje przydatność.

Na szczęście są miejsca, takie jak Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku, które nawet największych sceptyków są w stanie zarazić entuzjazmem do tego, co odmienne od tradycyjnych konceptów. I tak właśnie dzieje się, gdy starszy Frank z młodszym Frankiem odwiedzają tę znaną na całym świecie świątynię sztuki.

Kontakt z niezwykłymi projektami rozpala wygaszony entuzjazm dziadka i budzi chęć do wspólnych architektonicznych eksperymentów z wnukiem. Nagle okazuje się, że to, co jeszcze niedawno budziło zachwyt młodego Franka i sceptycyzm starszego, teraz jednoczy obu fachowców, którzy wspólnie rzucają się w wir pracy.

„Młody Frank architekt”, jak na książkę o sztuce, którą z pewnością jest architektura, przystało, nie ogranicza się do słów. Wprost przeciwnie. Frank VIva stawia na obraz, który tu dominuje i mówi znacznie więcej, niż pojedyncze zdania zamieszczone na dużych, utrzymanych w kilku barwach stronicach.

Wygląda na to, że nareszcie ktoś dostrzegł wagę edukacji architektonicznej młodego pokolenia. I dobrze, bo do tej pory był to temat nieobecny, zarówno w programie szkolnym, jak i literaturze.