Czas na festiwal! (Forza Horizon 4)
Nawet jeśli nie grasz namiętnie w gry wyścigowe, to „„Forza Horizon” jest serią, obok której nie powinieneś przejść obojętnie. Dzieło (dzieło!) Playground Games to esencja dobrej zabawy – otwarty świat, setki samochodów do wyboru (wraz z możliwością ich modyfikacji), mrowie aktywności i FENOMENALNA oprawa dźwiękowa sprawiają, że warto dać temu tytułowi szansę.
Coś, co definiuje cały cykl, to prawdziwie festiwalowa, oniryczna wręcz atmosfera. Jeśli więc idąc piechotą próbujesz włączać kierunkowskazy, tytuł ten będzie doskonałym urozmaiceniem bezwzględnie nadchodzących jesiennych wieczorów.
W machinie wojny (Gears 5)
„Gears of War” to tytuł, dzięki któremu Xbox 360 osiągnął zawrotny sukces. Najnowsza odsłona cyklu, jej tytuł to po prostu „Gears 5”, stanowi połączenie solidnego gameplayu, porządnej oprawy audiowizualnej i emocjonujących (bardzo!) pojedynków. Główna bohaterka, Kait Diaz, postanawia rozwikłać zagadkę prześladujących ją koszmarów, oraz zgłębić tajemnice ikonicznej dla serii rasy Szarańczy. Podobnie jak w poprzednich „Gearsach”, tak i w piątce kluczowe będzie korzystanie z systemu osłon.
Nie przesadzam twierdząc, że ta mechanika ma nadrzędne znaczenie – w grze nie uświadczymy klasycznych apteczek. Nasze zdrowie regeneruje się wyłącznie wtedy, gdy sprytnie schowamy się przed wrogim ostrzałem. Rozwiązanie to dodaje taktycznego posmaku skądinąd mocno zręcznościowej rozgrywce, sprawiając jednocześnie, że każde starcie będzie ekscytujące. Obowiązkowa pozycja dla wszystkich miłośników soczystych shooterów.
Walcz i tańcz! (Hi-Fi Rush)
„Hi-Fi Rush” to kolorowa gra rytmiczna autorstwa Tango Gameworks, czyli twórców, o słodki kontraście, krwistego horroru „The Evil Within”. Tym razem wcielamy się w Chaia, samozwańczego „rockmana przyszłości”, który w wyniku cybernetycznego eksperymentu został scalony z… odtwarzaczem muzycznym.
Całość brzmi absurdalnie, ale niech cię to nie zniechęca – to ociekający jakościowym gameplayem tytuł, w którym w rytm muzyki staniesz naprzeciw nietuzinkowym przeciwnikom i przemierzysz unikalny, cyberpunkowy świat. Gra nie tylko dla funków… ops, fanów dobrych brzmień.
To the beat, yo!
I’ll Crush Ye Barnacles! (Sea of Thieves)
„Sea of Thieves” to produkcja legendarnego studia Rare, mającego w portfolio takie klasyki jak „Donkey Kong Country” czy „Perfect Dark” i choćby z tego powodu warto się jej przyjrzeć. Gra nie skupia się na konkretnym wątku fabularnym i pozwala graczom robić to, co piraci lubią najbardziej: przemierzać bezkres mórz, szukać ukrytych skarbów i walczyć z przerażającymi potworami.
Omawiany tytuł należy do gatunku MMO, trzeba więc liczyć się z tym, że w danym akwenie spotkamy gracza o nicku xXx_wodny_zabujca_kalmaruw_xXx – uprzedzam, ryzykujemy wtedy pojedynek na kordelasy!
Oprawa wizualna stylistycznie nawiązuje do pozycji takich jak „Fortnite” czy (na dalekiej orbicie) „Minecraft”, dzięki czemu łatwiej wgryźć się w tę prawdziwie sandboksową krainę.
Papugi nabite, armaty na ramionach? Do abordażu!
Saga prawdziwie epicka (Halo: Master Chief Collection)
Uf, od czego by tu zacząć? Niemal wszystkie części „Halo” to legendarne pozycje, o których można opowiadać godzinami, a i tak powiedziałoby się… niewiele. Mówimy o kultowym First Person Shooterze, który zdefiniował na nowo ten gatunek na konsolach. To epopeja science fiction z rozbudowanym gameplayem, przyjemną dla oka oprawą graficzną i znakomitą, klimatyczną fabułą.
MCC zbiera w jedno wszystkie wydane do tej pory główne części gry (poza „Halo Infinite”) – jeśli więc tęsknisz za mięsistym gunplayem, możliwością kierowania zróżnicowanymi pojazdami i chcesz zanurzyć się na dziesiątki (jak nie setki!) godzin w fantastycznym uniwersum, to „Halo: Master Chief Collection” będzie doskonałym wyborem.
Móóóózzgiii……. (State of Decay 2)
„State of Decay 2” to postapokaliptyczna gra akcji w której, jak subtelnie sugeruje śródtytuł, będziemy walczyli z hordami wygłodniałych zombie. Naturalnie, walka to nie wszystko, gdyż w produkcji studia Undead Labs równie duży nacisk położono na zarządzanie zapasami i dbanie o schronienie dla siebie oraz swoich pobratymców.
Pewnym novum jest „zdecentralizowany” protagonista, gdyż jest on generowany z losowymi parametrami po śmierci poprzedniego (permadeath). Z jednej strony utrudnia to zżycie się z kierowaną przez nas postacią, z drugiej zaś, dodaje rozgrywce nieprzewidywalności. Jeśli w głębi serca czujesz się preppersem, to już wiesz, jaka gra powinna znaleźć się w czytniku twojej konsoli.
Czy to duch, czy to kot? Nie, to Ori! (Ori and the Will of the Wisps)
Druga część wyjątkowo udanej metroidvanii**, która szturmem zdobyła serca graczy i graczek na całym świecie. W grze ponownie wcielamy się w duszka (chociaż przysięgam, że wygląda jak malutki kociak) Oriego, wraz z którym będziemy eksplorować klimatyczne, świetnie zaprojektowane lokacje (warto dodać, że wszystkie łączą się ze sobą siatką zakręconych labiryntów), walczyć z plejadą wymagających przeciwników i zgłębiać historię baśniowego uniwersum. Tytuł wymaga nie tylko zręcznych palców, ale i pewnego wyczucia środowiskowego - dotarcie do niektórych miejsc na mapie wiązać się będzie z niezłym główkowaniem. Na deser nowy system walki, zmodyfikowana mechanika rozwoju naszego protagonisty, odbywająca się za pomocą tzw. odłamków ducha i…tony genialnego gameplayu.
„Ori” zachwyca głębią i potrafi wciągnąć na dłuuuugie godziny. Nawet jeśli do tej pory nie interesowały cię gry z tego gatunku, daj mu szansę!
Ku zachodzącemu słońcu (Sunset Overdrive)
„Sunset Overdrive” to produkcja, która niejako wywraca do góry nogami stylistykę postapokaliptyczną. W 2077 roku ultrakorporacja Frizzco przedstawia nowy napój energetyczny. Pojawia się jednak drobna przeszkoda, gdyż każdy, kto skosztuje OverCharge Delirium XT (cóż za wspaniała nazwa!) przepoczwarza się w niebezpieczne monstrum. Główny bohater nie spróbował tego delikatesu, staje więc naprzeciw zmutowanej (i zapewne bardzo pobudzonej) armii kreatur.
Twórcy starali się zapewnić graczom maksymalnie otwartą rozgrywkę, dzięki czemu główny bohater może swobodnie eksplorować świat, wspinać na budynki czy ślizgać po liniach wysokiego napięcia. Produkcja studia Insomniac games zachwyca wizualiami – świat gry utrzymany jest w komiksowej stylistyce, co znakomicie idzie w parze z orzeźwiającym niczym OverCharge, wszędobylskim humorem.
Wyrwa w czasie (Quantum Break)
„Quantum Break” to przygodowa gra akcji przedstawiona z perspektywy trzeciej osoby. Fabuła skupia się na eksperymencie dotyczącym podróży w czasie, w wyniku którego w świecie gry zaczynają pojawiać się nieprawdopodobne anomalie. Tytuł wyróżnia się sposobem, a raczej formą prowadzenia narracji.
Cutscenki zostały nagrane jak filmy, czyli zagrane przez prawdziwych aktorów, dzięki czemu doświadczając ich, czujemy się jak podczas seansu solidnego blockbustera.
Za tytuł odpowiada studio Remedy, które na początku XXI wieku zrewolucjonizowało gatunek shooterów grą „Max Payne”, więc jeśli pokochałeś przygody żądnego zemsty policjanta, na „Quantum Break” musisz znaleźć czas (wink)!
Mamo, ten pingwin się na mnie dziwnie patrzy! (Zoo Tycoon 2)
Na koniec coś, co pozwoli odpocząć od ratowania świata i szaleńczych wyścigów po bezdrożach. „Zoo Tycoon 2” to gra ekonomiczna, w której wcielamy się w zarządcę ogrodu zoologicznego. Jako dobry menedżer musimy zadbać nie tylko o komfortowe warunki dla zwierząt, ale także o odpowiedni zysk oraz zadowalającą opinię wśród zwiedzających.
To doskonała alternatywa dla gier wymagających zręczności i sokolego wzroku, gdyż tutaj liczy się wyłącznie umiejętność sprawnego zarządzania biznesem.
Jeśli więc wrzucanie kapryśnych gości wgłąb lasu w serii RollerCoaster Tycoon sprawiało ci perwersyjną przyjemność Jeśli więc tytuły takie jak „RollerCoaster Tycoon” skradły Ci setki godzin życia, produkcja Frontier Developments może ci się spodobać.
*autor jest pecetowcem, ale z zazdrością patrzy na możliwość grania z kanapy na 65” telewizorze
**gatunek charakteryzujący się m.in. koniecznością eksploracji świata składającego się z rozbudowanej sieci połączonych tuneli, nazwę zaczerpnął właśnie od gry “Metroid”
Komentarze (0)