Jakież było zdziwienie młodych czytelniczek, że tytułowych bohaterów przedstawiono wcale nie na scenie, a w… wannie, pod prysznicem, na krześle, przed lustrem – i to w dość skąpym odzieniu. Nim zaskoczenie ustąpiło miejsca rozbawieniu (a stało się to w mgnieniu oka), dziewczynki przekonały się, jakie sytuacje mogą wyniknąć z używania słów, które mają wiele znaczeń. Bo choć w przypadku filharmoników pierwszym skojarzeniem nasuwającym się na dźwięk słowa „stroić” jest oczywiście sytuacja, w której muzycy szykują instrumenty do występu, to autorka spłatała czytelnikom psikusa – i samym filharmonikom pewnie też. Opisała, a ilustrator pięknie pokazał – z humorem i swadą – jak, krok po kroku, przebiega szykowanie się – nie skrzypiec, altówek czy kontrabasów – do koncertu.

Wspomniana już scena w łazience to tylko jedna z wielu, które bawią, a niektórych być może zawstydzą. Pani śpiewająca w wannie czy zasypująca się talkiem, pan golący się przed lustrem czy wciągający bokserki lub slipki, pani zakładająca pończochy i zapinająca stanik – nieczęsto może mały czytelnik zobaczyć to w książce. A szkoda, bo tak przecież wygląda codzienne życie, a ukazanie go – na wesoło, pozwala odczarować różne mity i wyobrażenia. Bo przecież widząc bardzo poważnych muzyków w bardzo eleganckich strojach, na znakomitej scenie, raczej czujemy dystans. Wydają się tacy odlegli i wyniośli… dopóki nie sięgnie się po tę książkę.

Od pierwszego przeczytania i obejrzenia tej książki – bo ilustracje są w niej niemniej ważne, niż tekst, jestem jej wielką fanką – i nie tylko ja. Bardzo lubię, gdy twórcy literatury dziecięcej podchodzą do swojej pracy profesjonalnie, ale z dystansem. Wtedy właśnie rodzą się takie perełki jak „Filharmonicy się stroją”. I tylko trochę się martwię, jak będzie podczas wizyty w filharmonii…

Ewa Świerżewska