Rozmowa z Anitą Głowińską

Robert Szymczak: Czym dla ciebie różniła się praca nad pierwszą „Kicią Kocią” od pracy nad najnowszymi częściami?

  • Anita Głowińska: To była ogromna różnica. Przede wszystkim miałam zupełnie inną motywację. Pierwszą „Kicię Kocię” pisałam dla córki, potem dla syna i moja praca była całkowicie spontaniczna. Nie zastanawiałam się nad tematem, nie przeprowadzałam researchu, nie kreśliłam planów. Po prostu usiadłam i stworzyłam książeczkę. Mówiąc nieco sentymentalnie, wszystko wypływało prosto z serca.

    Dzisiaj Nie piszę już tylko dla własnych dzieci, ale dla tysięcy maluchów. A to jest olbrzymia odpowiedzialność. Ona może być obciążeniem, ale dla mnie jest paliwem do pracy. Czuję, że robię coś bardzo ważnego. Ale z tym wiążą się również pewne ograniczenia. Musiałam nauczyć się większej samodyscypliny i w większym stopniu zaangażować do pracy głowę. Oczywiście przy pisaniu intuicja jest dla mnie ważna, niemniej wciąż ją weryfikuję. Moje książki nie są przecież jedynie miłą rozrywką. Mają charakter edukacyjny, a zatem muszą być zgodne z aktualną wiedzą, zwłaszcza z perspektywy psychologicznej. 

     

Nowa kicia kocia
 

Książeczki o Kici Koci same w sobie mają niewiele tekstu. Czy taka forma raczej ułatwia czy utrudnia pisanie?

  • I tu mogę niektórych zaskoczyć –  krótka forma potrafi być prawdziwym wyzwaniem! W kilkudziesięciu zdaniach muszę jasno przekazać całą zaplanowaną myśl w sposób dostosowany do dziecięcej percepcji. Stąd te proste zdania i liczne powtórzenia: „Kicia Kocia to…”, „Kicia Kocia tamto…” Wiem, że dla części dorosłych to może być męczące <śmiech> . Ale liczę na zrozumienie. Piszę przecież dla maluchów. Chociaż – wbrew pozorom – nie tylko.  Zależy mi, żeby Kicia Kocia pomagała również rodzicom czy opiekunom. I by także oni mogli się przy czytaniu dobrze bawić.  Zwracam więc uwagę na każdy motyw pojawiający się w książeczce. W opowiadaniach nie ma przypadku. Każde zdanie jest ważne, bo krótka forma nie pozwala na ozdobniki. Trzymam się wyznaczonego celu.

Jaki jest ten cel?

  • Chcę pomagać dzieciom w odkrywaniu świata. W książkach wyjaśniam zjawiska, nazywam przedmioty, mówię, jak należy zachowywać się w danej sytuacji. Ale nie tylko. Wskazuję również dorosłym dziecięcą perspektywę i poruszam, ważne dla wszystkich, zagadnienia związane ze światem wartości. Kicia Kocia to opowieści o tym, czym jest przyjaźń, mądrość, solidarność, czy np. odwaga, także ta cywilna.

Dużo researchu wymaga pisanie „Kici Koci”?

  • Przyznam, jest przy tym całkiem sporo pracy. Sprawdzam każdy drobiazg. Szczególnie starannie przygotowuję tematy dotyczące emocji, dziecięcych zachowań oraz reakcji dorosłych. Często konsultuję się z psycholożkami czy pedagogami. Ale weryfikuję również z pozoru banalne zagadnienia, na przykład: jak wygląda policyjny mundur; co można zrobić, jeśli spotkamy chorego zwierzaka na spacerze; jakie panują warunki na księżycu. Moje książki są zgodne z aktualną wiedzą.
     


 

Patrząc z szerszej perspektywy – czym dla ciebie charakteryzuje się dobra literatura dla dzieci?

  • Odpowiem, co dla mnie jako autorki jest bardzo ważne. Szacunek. I to zarówno szacunek dla czytelnika wyrażany formą, co wiąże się ze starannym językiem i wspomnianą już przeze mnie dbałością o szczegóły, jak i szacunek w szerokim ujęciu – dla świata i drugiego człowieka. Chciałabym, żeby dzieci, które czytają „Kicię Kocię”, w przyszłości były świadomymi i mądrymi  dorosłymi. Żeby były lepszymi od nas ludźmi. Dlatego staram się rozbudzać w dzieciach otwartość i ciekawość świata. Także chęć wspólnego tworzenia.

W opozycji do rywalizacji?

  • Moim zdaniem współpraca przynosi znacznie lepsze efekty, zwłaszcza te długofalowe. Żyjemy w świecie nastawionym na konkurencję. Stajemy się samolubni, tracimy więzi z rodziną, przyjaciółmi, z przyrodą. A to przygnębia. Potrzebujemy otrzeźwienia. Nie chcę przez to powiedzieć, że rywalizacja jest z gruntu zła. Myślenie o własnych potrzebach jest potrzebne dla psychicznej równowagi. Chcę powiedzieć, że to jest kwestia proporcji. Prawie zapomnieliśmy, jak wiele radości daje nam wspólne działanie. A ono przecież buduje nasze relacje i pozytywnie wpływa na życie.

    Jeśli tracimy z oczu świat i drugiego człowieka – zostajemy sami. „Po trupach do celu” to prosty przepis na dojmującą samotność, również w tym fizycznym znaczeniu. Warto więc w życiu utrzymywać balans. Współpraca i troska powinny stać się normą. Nieważne, czy mówimy o dziewczynkach, czy chłopcach.

Kwestie związane z rolami płciowymi wydają się ważne w twoich książkach – „Kicia Kocia” przecież nie jest bezpośrednio kierowana ani do chłopców, ani do dziewczynek, ale do wszystkich.

  • Zdecydowanie tak! Kicia Kocia jest przede wszystkim uosobieniem dziecięcości, ze wszystkimi jej pierwiastkami. Zależy mi, żeby w serii przełamywać stereotypy. Bo co to znaczy „męskie” lub „damskie”? Czy sportowa pasja jest męska? A poczucie sprawiedliwości? Wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy bardzo różne predyspozycje i pragnienia. To kim jesteśmy, i kim się możemy stać,  nie wynika tylko z biologii, ale również z kultury. To nie jest tak, że rozwijamy się w oderwaniu od narzucanych nam oczekiwań i ustalonych norm. Jeśli w danej kulturze przyjęłoby się, że haftowanie serwetek to „męskie" zadanie, mielibyśmy rzesze haftujących chłopców, a większość dziewczynek nawet nie pomyślałaby o tym, by rozwinąć tę umiejętność. To my tworzymy kulturę i jednocześnie kultura kształtuje nas. Nawet na poziomie czysto biologicznym. To jest nierozerwalne. Dlatego chcę wyjść poza ograniczające nas schematy, i pokazuję, że chłopcy też mogą być – i są – wrażliwi na piękno, kochają przyrodę, troszczą się o przyjaciół i pragną zarówno czułości jak  i rozmowy na jej temat, a dziewczynki mają cechy stereotypowo uważane za „męskie”. Tak po prostu jest.

Czy miałaś jakieś inspiracje z literatury dla dzieci (np. z własnego dzieciństwa), które szczególnie wpłynęły na ciebie jako autorkę?

  • Może niekoniecznie jako na „autorkę”, ale po prostu osobę, którą jestem. Kiedy byłam mała uwielbiałam „Plastusiowy Pamiętnik”. To była moja ukochana książka. Kochałam też książki Astrid Lindgren i oczywiście  „Anię z Zielonego Wzgórza”. Lubiłam też książki przygodowe. Zaczytywałam się powieściami Aleksandra Dumasa i Karola Maya. Chętnie sięgałam po polskich autorów. Nienacki, Bahdaj, Nizurski, Ożogowska… Lista autorów jest długa. Często czytałam w ukryciu przed rodzicami, z latarką pod kołdrą.

    Swoim dzieciom chętnie czytałam książki Lauren Child lub serię o Mysi, Lucy Cousins. Bardzo lubiłam jej wyraziste rysunki. Ten cykl na pewno miał na mnie wpływ.

Odnośnie ilustracji – wykonujesz je sama i mają bardzo charakterystyczny styl. Ja tu z jednej strony widzę inspiracje z serii „Poczytaj mi mamo”, a z drugiej bardzo współczesny minimalizm. Jakie były twoje główne założenia przy projektowaniu postaci i konkretnych obrazków? 

  • Nie miałam na początku żadnych założeń – zaufałam swojej intuicji. Poza tym podążałam za ręką mojej córki. Bo to ona narysowała kota, który stał się inspiracją dla Kici Koci. Chciałam też, by ilustracje nie rozpraszały. Dzieci nie powinny mieć kłopotów ze śledzeniem przygód i czułam, że w tym pomoże oszczędny, wyrazisty rysunek . Z czasem przyszło kilka zmian np. zmieniły się oczy Kici Koci na nieco mniej… powiedzmy – świdrujące. <śmiech>

    Moje ilustracje świetnie sprawdzały się w domu. Kochały je córka, synek, uwielbiali ich przyjaciele, ale powiem szczerze, trochę się niepokoiłam, jak rysunki przyjmą dorośli. Czy dostrzegą ich siłę? i Mimo tych obaw, wiedziałam, że to jest to.

Mam poczucie, że dużą zaletą ilustracji w Kici Koci jest to, że dziecku łatwo jest spróbować je odtworzyć samemu podczas rysowania. 

  • Tak! Dobrze, że o tym wspominasz. Zawsze chciałam, by moje książki były blisko dzieci. Dlatego wspaniale, że maluchy mogą samodzielnie narysować swoją ulubioną bohaterkę. To ma dla mnie duże znaczenie. Oczywiście wydania z pięknymi, pełnych technicznego kunsztu ilustracjami są również ważne. Wyrafinowana sztuka: plastyczna, muzyczna, czy jakakolwiek inna –  rozwija. Myślę, że na półkach powinna być przestrzeń i dla jednych i dla drugich książek. One spełniają po prostu inne, dopełniające się zadania.

Jak wygląda twoja relacja z młodymi fanami twojej twórczości? Jak postrzegasz tak duży i pozytywny odbiór serii wśród dzieci?

  • Tego nie da się przecenić! Wszelkie spotkania z dziećmi czytającymi „Kicię Kocię” dają mi ogromną energię, co się szczególnie przydaje w chwilach zmęczenia. Nie ukrywam, mam coraz więcej lat i bywają takie momenty, że zwyczajnie brakuje mi sił. Fakt, że dzieci uwielbiają serię niesamowicie napędza do działania i pozwala mi wierzyć, że to co robię ma sens.

    To też jest bardzo miłe osobiste doświadczenie. rozmowa z małymi czytelnikami mnie rozczula, to jest zawsze przyjemność. Z dorosłymi bywa już różnie. <śmiech>

     


 

Widzimy też, że Kicia Kocia jako koncept to świetny materiał do ekranizacji – chociażby w ramach filmów animowanych, które niedawno trafiały do kin. Jak odbierasz swoją twórczość adaptowaną na inne media?

  • Jestem tym ogromnie podekscytowana. Bardzo się cieszę, że na mojej drodze stanęły tak wspaniałe kobiety –  wyjaśnię: ekipa tworząca filmową „Kicię Kocię” jest przede wszystkim dziewczyńska – które tak dobrze potrafiły przenieść moich bohaterów na ekran. Główna reżyserka ma duży talent i niesamowite wyczucie. Zresztą cała załoga, w tym nieliczni panowie, wykazała się niesamowitym zaangażowaniem. Wszyscy mocno weszli w charakter serii i doskonale rozumieją dziecięcy świat. Są super!

Od razu wszystko się układało?

  • Na początku było trochę trudności.  Pisanie książek to przecież praca samodzielna. Tworząc kolejne „Kicie Kocie” sama sobie jestem sterem, żeglarzem i okrętem. Tworzenie serialu zaś, to praca w  zespole  składającym się z artystów, którzy mają własne, czasem odmienne wizje. Musieliśmy się wzajemnie słuchać i sobie zaufać. To było wspaniałe doświadczenie. Mogłam w praktyce sprawdzić to, w co wierzę: w skuteczność współpracy i radość, którą ona przynosi.

Przez swoją pisarską działalność nie tworzyłaś tylko Kici Koci – była chociażby „Fantastyczna seria do kieszonki” albo książki z serii „Tornister pełen przygód”. Widzisz siebie odchodzącą od ukochanej bohaterki w zupełnie inną stronę?

  • Bardzo jestem dumna z moich książek dla starszych dzieci. Ale porzucić Kicię Kocię?! No nie… Przecież to jest moje trzecie dziecko! <śmiech>  Poza tym: jak mogłabym zostawić moich małych czytelników? Nie. To niemożliwe!

Więcej wywiadów z twórcami i twórczyniami znajdziesz na Empik Pasje

Zdjęcie okładkowe: źródło: materiały wydawnictwa Media Rodzina.