„Dawki fantomowe” to unikatowa książka, która nie ma ambicji wypisywania się w trendy aktualne społecznie czy literacko. To z automatu budzi mój szacunek. W dodatku jest świetnie napisana, złożona i intrygująca, posiada więc wszelkie cechy potrzebne do tego, żeby przepaść na rynku nowości – i dlatego na ratunek przybywa Wybór Krytyków.
Umierający flaming
Książka Wojciecha Chamiera-Gliszczyńskiego jest 170-stronicową, autobiograficzną opowieścią Ireny, lekarki psychiatry,, która w późnych latach pięćdziesiątych, w okresie odwilży, zaczyna pracę jako pielęgniarka w Szpitalu dla Dzieci ze Schorzeniami Nerwicowymi, Wady Wymowy i Charakteru. Kieruje nim doktor Ludwik Strauss, autor kultowego podręcznika psychiatrii dla personelu medycznego, uwielbiany przez czytelniczki i młode pracownice zakładu (chociaż rozczarowująco niski). Jego szczególna relacja z Ireną zaczyna się od niecodziennego wydarzenia – w letniej zawierusze na dziedziniec szpitala spada umierający flaming. Doktor prosi młodą pielęgniarkę, aby asystowała mu w wypychaniu ptaka. Noc spędzona na preparowaniu zwłok ma dziwnie erotyczny charakter, chociaż nic dosłownego się nie wydarza:
„Patrzył na mnie ukradkiem, jak rumienię się, niezdarnie podtrzymując długą szyję ptaszyska, przypominającą potężny fallus okryty delikatnymi piórkami.”
Następnego dnia Strauss prezentuje odrestaurowanego flaminga zachwyconym pensjonariuszom zakładu. W ciągu kolejnych miesięcy zacieśnia związek z Ireną, przypieczętowując go wspólnymi zakupami na targu w Słupsku, podczas których ofiarowuje dziewczynie porządny, zimowy płaszcz. Potem małżeństwo, trójka dzieci i wspólna praca, w której Irena jest najpierw zaledwie pilną asystentką, ale z czasem zaczyna robić niezależną karierę naukową, podczas gdy Strauss osuwa się w demencję.
Kobieta nowych czasów
Opisany powyżej szkielet fabularny wyłania się z nie do końca chronologicznych wspomnień Ireny. Opowiadane przez nią – komu właściwie? – życie ze Staussem składa się z epizodów i problemów do rozważenia, reprezentowanych przez kolejnych pacjentów. Chamier-Gliszczyński buduje postać głównej bohaterki w sposób szalenie intrygujący. Irena pochodzi ze wsi, jej biografia zaczyna się dopiero w momencie rozpoczęcia praktyki w szpitalu-sanatorium Straussa, jakby to, co było wcześniej, nie miało znaczenia. Nie wiemy nic o jej rodzinie, czy o tym, co skierowało ją na drogę pielęgniarstwa, oprócz awansu klasowego oferowanego przez nowy system. Plebejskie korzenie Ireny mogą być premiowane przez komunistyczne władze, ale nie zachwycają teściowej - przedwojennej damy, która do każdej wypowiedzi wtrąca francuskie zwroty, hołubi rodzinną pamiątkę – album z rycinami przedstawiającymi przegląd formacji wojskowych króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, a Irenę traktuje jak służącą, zwracając się do niej per „fille” – dziewczyno. Nie robi to wielkiego wrażenia na kobiecie, którą bardziej zaprząta życie umysłowe niż klasowe konwenanse.
Autor pokazuje, i za to mu chwała, że kobieta nowych czasów nie musi już siedzieć w saloniku, popijając kawę, ale nadal o ten lub inny salonik musi dbać. Irena często prowadzi naukowe rozważania, szorując dom, z którego wyrywa ją dopiero starość męża. Kiedy Ludwik zaczyna tracić pamięć i pogrąża się w dziwactwach, ona ma już własnych pacjentów i praktykę – wspartą wprawdzie powszechnym przekonaniem, że jest uczennicą i współpracownicą wielkiego Straussa, ale jednak pozwalającą na prowadzenie niezależnego i satysfakcjonującego życia.
Leczenie i nie-leczenie
To wszystko brzmi nadal jak dość konwencjonalna powieść, do której „Dawkom fantomowym” daleko, i bardzo dobrze. Gdybym miała zwyczaj trzymać książki na półce według jakiegokolwiek klucza, poza kolorem i wielkością grzbietu (wybaczcie, ale taka prawda), to Chamier-Gliszczyński, którego debiutancką powieść zatytułowaną „Portrecista psów” całkowicie przegapiłam, stałby obok Brunona Schulza i Michała Choromańskiego. Być może trochę na wyrost, oczywiście, ale jest to podobna kategoria prozy, złączona dodatkowo motywami zdrowia i choroby, prawdziwego i wyobrażonego czy chociażby sanatorium/lecznicy.
Jeżeli zostawimy na moment analizę podwójnej biografii opowiadanej przez Irenę (własnej i tej Straussa), to zostają jeszcze kwestie pacjentów i ich leczenia - a może równie istotnego nie-leczenia. Myślnik dodaję tu niegramatycznie, ale świadomie, bo właśnie rozważania nad tym, kto jest szalony, według czyich właściwie kategorii oraz jak to szaleństwo powinno się traktować, to jedno z centralnych zagadnień książki. Tytułowe „dawki fantomowe” to właśnie efekt tych rozważań, sztandarowa metoda doktora Straussa, która w środowisku naukowym zostaje uznana za drwinę z psychiatrii.
„Kreujemy dla pacjenta behawioralną bańkę, złudzenie farmakologicznego leczenia, zamykamy go w granicach szpitalnych zwyczajów, jednocześnie dając jego chorobie pole do rozwoju, i czekamy na potwierdzenie wstępnego rozpoznania. Rozpoznanie to, rzecz jasna, nie następuje, a jeśli następuje, to bardzo rzadko. Dalej Ludwik wdawał się w dywagacje socjologiczne i historyczne (...), by w końcu wyłożyć swój pogląd na temat społeczeństwa i traktowania jednostek >niedostosowanych<, przez większość stymulowaną ideologią i streotypami, licznymi tabu i podświadomymi reakcjami na bodźce niegdyś związane z niebezpieczeństwem, a teraz występujące tylko w postaci atawizmów” - pisze Irena, relacjonując kontrowersyjną metodę męża.
Uwagi Straussa na temat struktur społecznych, wyprowadzone z obserwacji nie tylko pacjentów, ale też zawieszonego na ścianie szpitala formikarium, nie mogą podobać się w ustroju tępiącym indywidualizm, opartym na kolektywnym działaniu i zbiorowej tożsamości. Jednak Ludwika ratuje patriarchat - Irena specjalizuje się w leczeniu tradycyjnym, farmakologicznym. Pomimo przemian środowisko naukowe pozostaje konserwatywne i uważa, że przynajmniej część jej badań musi być oparta na współpracy z wielkim Straussem i jego odkryciach. Doktor traci wprawdzie zarząd nad szpitalem-sanatorium, ale pozostaje autorytetem.
W szpitalu doktora Straussa, a potem właściwie Ireny Strauss, w centrum uwagi znajdują się trzej pacjenci: nieśmiertelny Dziadek Włóczka, czekający na paszport do Izraela pisarz i poeta Kos oraz romanista Dorian, który stworzył genialne analizy dzieł tuzów literatury francuskiej, szczególnie tych, które nigdy nie zostały napisane. Każda z tych postaci to oddzielne uniwersum rozważań o prawdzie lub o tym, co jesteśmy skłonni interpretować w jej kategoriach.
Jestem „Dawkami fantomowymi” głęboko zafascynowana. Zamierzam teraz nadrobić debiut Chamiera-Gliszczyńskiego i starannie obserwować kolejne poczynania autora, którego z wielką przyjemnością przepytam na spotkaniu z marcowymi typami Wyboru Krytyków.
Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.
Komentarze (0)