Rozmowa z Moniką Brodką 

Piotr Miecznikowski: - Nikomu nie trzeba przypominać, że muzyka jest w twoim życiu priorytetem i zajmuje większość czasu. Jednak masz z całą pewnością takie chwile, kiedy chcesz odpocząć, odciąć się i zająć myśli czymś zupełnie innym. Co wtedy robisz?

Monika Brodka: - Od zawsze najbardziej pociągała mnie sztuka, w każdej formie. Zanim zaczęłam śpiewać, pierwszą fascynacją były filmy. Moim odwiecznym marzeniem, które staram się powoli spełniać, była reżyseria. Kino zawsze bardzo mnie pociągało i było bardzo ważnym medium. Kiedy przeprowadziłam się do Warszawy, dostałam od mamy odtwarzacz DVD i zaczęłam namiętnie kupować filmy. Długie wieczory spędzałam w domu, żeby więc jakoś sensownie zapełnić czas, kupowałam na ulicznych straganach filmy, wydane w kartonikowych kopertach i dołączane do gazet jako inserty. Oczywiście ponad połowa tych produkcji była kompletnie bezwartościowa, ale zdarzały się też pozycje wybitne, takie które zapamiętywałam na długo. Z drugiej strony, mieszkałam w pobliżu bardzo klimatycznego kina Praha i zdarzało mi się co jakiś czas chodzić tam na seanse. Śmieszne, bo czasami żeby obejrzeć tam jakiś filmu, musiałam czekać, aż uzbiera się odpowiednia liczba widzów, żeby w ogóle odbył się seans. Zdarzało się, że czekałam do ostatniej chwili w niepewności czy ktoś jeszcze poza mną przyjdzie. Pamiętam, że na seansie filmu "Miasto Boga", były poza mną jeszcze dwie osoby i dodatkowo w trakcie pokazu zerwała się taśma. To wciąż bardzo ekscytujące wspomnienia, szczególnie w dobie multipleksów.

 

- A co z tą reżyserią? Podejmowałaś jakieś próby?

- Byłam zbyt młoda i chyba po prostu stchórzyłam. Dziś staram się to realizować reżyserując własne teledyski, robię to coraz częściej. Pochodną tej pasji była także fotografia, w której znalazłam możliwość łatwiejszego wyrażania swoich fascynacji. Studiowanie fotografii przez jakiś czas było bardzo inspirujące. Oglądałam setki wystaw i materiałów, dzięki którym czułam się zmotywowana do robienia własnych projektów. To był bardzo kreatywny i fajny czas.

 

- Dla wielu osób zdjęcia to często relacje z podróży. Tylko, żeby się w tym zrealizować, trzeba... podróżować.

- W moim życiu podróże pojawiły się wraz z wiekiem i odpowiednimi ludźmi. Moje myślenie o tej formie spędzania czasu, zmieniła pierwsza samodzielna podróż z plecakiem do Tajlandii. Wcześniej, głównie ze względu na tryb życia, bałam się wyjeżdżać na wycieczki, które nie były przez kogoś zorganizowane. Byłam przyzwyczajona, że ktoś mi powie gdzie będę mieszkać i co jeść, taka klasyczna opcja all inclusive. Nagle okazało się jednak, że taka podróż na własną rękę wcale nie musi być skomplikowana i niebezpieczna, za to może być o wiele ciekawsza. Podróżując w taki sposób o wiele lepiej poznaje się ludzi i kulturę danego kraju. Od czasu tej pierwszej samodzielnej wyprawy już nigdy nie chciałam podróżować inaczej.

 

- Któraś z tych wypraw, czy przeżytych na miejscu przygód stała się może inspiracją do napisania piosenki?

- Tak, kompozycja „Santa Muerte” jest wynikiem mojego pobytu w Meksyku. Kiedy powstawał album „Clashes” bardzo mocno inspirowała mnie szeroko pojęta duchowość i zafascynowało mnie to, jak ludzie w Meksyku radzą sobie z problemem śmierci. Tam ten temat jest traktowany dużo swobodniej niż u nas, śmierć jest oswojona jako integralna część życia, cały czas nam towarzyszy i trzeba się z tym pogodzić. Dla nas jest wciąż traumą i budzi poczucie lęku, tymczasem w Meksyku traktowana jest jako kolejny element festiwalu życia i jego naturalne następstwo.

 

 

- A tak z zupełnie innej beczki - interesujesz się w jakimkolwiek wymiarze sportem? Pojawia się w twoim życiu?

- Niespecjalnie, chociaż chodziłam do liceum sportowego, do klasy koszykówki.

 

- Hm, koszykówka dla kogoś o twojej posturze, to dość odważny wybór...

- W życiu trzeba mierzyć wysoko (śmiech). A tak naprawdę to było to po prostu całkowity przypadek.

 

- Wracając jeszcze do filmu, co i gdzie ostatnio oglądałaś? Co zrobiło na tobie wrażenie?

-  Dziś oglądam filmy tak jak większość moich rówieśników, uwielbiam chodzić do kina, ale z racji tego, że nie zawsze mam czas, zostają serwisy streamingowe. To jest po prostu bardzo wygodne. Ostatnio ogromne wrażenie zrobił na mnie serial „Czarnobyl”, bardzo przeżyłam tę historię i długo nie mogłam się po niej pozbierać. Oczywiście byłam świadoma co tam się stało wcześniej, ale nie aż tak szczegółowo. Natomiast filmem, który zawsze do mnie wraca i jest bardzo ważny jest „Święta Góra” Alejandro Jodorowsky'ego. To jest taka biblia dla artystów każdej dyscypliny, sztuk wizualnych, designu i tak dalej. Pozycja do której można wracać całe życie i zawsze odnajdzie się coś nowego, interesującego i inspirującego.

 

- Na koniec powiedz czego ostatnio słuchasz?

- Tak naprawdę to słucham głównie rzeczy starych. Nie nadążam za aktualnymi trendami i modami. Słucham dużo muzyki japońskiej, afrykańskiej, ogólnie world music. Jest w tym coś niebywale autentycznego co nie podlega żadnym modom i jest bardzo szczere. Bardzo to lubię i mocno mnie to inspiruje. Kiedy piszę własną muzykę, słuchanie nowości bardziej mnie zamyka i blokuje niż daje pomysły na nowe kompozycje. Zdecydowanie wole muzykę nagraną dawno temu (śmiech).

 

Rozmawiał

Piotr Miecznikowski