Urodził się w 1955 roku. Pochodzi z Tarnowa, ale w 1975 przeniósł się do Lublina, żeby móc grać w Budce Suflera i od tego momentu nie opuścił składu. Jego perkusję słychać na każdym albumie studyjnym czy koncertowym, który wydała kapela. Jako autor tekstów zadebiutował podczas pracy nad krążkiem „Czas czekania, czas olśnienia”, później napisane przez niego zwrotki zagościły na płycie „Noc”.

Tomasz Zeliszewski opowiedział nam o Budce Suflera sprzed lat oraz jej najnowszej odsłonie, a także o obietnicy, jaką złożył Romualdowi Lipce oraz swoim muzycznym guście. Włączcie sobie płytę „Skaza”, rozsiądźcie wygodnie w fotelu i przeczytajcie, co gra w duszy naczelnemu, polskiemu rockmanowi.

Rozmowa z Tomaszem Zeliszewskim.

Aleksandra Woźniak-Tomaszewska: Historia Budki Suflera to pasmo zmian. Na przestrzeni lat i działalności zespołu zmieniały się systemy polityczne, zmieniał się skład. O te dwa czynniki pytali pana wszyscy. Mnie jednak najbardziej interesują zmiany w brzmieniu. Budka Suflera to dla mnie przede wszystkim mieszanka stylów, eksperymentowanie z gatunkami. Z czego wynika chęć tworzenia tak eklektycznego materiału?

  • Tomasz Zeliszewski: Eklektyzm i zmiany, mówi pani? A ja patrzę na naszą historię właśnie z perspektywy wszystkiego, co stałe. Zespół to grupa artystyczna, która jest maleńką społecznością. Za rok o tej porze będziemy obchodzili 50. urodziny działalności polegającej na tworzeniu i kreatywnej pracy. 
    Niezależnie od ustroju czy wydarzeń, graliśmy szczerą muzykę, pisaliśmy dobre teksty. Faktycznie sięgaliśmy po wiele gatunków, zmienialiśmy skład, ale to dla mnie całkowicie naturalne. Było też sporo niezmiennych elementów. Tym chyba najważniejszym jest twórczość Romka Lipko. Kontynuujemy tę pracę na naszej najnowszej płycie „Skaza”.

 

Tomasz Zeliszewski koncert
Materiały z oficjalnej strony zespołu Budka Suflera, Tomasz Zeliszewski, Poznań 2014

 

Budka Suflera przepracowała rocka, funk, blues, cerkiewne pieśni. Ta lista gatunków zdaje się nie mieć końca. Który z gatunków był dla pana największym wyzwaniem?

  • Mówiąc o pieśniach cerkiewnych, ma pani pewnie na myśli „Pieśń niepokorną”. Pamiętam dokładnie, jak ona się rodziła. Spotkałem się z Romkiem w mieszkaniu jego rodziców. Powiedział, że musi mi zagrać coś pięknego, co usłyszał i co cały czas w nim siedziało. Już wtedy wiedziałem, że żeby podkreślić tę melodię, potrzebny jest niezwykły wokal. A Krzysztof Cugowski taki wokal miał. I to był jedyny przypadek, w którym tak mocno zastanawiałem się nad właściwościami jakiegoś gatunku.
    Jako bardzo młody człowiek nie czułem żadnej przynależności stylistycznej. Miałem świadomość tego, w jakim gatunku były nasze utwory, ale były mi obojętne w tym sensie, że się w nich nie szufladkowałem. Ważne było tylko to, żeby wywoływały emocje w nas i ludziach, którzy ich słuchali. Melodie mogły pochodzić z Jamajki albo Stanów Zjednoczonych – wszystko, w czym się zanurzyliśmy i tak brzmiało jak Budka Suflera (śmiech).

 

Skaza Budka Suflera

 

Na twórczość Budki Suflera duży wpływ wywarła muzyka innych wielkich gwiazd jak chociażby Billa Whitersa. Jak to wygląda teraz, jest kim się inspirować?

  • Zawsze jest kim się inspirować.
    Jako muzycy nie wynajdujemy dźwięków. My je akceptujemy, przetwarzamy, zestawiamy z innymi. Uważam, że człowiek zawsze jest w kimś lub w czymś zakochany – w tym wypadku w jakiejś muzyce. Mamy różne fazy, które z czasem mijają albo ewoluują. Takie podejście jest paliwem dla sztuki. Muzycy zawsze fascynują się jakąś muzyką, inną od tej, którą sami tworzą. To naturalne i stanowi okazję do rozwijania swojego warsztatu.

A kogo słucha pan teraz?

  • Ostatnio często słucham Foo Fighters, chociaż muszę się przyznać, że był czas, kiedy inaczej patrzyłem na tych wspaniałych, utalentowanych artystów. Zacząłem słuchać ich płyt i dostrzegłem, ile w tej muzyce jest harmonii, ile ciekawych wątków pojawia się w tekstach. Na początku w mojej świadomości te piękne melodie były przykryte ostrym, rockowym graniem. Jednak teraz wiem, że to po prostu ich sposób aranżacji, który doceniam. Drugą kapelą, którą ostatnio lubię jest Steely Dan, a więc też nie nowy zespół.
    Uważam, że jeśli czasami coś nam się w muzyce albo innej dziedzinie sztuki nie podoba, to warto pomyśleć, że może po prostu jeszcze tego nie rozumiemy. Bo gust bardzo się zmienia, czego jestem doskonałym przykładem.

 

Skaza Budka Suflera na kasecie

 

Trzy lata temu odszedł Romuald Lipko, ale na płycie „Skaza” znalazły się utwory jego autorstwa. Jak do nich dotarliście?

  • Nasz przyjaciel nam je zostawił. Lata wcześniej odbyła się pomiędzy nami rozmowa w studiu nagrań. Roman opowiedział o wizycie u lekarza i swoich wynikach badań. Poprosił nas, żebyśmy – w razie czego – grali jego piosenki. Zapadła cisza, po której trzeba było coś powiedzieć, więc ja za siebie zadeklarowałem „oczywiście stary, nie ma sprawy”. I nadal jest to dla mnie kwestia honoru. A pomijając aspekt przyjaźni czy dumy – Romek był bardzo utalentowany, tworzył piękne rzeczy. Był Budką, a Budka była nim. Ponadto mamy pełne błogosławieństwo jego rodziny. Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie, po jego odejściu zbliżyliśmy się do siebie.
    Nasza przedostatnia płyta „10 lat samotności”, na której śpiewa Felicjan Andrzejczak oraz najnowsze dzieło „Skaza”, to albumy zawierające w stu procentach utwory Romka. Dodam, że to naczynie z jego piosenkami nie wyschło, mamy jeszcze dużo materiału, chociaż pewnie kolejną płytę nagramy z kompozycjami autorstwa obecnego składu Budki Suflera. Mietek Jurecki jest bardzo zdolnym kompozytorem. Poza tym każdy członek zespołu może przynieść materiał i liczyć na to, że będziemy nad nim pracować.

Jak pracuje się nad materiałem, którego już nie ma jak skonsultować z autorem?

  • Jego nieobecność i w pewnym sensie obecność ma na nas ogromny wpływ. Głównie emocjonalny. Chyba nie powinniśmy nawet próbować się od tego wyzwolić, bo to jest fantastyczne. To taka mimowolna pamięć o nim. Czasami w trakcie prób czy nagrań zadawałem sobie pytanie „co by powiedział Romek, jakby to usłyszał?”. Mam głębokie przekonanie, że gdyby Romek był z nami, to na pewno wszystko brzmiałoby inaczej. To dotyczy wszystkich członków zespołu – bez jednej osoby w składzie, każda płyta byłaby inna. Kompozycje Romka pewnie zostałyby zmienione, udoskonalone przez niego samego, gdyby był nadal z nami. Wpływ na brzmienie utworów mają wszyscy ci, którzy danego dnia byli w studiu – i nie mam na myśli wyłącznie muzyków.
    Nasza praca nie wygląda tak, że każdy nagrywa swój fragment i przesyła go w formie pliku komputerowego do innych. Taka forma pracy nad muzyką może się sprawdzać, ale nie w naszym przypadku. Zawsze gramy razem, nakręcamy się wzajemnie, podchodzimy do tego kreatywnie.

 

Skaza Budka Suflera płyta winylowa

 

Teraz wokalistami są Jacek Kawalec, Robert Żarczyński i Irena Michalska. Co usłyszeliście w głosach tej trójki, że postanowiliście zaangażować ją do współpracy nad płytą?

  • Zacznijmy od Ireny Michalskiej. Ona jest niezwykle muzykalna i utalentowana. Świetnie radzi sobie technicznie, to trochę taki wokalny kameleon – bez problemu wchodzi w różne barwy i przeistacza się na scenie. Kocha piosenkę aktorską, co słychać w jej partiach. Kiedy po raz pierwszy przyjechała do nas na nagranie do studia, żeby zaśpiewać utwór „Siła strumienia”, to nie miała na niego pomysłu. Po rozśpiewaniu podjęła próbę i wie pani co? Zaśpiewała od początku do końca, bez najmniejszego problemu. Nic nie trzeba było poprawiać. Jak tu się nie zachwycić?
    Jeśli chodzi o męskie grono, to wymagania mamy takie same – albo ktoś dobrze śpiewa albo nie śpiewa u nas (śmiech). Nas nie interesują argumenty inne niż te związane z muzyką. Jacek i Robert mają papiery na śpiewanie. Obaj mają piękne barwy głosów. Robert nie mógłby sięgnąć po piosenki z pierwszej czy drugiej płyty Budki, ale Jacek robi to bez problemu. Można powiedzieć, że panowie się uzupełniają. Taki skład wokalistów pozwala nam na koncertach grać cały materiał, jaki na przestrzeni 50 lat wydaliśmy pod szyldem Budka Suflera.

Piosenka „O tobie myślę w zimną noc” zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Od razu pomyślałam o wojnie w Ukrainie. Czy to słuszna interpretacja?

  • To jest utwór, który dokładnie o tym opowiada. Wojna wybuchła w czasie, kiedy zaczynaliśmy pracę nad płytą. Czuliśmy, że musimy zareagować na to wydarzenie. Autorem teksu jest Bogdan Olewicz. Boguś ma w zwyczaju śpiewać nam piosenki, które napisał – tę zaprezentował w samochodzie. Muszę przyznać, że podczas słuchania totalnie się rozkleiłem.

 

 

Z kolei utwory „Gubię się” i „Droga do celu” to według mnie piosenki, których powinni posłuchać wszyscy moi rówieśnicy, czyli pokolenie Y, a może nawet Z, bo mówią o tym stanie poszukiwania siebie. To chyba dowód na to, że wciąż potraficie mówić do odbiorców w różnym wieku.

  • To miłe, że tak pani myśli. Mamy nadzieję, że jesteśmy postrzegani jako kapela, która nie stoi w miejscu.
    Kiedy zacząłem grać w Budce, miałem osiemnaście lat. Nasze teksty opisały wiele aspektów mojego życia. Pamiętam to uczucie, chcę żeby mieli je nasi słuchacze. Płyta „Skaza” pokazuje, że wciąż mówimy do różnych grup wiekowych, chociaż mam też świadomość, że od wielkich komercyjnych sukcesów i zdobywania rynku są teraz młodzi twórcy. Oni lepiej rozumieją swoich rówieśników, mają swoje miłości muzyczne, swoje powody do buntu. Szanuję ich mocno i nie chcę być dla nich tylko marudną konkurencją. Wierzę, że na scenie jest wystarczająco miejsca dla wszystkich.
    Kiedy po raz pierwszy przesłuchałem płyty „Skaza”, już po wstępnym miksie, to poczułem coś w rodzaju deja vu. Miałem podobne odczucia, jak po nagraniu albumu „Cień wielkiej góry”. Nie sądziłem, że to mnie jeszcze spotka. Cieszę się, że nic się nie zmieniło. Jesteśmy o 50 lat starsi, ale jest w nas ta sama energia.

Po więcej wywiadów oraz wieści ze świata muzyki zapraszamy do działu Słucham.