Daria Ryczek-Zając pochodzi z Katowic i honoruje Śląsk na kilka sposobów. Ma go w swoim pseudonimie oraz sercu. Nam opowiedziała o muzyce, która podobnie jak ona, urodziła się w tym regionie, by następnie trafić do głośników w całej Polsce.

Była częścią duetu The Party is Over i wspólnie z Michałem Wajdzikiem-Radziejowskim tworzyła muzykę trip-hopową. Jednak postanowiła skupić się na solowej karierze. Koncertowała z Kortezem i Miuoshem, a teraz, we współpracy z Jazzboy Records, wydaje swój debiutancki krążek, na którym znalazł się bardzo osobisty materiał. Rozmawiamy o smutku, hip-hopie, Britney Spears oraz metodach radzenia sobie ze stresem.

 

Daria ze Śląska - fot. Hubert Grygielewicz
materiały Jazzboy Records, fot. Hubert Grygielewicz

 

Aleksandra Woźniak-Tomaszewska: Nigdy nie byłam na Śląsku. Jak brzmi ten region?

  • Daria ze Śląska: Muzycznie dużo tam się dzieje. Najbardziej na bieżąco jestem z elektroniką i hip-hopem. Ze Śląska pochodzą Coalsi, którzy robią super rzeczy. Rap wiadomo: Kaliber 44 i Paktofonika. Jednak ja załapałam się na rap jakieś 5 lat temu. Dopiero niedawno odkopałam klasyki. Z alternatywy polecam też muzykę Jakuba Skorupy, jest świetnym tekściarzem, aczkolwiek znamy się prywatnie, więc tak dziwnie mi o nim rozmawiać (śmiech). Jego album „Zeszyt Pierwszy” jest bardzo szczery, ciepło mi na sercu, jak o nim myślę. Równolegle robiliśmy swoje rzeczy. Kuba wcześniej wyskoczył z materiałem – uważam, że jest super, bardzo szczery, osobisty i świetnie napisany.

A poznajesz teraz muzyczną Warszawę?

  • Nigdy nie starałam się poznawać muzyki regionalnie. Kiedy zaczynam kogoś słuchać, to często staram się dowiedzieć więcej o danym artyście czy zespole. Wtedy łapie się na tym, że ten ktoś pochodzi z jakiegoś konkretnego miasta. Choć nie ma to dla mnie wielkiego znaczenia.

Śląsk masz w swoim pseudonimie scenicznym. Co takiego w nim jest, że chciałaś go w ten sposób podkreślić?

  • Ten pseudonim powstał przez przypadek. Mój menadżer po prostu tak zapisał sobie mnie w telefonie (śmiech). A ja jestem ze Śląska, więc za bardzo nie opierałam się temu wszystkiemu. Uznałam, że przecież tam się urodziłam, tam się zakochałam, uczyłam, trenowałam. Wszystko, co jest związane ze Śląskiem, jest moje i wydawało mi się to po prostu naturalne, że Śląsk pojawia się w mojej twórczości też w taki symboliczny sposób.

 

Daria ze Śląska  tu była Daria ze Śląska

 

Sama o sobie mówisz, że „w smutku czujesz się najbezpieczniej”. Co niebezpiecznego jest w szczęściu?

  • Może najpierw powiem o smutku. Najbezpieczniej z nim czuję się dlatego, że smutne emocje szybciej się do mnie przyklejają i dłużej je pamiętam. Nie wiem, czy jestem wyjątkiem. Czuję, że dużo osób właśnie tak ma. Możliwe, że jestem w okresie przejściowym. Staram się nauczyć pozytywnie reagować – doceniać, zauważać te pozytywne emocje. To pewnie ćwiczenie wdzięczności.

    Co do szczęścia mam wrażenie, że z tym moim szczęściem byłam trochę na bakier. Teraz obiektywnie można powiedzieć, że dzieje się u mnie naprawdę dużo dobrego, ale to też nie jest czarno-białe. Po prostu czasami jest lepiej, czasami gorzej. Z resztą już od czasów dzieciństwa byłam bardzo zachowawcza.

    Myślałam o tym, żeby zawsze się jakoś zabezpieczyć, być krok do przodu, przygotowaną na coś złego, co może nawet się nie wydarzyć.

Dużo mówi się o terapeutycznym wpływie muzyki. Słuchanie czy tworzenie jej pozwala układać sobie dużo rzeczy w głowie. Czy tak jest w twoim przypadku?

  • Samo komponowanie muzyki nie ma na mnie takiego wpływu, nie widzę u siebie takiej intencji podczas tworzenia. Do tego elementu podchodzę zadaniowo. Jeśli jakaś myśl lub melodia przyjdzie mi do głowy, to wałkuję je w swojej głowie i chcę coś do tego dopasować.

    Oczywiście dużo we mnie jest emocjonalności. Na pewno nie robiłabym tego, co robię, czyli nie zajmowałbym się muzyką, gdyby nie wrażliwość na dźwięki i słowa, która po drodze przerodziła się w pasję.

A robisz sobie czasami playlisty na różne okazje lub nastroje?

  • W ogóle nie robię playlist. Czasami w mediach społecznościowych widzę, jak ktoś ze znajomych dzieli się takimi swoimi zestawieniami. Siedzę w gotowych playlistach ze Spotify i to są głównie zestawienia muzyki alternatywnej lub hip-hopowej. A ty robisz sobie takie listy?

Tak. Na przykład na dalekie wycieczki samochodem. To z jednej strony trochę utrudnia poznawanie nowych rzeczy, a z drugiej pozwala czegoś się o sobie dowiedzieć.

  • To chyba muszę spróbować! Teraz przypominam sobie, że raz coś takiego na mnie zadziałało. Choć nadal nie była to moja playlista. Miałam bardzo zły dzień. Odpaliłam sobie listę lat 2000, na której były kawałki w stylu Britney Spears i poczułam, że coś w moim ciele się zmieniło. Zachciało mi się żyć! (śmiech).

 

daria ze śląska zdjęcie
materiały Jazzboy Records, fot. Adam Słomiński

 

Czyli potrzebowałaś szczęśliwej muzyki!

  • Jak zaczęłam słuchać, dotarło do mnie, że Britney Spears czy Christina Aguilera kiedyś podobnie na mnie działały. Miałam za dzieciaka fazę fascynacji R&B i amerykańskim popem. Wtedy, nie kumałam, o czym ci artyści śpiewają, ale ważne było to, że działała na mnie ich muzyka.

A zdarza ci się czasem tańczyć teraz, w dorosłym życiu do jakichś piosenek?

  • Oczywiście! W domu do sprzątania (śmiech). I jak się zdenerwuję, zepnę to wtedy muszę wprowadzić ciało w ruch. Siadam na macie do ćwiczeń albo właśnie sprzątam. W serialu „BrzydUla” główna bohaterka lepiła pierogi jak się wkurzyła, a ja sprzątam, ćwiczę lub tańczę jakiegoś połamańca.

21 kwietnia będzie miała premierę twoja debiutancka płyta. Co poczułaś w momencie, kiedy symbolicznie zamknęłaś drzwi studia?

  • Takich trzaśnięć drzwiami było wiele, bo często mi się wydawało, że to już koniec pracy, a potem się okazywało, że w materiale słychać jakieś niepotrzebne dźwięki albo trzeba wrócić do miksu lub masteru, żeby poprawić brzmienie. Powiedziałam sobie, że symboliczny koniec nastąpi, jak będę trzymać w rękach swoją płytę. W sumie mam tak z wieloma rzeczami, jakie robię – wierzę w nie dopiero, jak ich fizycznie doświadczę.

Jeśli chodzi o te „niepotrzebne dźwięki” i inne poprawki nagranego materiału – to ty słyszałaś te rzeczy i chciałaś wrócić do studia, żeby je poprawiać?

  • Tak, wychwytuję takie rzeczy. Zresztą nie tylko ja w Jazzboyu. Niektóre rzeczy bardzo mnie irytują, a dbam o to żeby materiał był dopracowany.

    Czasami muszę się w tym stopować, mówić sobie „Daria, już dosyć, już jest dobrze”. Ale mam też świetną ekipę, która mi pomaga i wskazuje elementy, jakich ja nie dostrzegam.

W twoich piosenkach można znaleźć zachętę do znalezienia wewnętrznego spokoju, szczególnie w utworze „Falstart albo faul”. Masz metodę na uciszenie „myśli warczących jak psy”?

  • Nie mam na to metody. Czasami, przez przypadek udaje mi się ją wypracować w konkretnej sytuacji. Bardzo pomagają mi rozmowy z ludźmi, ale ja sama ich nie inicjuję. Trwam w czymś, co mnie wkurza i czekam, aż ktoś przyjdzie i mi pomoże rozmową. Ostatnio korzystam ze świadomego oddechu i to mi pomaga. Piosenka, o której mówisz, czyli „Falstart albo faul” jest wypadkową złości po sytuacji, która nie była bardzo dramatyczna. Chodziło o koncert, który nie mógł się odbyć z racji mojej choroby. Wtedy miałam zacząć promować swój materiał, ale plany się posypały. Poszłam zdenerwowana do parku mysłowickiego i wyrzuciłam z siebie to wkurzenie, a to mnie zainspirowało.

 

 

Złość może być więc inspirująca do działania.

  • Okazuje się, że tak. Tylko trzeba się nauczyć z niej korzystać. Ja często ze złością miałam tak, że trzymałam ją w sobie, nie werbalizowałam jej. To nie działało na mnie dobrze. Uznanie złości za emocję, z której da się czerpać coś pozytywnego jest pracą – uczę się tego od jakiegoś czasu.

Teraz takie pojęcia jak well beeing odmienia się przez wszystkie przypadki. Poszukiwanie wewnętrznej siły staje się ważnym elementem rozwoju osobistego. Myślisz, że słuchanie twoich piosenek może pomóc w odnajdywaniu w sobie siły?

  • Cieszę się, że panuje taki trend. Moją intencją podczas tworzenia piosenek było raczej żalenie się sobie i na siebie (śmiech). Efekt jest odwrotny i okazuje się, że druga zwrotka „Falstartu” jest całkiem pozytywna. Można w niej znaleźć nadzieję. Podkreślę, że nie słyszałam tego, pisząc kawałek, ale dostaję bardzo wiele informacji od słuchaczy, że oni słyszą to wyraźnie. Teraz to kumam.

Wsłuchując się w słowa twoich kawałków, można odnieść wrażenie, że one nie są sumą wielu doświadczeń, tylko dotyczą bardzo konkretnych wydarzeń, osób. To chyba efekt twojego zmysłu obserwacyjnego i umiejętności opisywania emocji. Czy na co dzień też jesteś refleksyjną osobą?

  • Myślę, że i tak i nie. Moje słowa są kierowane do mnie samej, ale osoby, które mnie znają, będą dokładnie wiedziały, co miałam na myśli w danej zwrotce.

    A co do bycia refleksyjną – ostatnio w rozmowach z ludźmi słyszę, że mam reportażowy sposób patrzenia na świat. W tym trochę pomógł mi hip hop. W utworach z tego gatunku jest dużo storytellingu – bohaterowie kawałków rapowych są charakterystyczni, dobrze opisani. Podobnie okoliczności, w jakich się znajdują. Podziwiam taki sposób pisania piosenek, więc sama chcę wykorzystywać go u siebie.

Byłaś nominowana do nagrody Odkrycia Empiku w kategorii muzyka, czego gratuluję. Jury było zachwycone piosenkami „Falstart albo faul” oraz „Dziewczyna z tatuażem”. Czy masz jakieś swoje muzyczne odkrycia?

  • Myślę, że Dawid Tyszkowski. Podoba mi się jego głos i jakoś wierzę mu jak na niego patrzę i go słucham. Moim drugim odkryciem w tym roku był Miły Atz. Niezwykle trafne spostrzeżenia i flow.

Więcej wywiadów oraz wieści ze świata muzyki polskiej i nie tylko znajdziecie w dziale Słucham.

Zdjęcie okładkowe: materiały Jazzboy Records, fot. Adam Słomiński