Rozmowa z Aretą Szpurą

Katarzyna Kazimierowska: Czy ratowanie świata może być modne?

Areta Szpura: - Chyba już się stało? Dla mnie to takie hakowanie systemu. Nikt nie ma dziś czasu, by dokładnie zgłębiać każdy problem, typu szkodliwe plastiki czy marnowanie jedzenia. Trzeba więc to robić maksymalnie prosto, za pomocą narzędzi, które znamy, takich jak media społecznościowe. I jeśli przy tym można zacząć modę na wielorazowe kubki czy butelki i to zadziała, to czemu nie!

Kłopot mam z tym taki, że czasem widzę znajomych, jak polecają wielorazowe kubki na kawę czy papierowe słomki, a jednocześnie wrzucają zdjęcia na Instagram z dalekich podróży, nie zastanawiając się, że każdy lot samolotem powiększa ich ślad węglowy. Jak to widzisz?

- Myślę, że ludzie niestety nie łączą faktów, nie zdają sobie sprawy, że chudy miś polarny na lodowej krze naprawdę ma związek z kupowaniem przez nas kawy w jednorazowych kubkach czy lataniem samolotem. Ale jednocześnie trochę to rozumiem.

To znaczy?

- Myślę sobie, że tak mamy, że jak zaczynamy słuchać, że reklamówki są złe, słomki są złe, latanie jest złe, to za chwilę uznajemy, że wszystko jest złe i przestajemy się starać. To rodzi w nas bunt, bo coś z tego wygodnego świata chcemy dla siebie jednak zostawić. Z jednej strony ludzie nie wiedzą, jak pewne ich zachowania są szkodliwe dla środowiska. Z drugiej, wydaje mi się, że nie można popadać w przesadę. Że pewne działania i świadomość przychodzą etapami. Dziś mamy na tapecie kubki i słomki wielokrotnego użytku – to etap pierwszy, łatwy do udźwignięcia. Na razie kupię wielorazowy kubek, nie rezygnując z latania samolotem. Ale może kolejnym etapem dla tych osób będzie zrezygnowanie z połowy tych lotów?

Lubimy dostawać atrakcyjne rzeczy, ale trudniej nam z czegoś zrezygnować?

- Tak, bo musimy w jakimś stopniu poświęcić swój komfort. Każdy chce być eko, ale nie każdy chce tracić czas, na przykład na szukanie sklepu, gdzie zamiast jednorazowych reklamówek zapakują nam produkty do papierowych albo materiałowych toreb. Albo zostawić auto w garażu i wyjść pół godziny wcześniej, by pojechać do pracy komunikacją miejską. Dlatego zamiast wytykać innych palcem, próbuję powoli edukować, zwracać uwagę na takie rzeczy. Sama cały czas się uczę, jak nie dyscyplinować innych (śmiech). Z jednej strony to nasze poświęcenie, ale z drugiej trzeba też naciskać firmy, gminy i samorządy, by ułatwiły nam życie w tych obszarach. Ta zmiana musi iść z dwóch stron i tylko wtedy będzie skuteczna i na dłużej zostanie z nami. Dziś zobaczyłam reklamę, która promuje wodę w szklanych butelkach. To jest efekt zmiany potrzeb konsumenckich, to nasz wpływ.

Jak u ciebie wyglądało wychodzenie ze strefy komfortu, od czego zaczęłaś?

- Od ciuchów. To było łatwe, bo przecież branżę modową znam od podszewki, ale i tak chwilę zajęło mi zorientowanie się, ile złego ten biznes robi. I że ja w tym wszystkim jestem takim trybikiem, poświęcam serce na coś, co kocham, a tak naprawdę to, co robię to próbuję przekonać ludzi, by kupowali rzeczy, których nie potrzebują.

Potem zobaczyłam jak zła jest fast fashion, w jakich warunkach powstaje. Poczułam się wykorzystana przez górę, jako twórca i jako konsument mody, bo oglądając kolorowe czasopismo czy idąc do galerii handlowej, nie wiesz jaki był prawdziwy koszt powstania danej rzeczy. I ta złość spowodowała chęć do działania. Wiem, że mam dużą siłę sprawczą. Skoro udało mi się ubrać w moje rzeczy Justina Biebera czy Rihannę, to dlaczego teraz nie miałabym przekonać tych, których inni się słuchają, do mody na ekologię? Postanowiłam poznać temat od podszewki, by wiedzieć jak działać.

Opowiedz o tej podróży.

- Trafiłam na cały nurt zero waste i zrozumiałam, że może nie spowoduję zatrzymania produkcji ciuchów w Bangladeszu, ale mogę sama przestać pakować je w jednorazowy plastik przed wysyłką. Że mogę przestać korzystać z plastikowych butelek i słomek, nie wyrzucać jedzenia. To był taki rok odkrywania rzeczy, które teraz wydają mi się oczywiste, ale wtedy nie były. Muszę też przyznać, że nie uważam siebie za osobę zero waste, ale już za less waste tak. I namawiam każdego do bycia less waste, krok po kroku.

 

Jak uratować świat? Czyli co dobrego możesz zrobić dla planety (okładka miękka)

 

Pojawiło się trochę hejtu pod twoimi wpisami i wywiadami. Ludzie pisali, że łatwo być eko jak się ma pieniądze, że warszawka może sobie pozwolić na bycie eko, ale reszta kraju niekoniecznie.

- Jasne, to jest kierowane do warszawki, bo taki kubek na kawę trochę kosztuje. Z jednej strony te rzeczy mają działać właśnie na warszawkę. Jak jesteś hipsterem i stać cię na kawkę za 20 zł, to na kubek termiczny wielokrotnego użytku za 60 zł też cię stać. Ci wszyscy trendsetterzy kreują trendy, a reszta je powiela. Z drugiej strony reszta kraju jednak, chcąc nie chcąc na warszawkę patrzy. I może będzie chciała naśladować. Takie kubki możesz kupić w popularnym dyskoncie, bo już tam są. A w innym znajdziesz bambusowe eko szczoteczki w dobrej cenie. Czyli można być eko za niewielkie pieniądze. Poza tym jest cała lista korzyści bycia less waste, jak to że wydaje się mniej pieniędzy. Jeśli nie będziemy kupować wody w butelkach plastikowych tylko pić z kranu czy nie będziemy marnować jedzenia, to po prostu zaoszczędzimy pieniądze.

Jest też druga strona medalu, czyli cały biznes kupowania eko ubrań, eko sprzętów kuchennych etc.

- Tak, to się nazywa green washing. Pamiętajmy, że tu nie chodzi o to, żeby wyrzucić stare ubrania i kupić nowe ekologiczne, albo kupić pięćdziesiąt metalowych słomek, bo to też jest zasób. Może w ogóle nie potrzebujemy słomek? Albo pięciu czarnych bluz? Może wystarczy jedna? Ostatnio dostałam bambusowy papier toaletowy. Super, ale bambus rośnie na drugim końcu świata i przyjechał do mnie w plastikowym opakowaniu. Naprawdę można kupić sobie papier z makulatury. Czasem trzeba zachować zdrowy rozsądek i nie dać się nabrać na konsumenckie eko wybory.

Co było dla ciebie największym wyzwaniem w realizacji koncepcji less waste?

- Zminimalizowanie użycia auta. Wciąż je mam i bardzo je kocham, to prezent od moich rodziców. Ale przestałam z niego korzystać. Kupiłam sobie bilet miesięczny i codziennie jeżdżę komunikacją publiczną. Zauważyłam, że choć często muszę wcześniej wyjść z domu, by gdzieś zdążyć, to nie tracę czasu na znalezienie miejsca do zaparkowania i oszczędzam na benzynie. A autem zdarza mi się pojechać do rodziców albo babci, którzy mieszkają poza miastem. Pewnie, gdybym nie miała auta to w ogóle nie rozważałabym takiego zakupu, ale to moje ma wartość sentymentalną. Chyba zacznę go wynajmować na wesela albo śluby, żeby nie stało nieużywane.

To by się wpisało w silny trend ekonomii dzielenia się, u nas też coraz popularniejszej.

- Dokładnie! Dziewczyny wymieniają się ciuchami, czas to samo robić na przykład z książkami. Kupowanie książek to mój jedyny nałóg zakupowy, z którego nie zrezygnowałam, ale stoją na półkach i się kurzą, więc może zacznę je wypożyczać. Są sklepy, z których można wypożyczać meble. Dzięki temu może produkować mniej rzeczy, za to wyższej jakości.

Twoje staranie, by żyć less waste zaowocowało książką. Jak wyglądała praca nad debiutem o szumnym tytule „Jak uratować świat”?

- (śmiech) Podczas pracy z Anją Rubik nad jej książką „Sexedpl” wydawnictwo zaproponowało mi napisanie książki o byciu eko. Najpierw nie chciałam, bo jednak działam w internecie. Ale potem pomyślałam sobie, że coraz więcej ludzi chce być eko ale nie wie, jak zacząć. W internecie znajdą albo zbyt fachowe porady albo nieprawdziwe. Potrzebny jest pierwszy, prosty i zachęcający do działania poziom wtajemniczenia. I to zrobiłam. Dotarłam do ekspertów, aktywistów i profesorów, którzy tłumaczą, jak zacząć żyć bardziej eko. W książce są proste, konkretne informacje i porady. A jak ktoś chce dowiedzieć się więcej to znajdzie linki do książek, wydarzeń czy Instagramów, gdzie wiedzę pogłębi. Ta książka to tylko punkt startowy.

Uznałam, że sami nie zmienimy świata, ale możemy zmienić nasze małe światy, w których żyjemy. A to już coś, bo suma małych światów składa się na ten nasz wspólny.

Wierzę, że idea: „myśl globalnie a działaj lokalnie” naprawdę ma sens. Jeśli każdy z ośmiu miliardów ludzi uzna, że od dziś nie używa plastików na wodę czy na zakupy to w skali globalnej to jest game changer.

To ta koniec powiedz: od czego zacząć bycie eko?

- Zacznij od unikania jednorazowego plastiku, czyli zrezygnuj z plastikowych butelek, słomek kubków, reklamówek. Szanuj to, co już masz. Zrób porządek w domu, w szafie, zobacz, ilu rzeczy nie używasz. Daj im drugą szansę albo oddaj do komisu, potrzebującym, wymień się. I zacznij dzielić się rzeczami: od ciuchów po wiertarkę. Wtedy twój świat stanie się less waste.

Areta Szpura była gościem Festiwalu Apostrof.