Film dokumentalny pełni dziś ważniejszą rolę niż kiedykolwiek. W czasie gdy zewsząd zalewają nas fake newsy, gdy kolejne rządy nie chcą dopuszczać dziennikarzy w niewygodne dla nich miejsca, to właśnie dokumentaliści mają czas i przestrzeń, żeby zdobyć unikalny materiał oraz pokazać złożoność problemów świata. A Millenium Docs Against Gravity daje gwarancję, że zobaczymy prawdę i to pokazaną w ciekawy sposób. Co udało mi się zobaczyć podczas pierwszych dni festiwalu?

Co widać z balkonu?

Kiedy usłyszałam, że Paweł Łoziński pokaże film, który nakręcił ze swojego balkonu, pomyślałam, że to jedno z tych dzieł, których format wymusiła pandemia. Jednak nie – film zaczął powstawać trzy lata temu. Paweł Łoziński szukał pomysłu na kolejny dokument, kiedy siedząc na balkonie zaczął zwracać uwagę na strzępy rozmów przechodniów. Postanowił więc postawić kamerę na balkonie od strony chodnika, na ogrodzeniu zamontował mikrofony i zacząć nagrywać. Początkowo myślał, że „film nagra się sam”, jednak takie „podsłuchane” fragmenty nie budowały żadnej narracji ani struktury. Postanowił więc wkroczyć do akcji. I tak zaczał powstawać „Film balkonowy”.

Film balkonowy rezyseria Pawel Lozinski

Kadr z „Filmu balkonowego” w reżyserii Pawła Łozińskiego.

Reżyser usiadł obok kamery i zaczepiał przechodniów. O co ich pytał? Jak mija dzień, co u nich słychać, jaki jest sens życia. Przechodnie, jedni mniej i inni bardziej chętnie, podchodzili, zadzierali głowę do góry i opowiadali. Z tych rozmów wyłania się obraz trosk, marzeń, przemyśleń. Jednak nie ma on nic wspólnego z sondą uliczną. Bohaterowie powracają, zmieniają się pory roku, mamy dostęp do ich życia w różnych momentach. I tych komicznych i tych dojmujących. To, co mnie zaskoczyło w tym filmie, to rozmiar cierpienia mężczyzn. Może rzadko ich takich widzimy w filmach, może nawet rzadko tacy są w życiu: bezbronni, przyznający się do swojego zagubienia, błądzenia, porażek. Odsłaniający się.
Wiele z postaci zachwycają swoją niezłomnością – jak dozorczyni, pani Zosia. Na spotkaniu towarzyszącym premierze filmu Paweł Łoziński mówił, że ten świat w ryzach trzymają panie Zosie. Bez nich nie byłoby nic.

Rewolucja, która wychowuje dzieci

Kermit, Wielki Ptak, Ciasteczkowy Potwór – to z nimi dzieciaki nie tylko w Ameryce, ale i na dużej części globu, spędzały wolny czas. Przeuroczy film autorstwa Marilyn Agrelo „Gang z Ulicy Sezamkowej” pokazuje jak powstał program, który zmienił telewizję. Z naszego punktu widzenia to nie jest takie oczywiste, bo „Ulica Sezamkowa” zaadaptowana do polskich realiów raczej nie oddawała pierwotnego zamysłu. A był on do szpiku kości rewolucyjny.

Gang z Ulicy Sezamkowej film

Kadr z „Gangu z Ulicy Sezamkowej” w reżyserii Marilyn Agrelo 

Idea wyszła z kół akademickich, które zauważyły pogłębiającą się przepaść między uczniami z bogatszych i biedniejszych domów. Te z biedniejszych, często Afroamerykanie, pierwszą książkę widziały dopiero w szkole. Okres od 3 do 5 roku życia spędzały głównie przed telewizorem, bo ich rodzice całe dnie pracowali, żeby związać koniec z końcem. Jak się o tym przekonano? Dzieci świetnie znały piosenkę z telewizyjnej reklamy, której bohaterem był „Bud”, a właściwie… piwo Budweisser. Producentka telewizyjna Joan Ganz Cooney wpadła więc na pomysł, by stworzyć program dla dzieci, który w interesujący sposób będzie je uczył. Który sprzeda im alfabet tak jak sprzedaje się produkt. Pamiętacie, że każdy odcinek sponsorowała jakaś literka? To właśnie pokłosie tego pomysłu, który wcieliła w życie ekipa pod przywództwem rezysera Jone'a Stone'a.

To jak gigantycznym przedsięwzięciem edukacyjnym, artystycznym, produkcyjnym była „Ulica…” będzie dla wielu widzów zaskoczeniem. To jak niesamowitych twórców udało im się zebrać – począwszy od ojca Muppetów Jima Hensona – również. Ale misja, przekazanie dzieciom ideałów rewolucji lat 60., wartości równościowych, jest wręcz nieprawdopodobnie duża.

Ten film warto zobaczyć nie tylko jeśli jest się fanem Ulicy Sezamkowej, ale jeśli chce się przekonać jak skomplikowane, poważne i odpowiedzialne przedsięwzięcie można mieć twarz po prostu dobrej rozrywki.

Czy można odkleić się od ekranu?

Jakie wyzwanie współcześnie stoi przed rodzicami i dziećmi? Ekrany telewizyjne, którymi zajmował się „Gang z Ulicy Sezamkowej” to nic w porównaniu z ekranami interaktywnymi, czyli ekranami smartfonów, iPadów. To co na nich oglądamy, to z czego korzystamy, czyli głównie media społecznościowe, zbudowane są na podobnej zasadzie jak… automaty do hazardu. Raz na jakiś czas dostajemy w nich nagrodę, więc powracamy do korzystania, bo nigdy nie wiemy, kiedy wpadnie kolejna.

Uzaleznieni od ekranu film

Kadr z filmu „Uzależnieni od ekranu” w reżyserii Jona Hyatta

Reżyser filmu „Uzależnieni od ekranu” Jon Hyatt wychodzi z osobistej potrzeby – zauważa u siebie objawy uzależnienia od social mediów, widzi coraz większą fascynację tymi wynalazkami u swoich trzech synów, więc rusza w świat, by dowiedzieć się jakie skutki powodują one w mózgach dzieci. Wnioski, które słyszy są mocno niepokojące.

Jeśli ktoś spodziewa się dramaturgii jak w „Hakowaniu świata” czy „Social dilemma” to może być rozczarowany, bo to kameralny, osobisty film. Opowieść ojca, który zastanawia się jak w dzisiejszym świecie wychować dzieci. Ale dla innych to właśnie to może być szczególnie wartościowe i przejmujące.

Być jak Greta

Kiedy trzy lata temu Greta Thunberg usiadła pod budynkiem parlamentu w Sztokholmie trzymając karton z napisem „Szkolny strajk dla klimatu” nikt nie podejrzewał, że jej samotny protest przerodzi się w jedną z największych światowych akcji. Greta miała wtedy 15 lat. Jakie koszty poniosła? Film „Jestem Greta” Nathana Grossmana świetnie pokazuje kulisy klimatycznego aktywizmu. Nie brakuje tu trudnych momentów: zmęczenia, poczucia beznadziei, czy potrzeby odosobnienia i wyciszenia, ważnej dla każdego człowieka, ale szczególnie dla osób z zespołem Aspergera.

Jestem Greta film

Kadr z filmu „Jestem Greta” w reżyserii Nathana Grossmana

Tematyka, którą zajmuje się Greta jest wyjątkowo trudna – kolejne badania naukowe, kolejne diagnozy, są coraz bardziej alarmujące. A kolejni politycy, którym je przedstawia – równie unikający deklaracji i jasnych odpowiedzi, jak poprzedni. Ale mimo tego Greta nie ustaje w swojej misji.
Niesamowitymi postaciami, są w tym filmie także rodzice Grety. Pilnują, by nie siedziała za długo na słońcu bez czapki, by zjadła coś czy dotarła na czas tam gdzie się umówiła – jak wszyscy rodzice. Tylko czasami jest to siedziba ONZ w Nowym Jorku, a ona ma silne postanowienie, żeby nie latać samolotem. I wtedy to się robi wyjątkowo trudne zadanie.

Na pokaz, na którym byłam, przyszło wiele rodzin z dziećmi - młodymi nastolatkami. I to jest chyba wymarzona widownia dla tego filmu, bo „Jestem Greta” powinien zobaczyć każdy. I nastolatek – bo to temat na jego czasy i dorosły – bo to on powinien zabrać się do działania. A jeśli ktoś nie zdąży zobaczyć filmu na festiwalu to może nadrobić go później – 17 września film wchodzi do kin.

Festiwal Millenium Docs Against Gravity potrwa do 12 września w Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Katowicach, Poznaniu, Bydgoszczy i Lublinie.

Empik jest patronem festiwalu.

Zdjęcie okładkowe: kadr z filmu „Jestem Greta”. Wszystkie ilustracje to materiały prasowe festiwalu.